10: Koty, łuski, Murzyni... A gdzie Kookie?

1.4K 216 14
                                    

- Hyungie... - Na dźwięk chrapliwego szepnięcia Yoongi natychmiast podniósł wzrok.

Taehyung wpatrywał się w niego pusto, rozszerzonymi do tego stopnia źrenicami, że niemal w całości pokrywały jego brązowe tęczówki. Był blady, a palce, którymi sięgnął do twarzy jasnowłosego były wręcz posiniałe na końcach. W oddechu chłopaka wyraźnie czuć było alkohol i słodkawą woń zioła. Pocił się, klatka piersiowa płytko unosiła się i opadała, a na ustach wymalowany miał ten charakterystyczny uśmieszek, zawsze pojawiający się, kiedy był nafaszerowany dobrym towarem.

- Co jest, TaeTae?

- Będę rzygał - zachichotał blondyn i rozkasłał się sucho.

I już po chwili obydwoje siedzieli w toalecie, jeden z twarzą w klozetowej muszli, a drugi obejmujący go od tyłu, tłumiąc łzy. Taehyung krztusił się wymiocinami i w międzyczasie opowiadał niestworzone historie, które uroił sobie podczas swojej niekończącej się halucynacji. Sam śmiał się z pokrytego łuskami kota i goniącego za nim czarnoskórego Batmana, sprawiając tym, że Yoongi coraz mocniej musiał walczyć ze sobą, by się nie rozpłakać.

- No i wtedy ja mu na to... że wracam do mojego domu... gdzie hoduję miłość ze swoją Kapustą i Ciastkiem - Tae roześmiał się i odwrócił, by pokazać, że to właśnie Yoongi jest tą Kapustą, a Jungkook, siedzący teraz jak na szpilkach w salonie, Ciastkiem. I może byłoby to śmieszne, gdyby nie fakt jaki doprowadził blondyna do tego stanu. - I, że nie mam czasu jechać z nim i jego Łuskotem do Gwangju, żeby łapać Nadzieję. Swoją drogą, co Nadzieja robi w Gwangju? W ogóle ona sobie jest? Myślałem, że to bardziej... taka przenośnia... W każdym bądź... razie; wiesz co jest najzabawniejsze?

- No co? - spytał jasnowłosy, głaskając pokryte przepoconą koszulką plecy wymiotującego Taehyunga.

- Że właśnie to wymyśliłem!

- To może nie jest z tobą jeszcze tak źle...

Tae roześmiał się jeszcze bardziej na te słowa, które wcale nie miały być żartobliwym pociskiem.

- Śmieszek z ciebie, hyu... - Nie dokończył, bo kolejna fala alkoholowych wymiocin postanowiła opuścić jego roztrzęsiony organizm. - ...ngie... Gdzie... jest Kookiszon?

Yoongi spiął się na dźwięk imienia chłopaka, który jakiś czas temu bez pytania zabrał mu jego TaeTae z rąk. Może trochę głupi powód zdenerwowania na niego, ale każdy miałby podobnie, gdyby jego miłość powróciła do niego po tym, jak niedawno była czyjaś inna. Gdyby musiał walczyć o swoją miłość prawie na każdym kroku.

- Siedzi w salonie.

- Czemu nie przyjdzie posiedzieć z nami? Może jest mu przykro. Kookie! - zawołał i znów pochylił się do sedesu.

Zjawił się niemal natychmiast, jakby od dawna czekał na to, by ktoś go zawołał.

- Coś się stało?

- Nie - westchnął Yoongi i przytulił policzek do mokrych pleców Taehyunga, tak żeby nie patrzeć na Jungkooka. - TaeTae pomyślał, że chciałbyś z nami posiedzieć. Ale nie sądzę, że tak jest, bo on rzyga.

- Nie ma problemu.

Otóż jest, przemknęło przez umysł Yoongiego.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz