Chłopak obtarł wierzchem dłoni łzy, które nie chciały przestać kapać mu na policzki. Przez to czuł się strasznie dziecinnie, chociaż właśnie prowadził omdlewającego i dorosłego Tae, niemalże go niosąc. Jungkook był zrozpaczony. Kiedy zobaczył Taehyunga leżącego z nieprzytomnym wyrazem twarzy przy sedesie z siniakiem na szczęce i ubraniami brudnymi od wymiotów, wstrząsnął nim histeryczny płacz, którego za nic nie mógł opanować. Miał wrażenie, że blondyn już umarł i podnosząc go z podłogi przy jękliwym nawoływaniu jego imienia, sam prawie zemdlał.
Teraz zostało im do pokonania parę przecznic i klatek schodowych. I Jungkook chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia swojej tułaczki przez problemy Taehyunga miał wrażenie, że nie da rady i że za chwilę usiądzie tu z nim na chodniku i zaniesie się głośniejszym płaczem.
Wchodząc już na trzecie piętro nie miał czucia w całym ciele. Trząsł się i było mu niedobrze, a policzki strasznie szczypały od zimna i słonych łez.
-Taehyung? – mruknął starszemu do ucha, przetaczając się z nim przez próg mieszkania.
-Mmm?
Kook odetchnął, po ułożeniu go w sypialni na łóżku. Miał odrobinę uniesione powieki i przekrwione oczy błyszczące, jakby były ze szkła. I wielkiego fioletowo-czerwonego siniaka na zgięciu żuchwy i prawego policzka.
-Jak się czujesz? – Tak w zasadzie nie spodziewał się odpowiedzi, widząc w jakim stanie jest Taehyung.
-Kookiszon...
Taehyung rozciągnął usta w bladym i dziwnym uśmiechu, unosząc sflaczałe ramiona w stronę bruneta w niemej prośbie o przytulenie. Ten jednak wciąż stał nad nim bez ruchu ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. I nic. W tym momencie głęboko schowana część jego duszy podziwiała Yoongiego, że wytrwał z Taehyungiem tyle czasu, samemu nie załamując się przy tym bardziej. Teraz postrzegał się za najsłabszego z najsłabszych. Bo nie zamierzał wypierać się tego, że przez moment stwierdził, że nie da rady.
-Chodź tu – wydusił Tae po braku reakcji ze strony Jungkooka. – Kookie...
Potem opuścił ramiona, dostrzegając na jego policzkach łzy i zaczerwienienia.
-Przepraszam...
Jungkook podniósł wzrok na twarz blondyna i zmarszczył lekko brwi. Ukucnął i ułożywszy mu dłoń na głowie z palcami wplecionymi w zielone pasemka, pochylił się i szepnął:
-Nie przepraszaj Tae, bo nie masz za co. To ja powinienem przeprosić. Źle zrobiłem zostawiając cię samego. Gdyby nie to, to byś nie wyszedł i nic by ci się nie stało, przepraszam...
Blondyn przejęty ogromnie tym co powiedział Jungkook, odwrócił się na bok, zalany falą wyrzutów sumienia z powodu przeprosin swojego skarbu. Sięgnął palcami do rumianego od płaczu policzka chłopca i pogładził go miękko swoimi szorstkimi opuszkami. Zbliżył się do niego bardziej, choć kosztowało go to dość sporo wysiłku i bolesne mrowienie w karku i kończynach.
-Jungkookie, przestań, proszę – załkał, wycierając słone krople, które nagle spłynęły z jego spuchniętych oczu. Było mu tak cholernie głupio i źle. – Jungkookie... Przepraszam, nie chciałem tego... Nie płacz...
Nieśmiało i ostrożnie wychylił się jeszcze bardziej i pocałował mokry policzek Kookiego. Brunet zaszlochał, zsuwając dłoń z włosów Taehyunga na jego szyję, którą po chwili całkowicie oplótł i podciągnął się do blondyna w potrzebie bliskości. Taehyung zaś odsunął się do tyłu, by wciągnąć chłopaka na miejsce obok siebie i utulić go przy swoim boku.
Brunet cicho płakał, chowając twarz w zagłębieniu pomiędzy poduszką, a szyją starszego. Naprawdę żywił do Taehyunga sporo uczuć. Naprawdę. Inaczej by tak tego nie przeżywał. I nie chciał z całego serca aby działy się z nim te rzeczy. Żeby cierpiał. I żeby nigdy w życiu nie musiał już słuchać słów Kibuma, ani nikogo kto ma na celu zranienie go. Jemu samemu wciąż dzwoniło w uszach tamtymi wyzwiskami, to co dopiero musi czuć Taehyung, który słyszał to dużo dłużej i w dodatku brał do siebie.
Cichy szept starszego, jego ciepłe objęcia, szorstka dłoń czule podtrzymująca go w biodrze i pachnący mentolowymi papierosami, wódką i opuncją oddech owiewający mu włosy i szyję. Małe niebo.
Gorący policzek przyciśnięty do jego szyi, dwie jasne piąstki zaciśnięte na koszulce, smukła noga wpleciona pomiędzy te jego i szeleszczące wdechy, łaskoczące go w ucho. Małe niebo.
On. Jego dziwak w różowej kurtce. Duże niebo.
On. Jego dzieciak. Duże niebo.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...