-Boli cię?
Obydwoje odruchowo spojrzeli na przedramię Taehyunga.
-Nawet jeśli, to mnie to nie obchodzi – odparł blondyn i ukradkiem zaczepił palcami prawej ręki dłoń Jungkooka, ułożoną na jego udzie.
Zostało im jeszcze parę przystanków. Autobus był ogrzewany, w dodatku siedzieli obok siebie, a przez okna wpadało trochę światła słonecznego. Było ciepło. Pierwszy taki dzień od października i pierwszy zimowy dzień, kiedy wyszli z mieszkania i Taehyung nie skomentował ani słowem okrycia Jungkooka, które składało się oczywiście na sam niebieski sweterek.
-Gdzie musimy wysiąść, żeby być w centrum?
-Jeszcze dwa przystanki.
Kookie poruszył się na siedzeniu. Zastanawiało go, dlaczego odpowiedzi Taehyunga są takie ograniczone i wypowiada je tonem przepełnionym rezerwą. Chociaż miałby chcieć, żeby tryskał energią po tym zajściu ze zdjęciami i wyzwiskiem? Ech...
-Dlaczego chcesz jechać do centrum?
-Trzeba kupić środek do dezynfekcji twojego szwu. – No i jeszcze bilety na przejazd do Busan.
Jungkook był tym razem pewny swojej decyzji. Wiedział, że wyjazd ze źle kojarzących się Taehyungowi miejsc dobrze na niego wpłynie. Po za tym gdzieś tam, w głębi duszy, strasznie cieszył się na myśl o spacerze z Tae po brzegu ukochanej plaży. Szkoda, że jest zimno, bo w innym przypadku namówiłby go do zdjęcia butów i wejścia do spienionego od fal morza, ale sam widok starszego na tle morskiej otchłani i wiszącego nad tą tonią słońca, będzie wystarczająco przyspieszał bicie serca Kookiego, więc grunt, żeby po prostu byli tam razem.
-Kookie, to tu, wstawaj. –Taehyung wyrwał go z zamyślenia, szturchając w łokieć. Po wyjściu z autobusu Jungkook pewnie ruszył przed siebie, nie zwróciwszy uwagi na blondyna, który stał w miejscu. – Kook?
-Hę?
-To w tamtą stronę – odpowiedział Taehyung z cieniem uśmiechu.
Brunet przez chwilkę wiercił wzrokiem dziurę w twarzy Tae, a później zaczerwienił się gorąco i ze spuszczoną głową dołączył do tamtego. Myślami był już w Busan, więc kiedy tylko opuścił autobus, który równie dobrze mógł być pociągiem, skierował się w lewo, jak zawsze robił, kiedy jechał w Busan na południe miasta. Ale to było Daegu. A w centrum Daegu był drugi raz w życiu.
-Jungkookie... Dzisiaj jest dwudziesty ósmy?
-No. A co?
-Tak się pytam. Co chcesz robić w sylwestra?
-Będziemy siedzieć na plaży. Tam gdzie zawsze chodzę z Jiminem jest taka wieża ładunkowa, pewnie na nią wejdziemy – odparł entuzjastycznie Jungkook. – A potem będą fajerwerki i wtedy zawsze jest tak cudnie, bo odbijają się w wodzie.
-To... fajnie... Brzmi naprawdę w porządku.
Nie wspominał ani słowem, że dzień wcześniej ma urodziny. Nie chciał. To by było egoistyczne w stosunku do Kooka. I tak najlepszy prezent już dostał, w postaci samego tego chłopca.
-Hyung, jesteś smutny? – zapytał w końcu Jungkook, naprawdę zmartwiony samopoczuciem chłopaka.
-Co? Nie, czemu niby?
-No bo wiesz... Zresztą masz prawo, tylko ja... Chciałbym umieć ci pomóc...
Taehyung od razu lekko się uśmiechnął i złapał Jungkooka za nadgarstek, by następnie pociągnąć go do zacienionej uliczki pełnej koszy na śmieci, gdzie nie było nikogo oprócz nich. Przybliżył się do bruneta, stojącego pod ścianą znajdującego się za jego plecami bloku i chwycił go delikatnie za podbródek, głaszcząc ostrożnie opuszkiem kciuka dolną wargę chłopca. Patrzyli sobie w oczy, odnajdując w nich tyle iskier podekscytowania, ile tylko potrzebowali zobaczyć. Prawdą było, że nie okazywali sobie czułości intymnie zbyt często. Całowali się do tej pory dwa razy, pierwszy raz dzień po przyjeździe Jungkooka do Daegu, kiedy Tae zjarał się przy śniadaniu, a drugi raz, wtedy, po tej okropnej akcji z Kibumem, dnia trzeźwego. I tyle.
-Kookiszon, ty mi pomagasz samym swoim byciem tu, obok. A ja... po prostu jest mi wstyd za swoją głupotę...
Ciemnowłosy złapał za różową kurtkę Taehyunga. Czuł wstępujące mu na policzki rumieńce. Niby Taehyung je lubił, za to Jungkook nienawidził, bo zawsze pojawiały się wtedy kiedy nie powinny i zdradzały wszystkie jego emocje. Tak jak teraz – twarz blondyna od razu się rozjaśniła, a palce przeniosły na urocze zaróżowienia, przez co Kook zrobił się jeszcze bardziej gorący.
-Kookie, jesteś taki słodki – westchnął Taehyung.
Po tych słowach brunet przypominał już nic innego tylko dojrzałego buraka. A potem Tae pochylił się i ucałował miękko kącik jego ust.
-Taki słodki...
No i wtedy Jungkook mógłby przysiąc, że miał wrażenie, że był już czarny z intensywności tych głupich rumieńców.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanficMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...