7: Mam ziółko i domek

1.6K 202 6
                                    

Wracając z jednego z hoteli do domu, Taehyung znów zaszedł do Magic Place, klubu, w którym siedział z Yoongim naprawdę często, w którym znał każdego i w którym poznał Jungkooka. No i, w którym miał dilera.

Chybotał się na nogach, a po plecach przechodziły mu dreszcze. Środek, jakim poczęstował go tamten, okazał się niezbyt mocny w działaniu, za to mocny w schodzeniu i skutkach. Taehyung chciał krzyczeć. Albo rozbić sobie głowę o ścianę. Albo najlepiej pójść na złoty strzał, bo wtedy przynajmniej powinno być odrobinę przyjemniej.

W końcu odnalazł obiekt swoich poszukiwań, jak zwykle siedzący na kanapie w kącie na piętrze ze swoimi koleżkami. Gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, tamten poklepał ostatnie miejsce obok siebie i uśmiechnął się połowicznie. Taehyung usiadł tam, wiedząc, że najpierw i tak czeka go znienawidzona wymiana zdań o niczym innym, tylko o tym, że znów dał się wykorzystać i miał pieniądze na zioło.

- No i co, TaeTae... Ile ci zapłacił tym razem? - zapytał rozbawiony chłopak z wyraźną drwiną w głosie.

- Wystarczająco.

- Och, to ile dzisiaj bierzesz?

Tae szybko przekalkulował na ile najwięcej go stać, by jeszcze mu coś zostało. Bo swoich zarobków nie wydawał tylko na narkotyki, alkohol i papierosy. Część dawał Yoongiemu, dokładając się do rachunków, co by ten nie musiał płacić wszystkiego za nich oboje.

- Trzy gramy i jeden skręcony.

Kibum i dwoje siedzących przy nim fagasów zaśmiali się.

- Wow, to musiało być nieźle. Wiesz ile to będzie, co nie?

- Dawaj i spadam - odparł tylko blondyn, chcąc jak najszybciej zapalić i powrócić do swojej halucynacji.

Brązowowłosy Kibum wygrzebał ze swojej saszetki plastikowy woreczek z namazaną na nim trójką, a z kieszeni wyjął długiego i cienkiego skręta. Rzucił Taehyungowi porozumiewawcze spojrzenie i poruszał brwiami. Ten zaś wepchnął mu w dłoń kilka zwiniętych banknotów i zgrzytając zębami, zabrał to co mu się za to należało.

W barze kupił jeszcze butelkę taniej wódki i wyszedł z klubu, odpalając swojego blanta.

Otworzył butelkę i pociągnął kilka sporych łyków. Teraz pieczenie w gardle było przyjemne. Nie mówiąc o zawrotach głowy i ucisku w płucach. Puścił się biegiem w stronę uliczki prowadzącej do kamienicy, w której mieszkał. Biegł i biegł, potykając się o własne nogi, wpadając na słupy, albo ludzi, czasem lądując przez to kolanami na zimnym chodniku. Nie przejmował się już tym. Już nie musiał. Już nie czuł.

Pomiędzy wargami został mu tylko maleńki skrawek skręta, a jego końcówka niemal parzyła go w wargi. W butelce miał jakieś dwie czwarte całości, zresztą nie ważne, bo gdy stanął przed drzwiami bloku, wszystko znikło w przełyku chłopaka. Otarł usta wierzchem dłoni i odrzucił puste szkło pod czyjś samochód.

- Wreszcie domek - wybełkotał sam do siebie, albo do nikogo i przetoczył się przez próg, wcześniej nabijając sobie guza na czole.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz