34: Ty moim rajem

950 125 3
                                    

  Chłopak obtarł wierzchem dłoni łzy, które nie chciały przestać kapać mu na policzki. Przez to czuł się strasznie dziecinnie, chociaż właśnie prowadził omdlewającego i dorosłego Tae, niemalże go niosąc. Jungkook był zrozpaczony. Kiedy zobaczył Taehyunga leżącego z nieprzytomnym wyrazem twarzy przy sedesie z siniakiem na szczęce i ubraniami brudnymi od wymiotów, wstrząsnął nim histeryczny płacz, którego za nic nie mógł opanować. Miał wrażenie, że blondyn już umarł i podnosząc go z podłogi przy jękliwym nawoływaniu jego imienia, sam prawie zemdlał.

  Teraz zostało im do pokonania parę przecznic i klatek schodowych. I Jungkook chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia swojej tułaczki przez problemy Taehyunga miał wrażenie, że nie da rady i że za chwilę usiądzie tu z nim na chodniku i zaniesie się głośniejszym płaczem.

  Wchodząc już na trzecie piętro nie miał czucia w całym ciele. Trząsł się i było mu niedobrze, a policzki strasznie szczypały od zimna i słonych łez.

-Taehyung? – mruknął starszemu do ucha, przetaczając się z nim przez próg mieszkania.

-Mmm?

  Kook odetchnął, po ułożeniu go w sypialni na łóżku. Miał odrobinę uniesione powieki i przekrwione oczy błyszczące, jakby były ze szkła. I wielkiego fioletowo-czerwonego siniaka na zgięciu żuchwy i prawego policzka.

-Jak się czujesz? – Tak w zasadzie nie spodziewał się odpowiedzi, widząc w jakim stanie jest Taehyung.

-Kookiszon...

  Taehyung rozciągnął usta w bladym i dziwnym uśmiechu, unosząc sflaczałe ramiona w stronę bruneta w niemej prośbie o przytulenie. Ten jednak wciąż stał nad nim bez ruchu ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. I nic. W tym momencie głęboko schowana część jego duszy podziwiała Yoongiego, że wytrwał z Taehyungiem tyle czasu, samemu nie załamując się przy tym bardziej. Teraz postrzegał się za najsłabszego z najsłabszych. Bo nie zamierzał wypierać się tego, że przez moment stwierdził, że nie da rady.

-Chodź tu – wydusił Tae po braku reakcji ze strony Jungkooka. – Kookie...

Potem opuścił ramiona, dostrzegając na jego policzkach łzy i zaczerwienienia.

-Przepraszam...

  Jungkook podniósł wzrok na twarz blondyna i zmarszczył lekko brwi. Ukucnął i ułożywszy mu dłoń na głowie z palcami wplecionymi w zielone pasemka, pochylił się i szepnął:

-Nie przepraszaj Tae, bo nie masz za co. To ja powinienem przeprosić. Źle zrobiłem zostawiając cię samego. Gdyby nie to, to byś nie wyszedł i nic by ci się nie stało, przepraszam...

  Blondyn przejęty ogromnie tym co powiedział Jungkook, odwrócił się na bok, zalany falą wyrzutów sumienia z powodu przeprosin swojego skarbu. Sięgnął palcami do rumianego od płaczu policzka chłopca i pogładził go miękko swoimi szorstkimi opuszkami. Zbliżył się do niego bardziej, choć kosztowało go to dość sporo wysiłku i bolesne mrowienie w karku i kończynach.

-Jungkookie, przestań, proszę – załkał, wycierając słone krople, które nagle spłynęły z jego spuchniętych oczu. Było mu tak cholernie głupio i źle. – Jungkookie... Przepraszam, nie chciałem tego... Nie płacz...

  Nieśmiało i ostrożnie wychylił się jeszcze bardziej i pocałował mokry policzek Kookiego. Brunet zaszlochał, zsuwając dłoń z włosów Taehyunga na jego szyję, którą po chwili całkowicie oplótł i podciągnął się do blondyna w potrzebie bliskości. Taehyung zaś odsunął się do tyłu, by wciągnąć chłopaka na miejsce obok siebie i utulić go przy swoim boku.

  Brunet cicho płakał, chowając twarz w zagłębieniu pomiędzy poduszką, a szyją starszego. Naprawdę żywił do Taehyunga sporo uczuć. Naprawdę. Inaczej by tak tego nie przeżywał. I nie chciał z całego serca aby działy się z nim te rzeczy. Żeby cierpiał. I żeby nigdy w życiu nie musiał już słuchać słów Kibuma, ani nikogo kto ma na celu zranienie go. Jemu samemu wciąż dzwoniło w uszach tamtymi wyzwiskami, to co dopiero musi czuć Taehyung, który słyszał to dużo dłużej i w dodatku brał do siebie.

Cichy szept starszego, jego ciepłe objęcia, szorstka dłoń czule podtrzymująca go w biodrze i pachnący mentolowymi papierosami, wódką i opuncją oddech owiewający mu włosy i szyję. Małe niebo.

Gorący policzek przyciśnięty do jego szyi, dwie jasne piąstki zaciśnięte na koszulce, smukła noga wpleciona pomiędzy te jego i szeleszczące wdechy, łaskoczące go w ucho. Małe niebo.

On. Jego dziwak w różowej kurtce. Duże niebo.

On. Jego dzieciak. Duże niebo.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz