37: Mozaika raniącej prawdy

953 114 3
                                    

  Promienie zimowego słońca przeświecały cienkie firany, padając białymi smugami na okryte kocem ciała chłopców. W salonie unosiło się mnóstwo drobinek kurzu, migoczących niczym brokat w porannym świetle. Zza okna słychać było szum z ulic, nieliczne rozmowy tych bliżej przechodzących i szczekanie psów z innej dzielnicy, zaś tu, w tym pokoju dla ucha wyłapywalne były tylko ciche oddechy.

  Dochodziło południe, a ci trwali w swoich objęciach, śpiąc w najlepsze. Było im tak ciepło i błogo, gdy każdy miał przy sobie swój skarb.

  Kookie leżał po wewnętrznej stronie kanapy, z ciałem i twarzą wtulonymi w pochrapującego na brzegu Tae, który z kolei obejmował go obydwoma ramionami i nogą, przełożoną przez jego biodra z nawyku, jaki wyrobił sobie podczas spania z Yoongim. I wydawałoby się, że mogliby spać tak jeszcze długo, może nawet do samego wieczora. Może, gdyby nie nagły huk od strony korytarza i drzwi wejściowych.

  Od tego hałasu Taehyung od razu otworzył oczy. Cały się spiął, dostrzegając przestrzeń salonu, kojarzącego mu się tylko z jednym, więc przełknąwszy ślinę, wstał ostrożnie z kanapy, ażeby nie obudzić Jungkooka. Okrył go szczelnie kocem, po czym wyszedł stamtąd prędko. By tylko nie popatrzeć w stronę parapetu. Bo chociaż wszystko było posprzątane i niby sprawy nie było, on cały czas na parkiecie widział plamy z krwi i odłamki szkła z butelki po wódce. Zagryzł wargę.

  Ostrożne kroki, czujnie nastawione uszy i otarte ze snu oczy. Taehyung powoli wyjrzał do przedpokoju. Nikogo, ani nic specjalnego nie zobaczył, lecz to sprawiło, że zaczął stresować się odrobinę bardziej. Może to tylko sąsiad wnosił zakupy i coś mu upadło. Albo ktoś poślizgnął się na schodach. Zrobił krok w przód, wychodząc tym samym do holu. Po chwili stał przed drzwiami, wyglądający przez judasza na klatkę schodową. Gdy nie zobaczył nic szczególnego, odsunął się ze zmarszczonymi lekko brwiami i zasunął jeszcze jedną zasuwkę.

  Niespodziewane pukanie zza drugiej strony sprawiło, że Taehyungowi stanęło serce, a on sam mimowolnie podskoczył. Zbliżył się ponownie do wizjera i wyjrzał na korytarz. Odetchnął, zobaczywszy jedynie sąsiadkę – panią Yang z mieszkania naprzeciwko. Powoli odsunął każdy zamek i otworzył drzwi.

-Dzień dobry, ahjumma – wychrypiał, kłaniając się lekko na przywitanie.

-Dzień dobry, kochany. Aj, nie chciałabym cię martwić, no... Ale zobacz. – Kobieta wskazała na wycieraczkę i zewnętrzną stronę drzwi. – Spotkałam przy wejściu pana Seo. Był bardzo zdenerwowany, mówił, że potrąciło go paru młodzieńców, przez co upuścił pakunek z nowym stołem. A teraz weszłam na piętro i widzę to...

  Taehyung tylko połowicznie jej słuchał. Wytrzeszczał oczy i z przerażeniem omiatał wzrokiem mozaikę powstałą na wycieraczce i drzwiach jego mieszkania. Na całej ich powierzchni od góry do dołu niedbale poprzyklejane były wydrukowane obrazy z wieczoru, kiedy Tae sprzedał się Kibumowi za parę gramów zioła. Obrazy przedstawiające go z przekrwionymi oczami, łzami na policzkach, ubraniach w plamach z wymiocin, ledwo stojącego na nogach i leżącego z twarzą na desce sedesu. A jakby tego było mało, to na środku czerwoną gruba linią wypisane było "kurwa".

-Taehyung-ssi? Co to jest?

  Blondyn poczuł kolejne łzy napływające do oczu. Oparł się plecami o framugę, a potem zanotował swoje ruchy dopiero, gdy jego kolana spotkały się z posadzką, a on zaczął łkać i uderzać pięścią w zdjęcia. Obrazy szalały mu w głowie, tworzyły wir, a potem rozpędzone wpadały do serca, kłując je i raniąc z całej siły. Chciał uciec, schować to wszystko, co pokazywało jaki jest naprawdę. Ignorował kobietę, łapiącą go za ramiona przy mówieniu czegoś, co chyba miało go uspokoić. On tylko sięgał po kolejne zdjęcia i panicznie je gniótł, jakby to mogło sprawić, że nikt już ich nie zobaczy i że znikną ze świata.

-Hyung? – Pani Yang podniosła głowę na dźwięk chrapliwego głosu, dochodzącego z głębi mieszkania Taehyunga. – O mój Boże, co się stało?!

  Jungkook zostawił oko, które właśnie przecierał i ruszył w stronę rzucającego się blondyna, nieudolnie trzymanego przez starszą kobietę z przygnębionym wyrazem twarzy. Objął chłopaka w klatce piersiowej i po uniesieniu go odrobinę, usadził na skrzyni stojącej przy drzwiach w przedpokoju.

-Kochanie, zadzwonić po kogoś, albo na policję? – zapytała kobieta, pochylając się do Jungkooka.

-Na policję? – zdziwił się ten. Pani Yang kiwnęła głową w stronę bałaganu przed drzwiami i przygryzła wargę przy ponownym zerknięciu na chłopców. – Nie... Trzeba... Dziękuję, ahjumma...

  Przestąpiła z nogi na nogę. Nie miała pojęcia o co chodzi z tymi zdjęciami i okropnym wyzwiskiem. Taehyung zawsze był miły, co prawda zdarzało jej się widzieć go pijanego, ale w końcu był młody, więc nie miała do niego żadnej urazy. A teraz zdarza się coś takiego i nie wie co robić. W dodatku ten chłopiec. Nigdy go nie widziała, a z Taehyungiem zawsze mieszkał ten zielonowłosy Yoongi, który czasem pomagał jej wnosić zakupy i który grał na pianinie, co słychać było u niej w mieszkaniu i czego bardzo lubiła słuchać. Ten tutaj wyglądał na dziecko, co tylko wzmogło jej zmartwienia i chęć zadzwonienia na policję.

-No dobrze... Dacie sobie radę?

-Musimy – westchnął Jungkook, zakładając ramię na barki Tae, płaczącego głośno w jego szyję.

-Jeśli czegoś byście potrzebowali, to mieszkam naprzeciwko. Taehyung wie. Cóż, idę. Trzymajcie się, kochani...

-Dobrze. Jeszcze raz dziękuję.

  Jungkook odprowadził ją wzrokiem i kiedy tylko znikła w swoim mieszkaniu, przymknął drzwi i usiadł przy Taehyungu, nie wypuszczając go z objęć. Był pewny, że stoi za tym Kibum. Zresztą, co tu się dużo zastanawiać skoro to są zdjęcia z klubowej łazienki, do której skierował Jungkooka właśnie on. Wplótł palce w potargane włosy Tae i z czołem przyciśniętym do jego skroni, muskając nosem mokry policzek chłopaka, szepnął mu do ucha:

-Spokojnie, hyung... Wiem co zrobimy, żeby było dobrze. Spokojnie....

Wziął głęboki wdech i nieśmiało pocałował Taehyunga w kość policzkową.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz