Jungkook nie starał się powstrzymywać płaczu, jaki wstrząsnął nim z bólu od uderzeń Yoongiego, ale widząc to, co tamtemu właśnie się stało, ogarnął się na tyle na ile mógł i podczołgał do niego, leżącego obok. Chłopak był nienaturalnie blady, miał zsiniałe wargi, spomiędzy których leniwie sączyła się gęsta, krwawa maź. Przymykające się oczy informowały o tym, że chłopak za moment straci przytomność, co byłoby tylko kolejnym krokiem do grobu, więc Jungkook poklepał go otwartą dłonią po papierowym policzku. Nie rozbudził go dużo bardziej, ale wystarczyło.
- Hyung, nie zasypiaj - rzucił ostrym tonem, wstając, by wziąć z komody telefon. Błyskawicznie wykręcił numer alarmowy i przystawił komórkę do ucha. W międzyczasie uklęknął przy ledwo oddychającym Yoongim i zakrywszy całą dłonią jego ranę, począł ją mocno uciskać. - Halo? - zapytał pierwszy, gdy sygnał połączenia ustał. - Potrzebna jest karetka; zdarzył się wypadek...
***
Siedział skulony w kącie ciemnego pomieszczenia suszarni. Spazmy wciąż targały jego przerażonym ciałem, znacznie utrudniając oddychanie przez co od dobrych kilkudziesięciu minut nieźle kręciło mu się w głowie.
Nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. Przecież nie chciał. Tymi rękami... Zmierzył spojrzeniem zakrwawione palce, wystawiając je w stronę padającej z małego okna wiązki bladego światła, a płacz mimowolnie go ogarnął, wyciskając z jego gardła ochrypły jęk. Schował ręce we włosach, przy okazji ciągnąc za nie z całych sił.
- Hyunnnnn...nnngg...gggieee... - łkał, bezwiednie rozmazując krew z rąk po twarzy. - Przeee... Przeeepp...raaa... Przeepraaaszaammmm...mmm...
Pod zaciśniętymi powiekami cały czas miał obraz tego jak w furii tłucze butelkę z resztką wódki o kant stolika, chwyta za nadgarstek Yoongiego i po niedelikatnym odwróceniu go, wbija mu w szkło w brzuch. Dwukrotnie. W pełnym gniewie. W pełnym zaślepieniu. W pełnej złości. Tak źle. Tak nieczule. Tak... Jak nie on... Ale... To on...
- Taehyung?!
Zatkał uszy. Nie mógł słuchać tego imienia. Zwinął się w jeszcze ciaśniejszy kłębek i przylgnął plecami jeszcze mocniej do ścian.
- Taehyung, gdzie jesteś?!
Odgłosy kroków robiły się głośniejsze. Już rozbrzmiewały echem pod czaszką chłopaka. Zaraz go znajdzie i coś mu zrobi za to, co on zrobił Yoongiemu. Sprzeda. Sprzeda go, bo wiedział, że to by było dla niego najgorsze, a jemu teraz należało się najgorsze. Tak. Należało mu się. Sam się sprzeda. Żeby Kookie nie robił złych rzeczy. Tak.
W ułamku sekundy poderwał się na nogi i chwiejnym krokiem ruszył do drzwi. Naparł brudną od krwi dłonią na klamkę, wzdrygając się na widok czerwonych plam na swoim ciele i wyszedł z suszarni.
Jungkook prawie dostał zawału, gdy Tae stanął mu niemalże przed nosem w tak żałosnej prezentacji. Podbiegł do niego i wplótł palce w zmierzwione ciemnoblond włosy za uszami Taehyunga. Nakierował jego spojrzenie tak, by skrzyżować je z tym swoim i westchnął.
Od Taehyunga śmierdziało alkoholem, a przekrwione białka oczu świadczyły o tym, że coś dzisiaj przygrzał, podczas swojej nieobecności, której Kook zdążył się domyślić. Wciąż spazmatycznie przełykał i po brudnych policzkach ciekły mu strumienie łez. Jungkook chciałby je zetrzeć, przyciągnąć Taehyunga do siebie i trzymać w objęciach dopóki by nie zasnął. Ale on musiał się ogarnąć.
- Tae - zaczął twardo, lecz głos odrobinę mu się złamał. Chłopak cały czas pusto wpatrywał się w jego źrenice. - Tae, już...
- Czy... Czy hyung... Czy ja go...
Jungkook zacisnął usta i złapał na kciuk pojedynczą łzę z kącika jego oka.
- Nie, Tae. Karetka już go zabrała. Jest... w porządku.
Taehyungowi zadrżały ramiona od kolejnej fali płaczu. Tak źle... Tak nieczule... Tak... Tak jak Yoongi... Kiedy o nim zapomniał... I kiedy krzywdził Kookiego. Tak...
Objął Jungkooka w pasie i zamknął w kamiennym uścisku. Zaciągnął się zapachem mydła bijącym od skóry jego szyi i zaszlochał cicho.
Tak źle, tak nieczule...
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...