Niepohamowany uśmiech wpłynął na twarz Kookiego. Od dawna nie czuł się tak dobrze. Teraz czuł się wspaniale. Dlaczego? Poprzedniego wieczoru razem z Taehyungiem siedzieli w Magic Place i pili zwykłe drinki, rozcieńczone sokiem opuncjowym. A jak wiadomo po czymś takim Tae nie miał kaca, a Jungkook nie pił tyle, żeby go mieć. Chociaż z rana lekko bolała go głowa, teraz zupełnie o tym nie pamiętał.
Biegł pod wiatr, trzymając kurczowo dłoni Taehyunga. Nie wiedział gdzie biegli. Nie wiedział czy Tae wie dokąd biegli. Ale miał to w nosie. Był szczęśliwy. Krótki śmiech wyrwał się z jego gardła i po chwili Tae zaczął zwalniać. Zatrzymał się gwałtownie, tak, że Kookie na niego wpadł, chichocząc jeszcze bardziej.
Był taki piękny, taki uroczy, taki niewinny... Nie zasłużył na to, by babrać się w życiowym bagnie Taehyunga.
Na spierzchnięte, różowe wargi wkradł się blady uśmiech. Zawsze tak się działo, kiedy naprawdę na trzeźwo myślał o tym ciemnowłosym chłopcu. A teraz był naprawdę trzeźwy. I naprawdę prawdziwie odbierał szaroburość świata.
Stanął naprzeciw Kookiego, biorąc w dłonie tamte jego; trochę drobniejsze i miększe, o jasnej skórze nieprzebarwionej wieloletnim trzymaniem w nich papierosów. Szczęście na twarzy Jungkooka było jak otwarcie się niebios na jego czarnobiały świat. Nabrał powietrza w płuca. Chciał mu powiedzieć. To wszystko i jeszcze więcej. Chciał mu powiedzieć na trzeźwo.
Nie wiedział jak. Jakimi słowami. Niewiedział co z tego wyjdzie. Wiedział natomiast, że to może wszystko skończyć. A znając szczęście Taehyunga, to tak właśnie by było.
O czym myślał? W tym momencie? Jak zawsze na trzeźwo - o swojej beznadziejności, o tym jak bardzo chciał zapalić, o tym, że najchętniej znów by przygrzał, o tym, że chciałby cofnąć czas, bo... hyung...
Od tamtego zdarzenia dużo przeszedł. Dużo pił, dużo palił, ćpał stare narkotyki, które wspólnie z Yoongim kiedyś kupowali jak przypadkowo mieli "za dużo pieniędzy". Zgłaszali się do nich też różni ludzie. Policja, lekarze. Taehyung miał badania. Były wyniki, lecz znał je tylko Jungkook, bo on sam nie chciał. Ale domyślał się wielu rzeczy, bo sprawa z Yoongim pod względem prawnym trochę cichła. Kookie zadeklarowawszy się, pilnował wszystkiego i załatwiał czasem różne sprawy w jakichś instytucjach. Tae chciałby wiedzieć, dlaczego Jungkook patrzył na niego tym zbolałym wzrokiem po przeczytaniu wyników badań, ale bał się, że z kolejną prawdą w świadomości mógłby wyrządzić mu krzywdę.
Kookie opanował swój zdyszany chichot i otworzył oczy. Wzrok od razu przeniósł na swoje dłonie zamknięte w wielkich i szorstkich palcach Tae. Czuł wcześniej, że tamten to robił, ale dopiero teraz dotarła do niego taka jakby... intymność tego gestu. Podniósł spojrzenie i wlepił je w źrenice Taehyunga. I przez chwilę skakał nim od jego oczu, do wygiętych w lekki łuk ust, których taka pozycja była naprawdę niespotykana.
- Kookie... Ja... - zająknął się Taehyung, próbując jakoś coś jednak powiedzieć. - Ja nie mogę... Cieszę się, że... Aish...
Zerwał kontakt wzrokowy i zagryzł mocno wargę. Nie miał zielonego pojęcia jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć, za to Jungkook obawiał się właśnie tego, co Taehyung układał teraz w głowie. Przeczucie pokazywało obraz, na którym Tae zaczyna mamrotać o tym, że Jungkook jest czymś w rodzaju Yoongiego. Tyle, że Jungkook nie mógł być kimś takim. Był o wiele gorszy. Tae nie słyszał tego bólu w głosie miętowowłosego, kiedy krzyczał, płacząc w swojej bezradności. Nie widział zawodu i smutku w załzawionych i przekrwionych oczach. Nic. Widział tylko to, co pokazywał mu chory, nietrzeźwy umysł. I tego Kook najbardziej się obawiał; że to, co Taehyung zamierzał powiedzieć, mimo, że na trzeźwo - było nakazem urojenia.
- Kookie... Ja... - Taehyung spojrzał ponad ramieniem chłopaka i momentalnie zastygł, widząc kilka postaci, które rozpoznałby nawet pod wpływem w totalnych ciemnościach. - Musimy iść.
- Co? Coś się stało?
Jungkook popatrzył tam gdzie Tae i przełknął ślinę, od razu biorąc Taehyunga za rękę i po prostu ruszając dalej.
- Kto to? - zapytał, wskazawszy głową na goniących ich i nawołujących drwiąco imię blondyna.
Ten martwo wpatrywał się w przestrzeń, nie zwalniając kroku. Co miał mu powiedzieć? Chciał uciec i się schować. Znów wiedział kim jest...
- To... Kibum... i jego klika - wydusił jedynie.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...