52: Sto lat, Taehyunggie

1.1K 113 14
                                    

  Jungkook jęknął, zaciskając palce na włosach Taehyunga. Cholera, było tak przyjemnie. Jego język. Jego dłonie. Jego wargi. On. Jungkook miał wrażenie, że fruwa. Między puszystymi chmurami, krąży wokół słońca, zażywając wibracji gorących promieni. Jakby wleciał w stado rozpędzonych motyli, zaplątał się w nie jak w sieci, a one swymi cieniutkimi, przypominającymi cienie skrzydełkami łaskotały jego ciało.

-Aaach...

  Taehyung podniósł głowę, by rzucić okiem na twarz Kookiego, na której malował się piękny wyraz rozkoszy. Wessał skórę kości biodrowej chłopca do ust, od razu szczypiąc ją zębami.

-Mmm, hyu...ng...

  Blondyn poruszył dłonią na przyrodzeniu Kooka, lekko zwiększając jej uścisk przy końcu. Gdy wyczuł na ręce odrobinę wilgoci, uniósł się na łokciu i pochylił nad Jungkookiem. Pocałował go ciepło w zgięciu żuchwy, w policzek, a potem w rozchylone wargi, wilgotne i trochę spuchnięte. Założył sobie prawą nogę bruneta na biodro, żeby móc lepiej się w niego wpasować.

-Kook – wydyszał, oderwawszy się od jego ust. – Kookie, rozluźnij się... Proszę...

  Po tych słowach wziął do ust dwa palce lewej ręki. Poślinił je dobrze, a następie od razu podsunął tę dłoń do pasa młodszego. Teahyung powrócił do warg Jungkooka, który zdążył otworzyć delikatnie oczy, zastanawiając się co teraz nastanie.

-Luźno, KooKoo – szepnął Tae, wsuwając te dwa palce między jego pośladki.

  Jungkook stęknął głośno. Było nieprzyjemnie. Wygiął plecy w łuk, spinając wszystkie mięśnie, marszcząc nos i naciskając nogą na biodra Taehyunga. Czuł coś zbędnego, co absolutnie nie dawało mu wcześniejszej przyjemności. A kiedy palce starszego zaczęły się poruszać, nie był w stanie powstrzymać się od załkania, co tylko wzmogło jego wstyd w tamtym momencie.

  Tae nie pozostał obojętny na reakcję Kookiego. Od razu zwolnił swoje ruchy, a drugim ramieniem objął czule szyję młodszego i głaszcząc palcami jego nagi bark, zainicjował ciepły pocałunek. Miękko i z wyczuciem pieścił wargi chłopca, czasem muskając je językiem. Chciał, żeby ten gest był dla niego naprawdę miły. By Jungkook nie przejmował się dyskomfortem.

  Przytulił go mocniej, pocałował głębiej, dołączając trzeci palec. Kook ponownie wykrzywił twarz, jednak już tylko na drobną chwilę, gdyż powoli przestawało przeszkadzać mu to uczucie. Poruszył lekko biodrami. Było nawet całkiem... fajnie. Mruknął w usta Tae, trochę się uśmiechając.

  Dla Taehyunga był to sygnał, że Jungkook jest już gotowy. Powoli odsuwając się od niego, przytrzymawszy jego nogę w kolanie, założył sobie ją wyżej, pod talię. Zsunął prawą dłoń po napiętym brzuchu do krocza. Sam był taki rozgrzany, naprawdę spragniony Kookiego. Na widziany obraz momentami zachodziły mu mroczki, a kiedy się dotknął i raz przesunął ręką po swojej długości, aż odchylił głowę do tyłu.

-Kookiszon...– Wyjął z niego palce i po raz kolejny poprawił jego nogę na swoim biodrze, po czym wsunął się minimalnie między pośladki Jungkooka, pomagając sobie rękoma. Brunet znów odrobinę się spiął. – Kook... Teraz... Proszę, luźno, bo... Proszę...

  Nie chciał, żeby go bolało bardzo. A wiedział, że na pewno trochę będzie, więc starał się zrobić tak, żeby jak najbardziej to ograniczyć. Bo strasznie chciał unosić się w tym złotym raju razem z Kookiem.

  Zetknął ich czoła, przekręciwszy Jungkooka z boku trochę bardziej na plecy. Kąciki ust uniosły mu się delikatnie. Oblizał wargi, ostrożnie i powoli napierając biodrami na Kookiego. Tamten momentalnie zaskomlał i popatrzył Taehyungowi głęboko w oczy. Szczenięce, pełne obawy zaszklone łzami spojrzenie. I Tae od razu odpuścił napięte mięśnie.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz