22: Dym wszystko zaćmił, nie ma miłości

1.1K 169 38
                                    

- Tae? - odezwał się Jungkook, wstając z kanapy po usłyszeniu hałasu z korytarza.

Serce dosłownie mu stanęło, kiedy w progu tuż przed nim wyrósł zapłakany Yoongi z przekrwionymi białkami oczu o nienaturalnie rozszerzonych źrenicach. Zastygł w miejscu nie mając kompletnie pojęcia czy się cofnąć, wyprostować, czy zapytać o co chodzi. Nie musiał długo czekać, bo Yoongi natychmiast chwycił go za koszulkę i zbliżył szarpnięciem do siebie.

- Ty... - wycedził Jungkookowi prosto w twarz. - To ty... Jak mogłeś? Jak... możesz?

Popchnął go w tył, nie przejmując się tym, że uderzył plecami o pianino. W sumie chyba o to chodziło... Ruszył ciężko ku niemu, powstrzymując się by nie splunąć w bok. Ponownie szarpnął za odzienie młodszego, podnosząc go z podłogi i ponownie zbliżając swoją twarz do niego. Czuł nienawiść, gniew, zazdrość i smutek, płynące naraz żywym ogniem w jego żyłach. Chciał wbić palce w twarz Jungkooka i zaciskać do skurczu mięśni.

- To ty... Przez ciebie TaeTae nadal się kurwi... Przez ciebie... - To ostatnie wyłkał, przełykając boleśnie część łez, które znów wezbrały w jego oczach. - Bo o mnie już zapomniał...

Yoongi odepchnął Jungkooka, od razu bez zastanowienia zamachnął się i zatopił pięść w policzku tamtego. Kookie stracił równowagę, odlatując jeszcze bardziej w tył, wraz z głuchym jękiem uciekającym mu z ust po przyjęciu dość mocnego ciosu. Gdyby to był całkiem przypadkowy gość na jakiejś ulicy, Jungkook już dawno by mu oddał i to zapewne trochę mocniej, ale Yoongi był kimś, kto miał znaczenie dla Taehyunga. A Taehyung miał znaczenie dla Jungkooka.

Kolejne uderzenie spadło nagle i niespodziewający się niczego brunet upadł na kolana, przyciskając dłonie do pulsującego mostka. Silne pociągnięcie za koszulkę z powrotem postawiło go na nogi, a przed oczami znów ujrzał znajdującą się w naprawdę koszmarnym stanie, twarz Yoongiego. Przepełnione szaleńczym gniewem, ale też i smutkiem, spojrzenie przewiercało go na wylot, paraliżując od stóp do głów.

- Zabrałeś mi go - wyszeptał ochryple od płaczu Yoongi.

Po raz kolejny zamachnął się z pięścią. Lecz wtedy, za nimi, w środkowej części salonu najpierw rozległ się dźwięk kroków, a potem tłuczonego szkła. Czyjaś dłoń złapała za nadgarstek miętowowłosego i odrzuciła go do tyłu, tak, że obił się o krawędź granitowego parapetu z głuchym stęknięciem. I dosłownie sekundę po tym, przeszywający, zimny ból przeciął jego brzuch. W uszach zadzwonił mu czyjś paniczny krzyk. I tamten ból, tym razem odrobinę mocniejszy, znowu uderzył w jego ciało.

Yoongi sięgnął dłońmi do tamtego miejsca. Poczuł wilgotne ciepło i twarde, sterczące tam niewzruszenie ostre zimno. Wypuszczając ustami urywany oddech, otworzył zamknięte dotąd oczy. Serce chłopaka ścisnęło się na widok jaki zastał przed omdleniem. Przed nim stał jego... Jego TaeTae, wbijający mu w brzuch... utłuczony w połowie trzon butelki po wódce... Z zaciętym wyrazem twarzy, zębami zaciśniętymi w wyraźnym rozwścieczeniu, z nienawiścią... Do niego... Do jego hyunga... Hyungiego...

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz