32: Kookie

962 120 4
                                    

  Jungkook grał na telefonie już dobre parę godzin, uspokojony tym, że Tae śpi w sypialni i niczym się nie zadręcza. Być może Kook czuł się odrobinę dziwnie z tym, co wyznał mu wtedy. Nie był pewny czy wyznałby coś takiego komukolwiek, a Taehyunga w dodatku znał prawie tyle co nic. Jednak coś w jego sercu podpowiadało mu, że nie zrobił źle i że Taehyung na pewno rozumie o poprawnie. Może na czystą miłość było za krótko, a na takie słowa za wcześnie, ale Kookie wiedział, że tak czy siak kiedyś będzie na to czas idealny i nie pożałuje wypowiedzenia ich z tym drobnym wyprzedzeniem.

  Taehyung był dobry. Zasługiwał na uczucia, ciepłe gesty, komplementy. Jego problem polegał tylko na tym, że uczucia mieszały mu w głowie. Tak jakby miał zatarte granice pomiędzy dobrem a złem. No bo, kiedy kogoś darzył uczuciem, sprzedawał komuś innemu swoje ciało, żeby pokazać, że ma pieniądze, że samodzielnie zarabia i żeby przekonać siebie, że musi się poświęcać dla ukochanej osoby. Bez sensu. I kiedy w jego mniemaniu wydawał te pieniądze na czynsz i jedzenie, ponad połowę przepuszczał na zioło, papierosy i alkohol.

  Brunet skrzywił się, wypierając z umysłu na chwilę obecną te myśli. On będzie potrafił to zmienić, a Kookie mu pomoże. Skupił się na tym, że Taehyung teraz jak normalny człowiek śpi wreszcie, od jakiegoś tygodnia trwania na niespokojnych drzemkach z omdleń. I skupił się na zombie, który właśnie pożerał mu roślinną armię broniącą jego elektroniczny dom przed tymi potworami. Podświadomie przygryzł język i wykierował na zielone monstrum bombę z wiśni, ale kiedy już miała wybuchnąć, spopielając intruza, gra znikła z ekranu, a pojawił się na nim uśmiechnięty Jimin na tle zachodzącego słońca.

  Kookie zamarł. Jimin nie dzwonił odkąd wydało się, że Jungkook uciekł. Ani nie pisał, ani nic. A teraz tak nagle...

-H... Halo? – zapytał nieśmiało, przykładając telefon do ucha. – Hyung?

  I cisza. Jungkook przełknął nerwowo. Co się dzieje? Spojrzał na wyświetlacz. Połączenie trwające.

-Mów coś, Jungkookie...

  Cichy, niezbyt wyraźny szept. Wystarczyło by skruszyć serce Jungkooka bez reszty. Nagle zapragnął siedzieć na brzegu plaży ze stopami w mokrym piachu, obok stóp przyjaciela o płomiennie rudych włosach i pełnych ustach, wykrzywionych w radosny łuk.

Chłopak zamrugał kilkakrotnie.

-Ji... Jiminnie hyung? Ty... Coś... Coś się stało?

Po drugiej stronie rozległo się kilka trzasków i szmerów, a potem westchnięcie.

-Nie, Kookie. Po prostu... Chciałem usłyszeć twój głos – odparł po chwili. Świadomie cytując słowa Kooka z dnia jego wyjazdu do Daegu.

-A... Aha...

  Jungkook nie miał kompletnie pojęcia co ma mówić. W głowie chłopaka panował totalny zamęt, nie pozwalający mu skupić się na składaniu zdań. Mielił w palcach materiał starych jeansów, co chwila otwierając i zamykając usta.

-Jungkookie...

-Tak, hyung? – spytał z jakby nadzieją. Tylko, że w zasadzie nadzieją niby na co?

-Jak ty żyjesz teraz?

  Głos Jimina był słaby i dziwnie wysoki. No i niewyraźny. Jungkook wyobrażał go sobie leżącego w łóżku, jak zawsze na brzuchu, podpierającego podbródek zgięciem łokcia. Wtedy zawsze tak mamrotał. I patrzył na Kookiego, siedzącego na parapecie okna w pokoju rudzielca, tak od dołu, a rzadkie kosmyki pomarańczowych włosów wpadały mu w oczy, przez co tak zabawnie je mrużył. A potem wzdychał i ruszał już tą ręką, żeby je odgarnąć. Zawsze tak samo. Do tyłu. A one potem zawsze tak samo mu opadały.

-Jest... Całkiem... Całkiem w porządku.

-Nie brzmisz zbyt pewnie.

-Nie spodziewałem się telefonu, hyung – odparł, zaraz po tym opadając na oparcie kanapy.

-Spodziewałeś się, że zapomnę o kimś, kto był przy mnie bite sześć lat? Poważnie, Kook?

  Brunet poruszył się niespokojnie. Wcale nie. Myślał raczej, że Jimin dał sobie spokój, a w sercu miał nadzieję, że o nim pamięta i czasem myśli.

-Nie! Po prostu, nie dzwoniłeś nigdy i tak nagle...

-Kiedyś musiał nadejść kres tego boczenia się na ciebie w duszy, za to, że zwiałeś tak bez ostrzeżenia. I może też nadszedł kres tego, żebyś się ciągle ukrywał, co?

Miał wrócić?

-Hyung, ja...

-Przestań ciągle z tym hyungiem, Jungkook, złapali cię i zamknęli w poprawczaku, że jesteś taki grzeczny?

-Nie... Nie powinienem być miły?

-Powinieneś wrócić do Busan. – Znów westchnięcie. – Tęsknię Kookie...

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz