Szpital główny przyjął Taehyunga od razu i razem z Jungkookiem mogli po kilkunastu minutach rejestracji udać się pod gabinet zabiegowy. Nie rozmawiali za dużo, głównie przez to, że Kook denerwował się z powodu stanu ręki blondyna, a tamtemu wciąż było głupio. Obydwoje przysiedli na plastikowych krzesełkach naprzeciw gabinetu, w oczekiwaniu na wywołanie przez lekarza. Jungkook trzymał w drżących palcach prawą dłoń Taehyunga i opuszkami badał jej strukturę, myślami już będąc w pociągu do Busan.
-Kim Taehyung! – zawołał wyglądający zza drzwi mężczyzna w niebieskiej masce na twarzy i białym fartuchu.
Yoongi uniósł głowę i od razu przekręcił ją w bok na dźwięk tego imienia. Czy to Taehyunggie? Co miałby tu robić? Przełknął ślinę.
-Noona, mogłabyś zawrócić na moment? – zapytał po chwili namysłu pielęgniarkę pchającą jego wózek. – Tam jest chyba ktoś, kogo znam...
-Yoongi-yah, doktor już czeka, a jesteśmy i tak spóźnieni kilka minut – dziewczyna odpowiedziała z żalem w głosie.
-Proszę, noona... Ta osoba naprawdę jest ważna...
Ciemnowłosa westchnęła, ale zawróciła wózek i ruszyła ku oddziałowi przyjęć dla nagłych wypadków.
-No i gdzie teraz?
Yoongi jednak nie odpowiadał, utkwiwszy zimne spojrzenie w chłopcu o włosach w kolorze gorzkiej czekolady i szczenięcych oczach, przez którego wszystko to co miał, się rozleciało. I nawet jeśli Taehyunggie tam był, to Yoongi nie chciał się zbliżać póki ten dzieciak był obok. Żeby znów się wpychał i niszczył.
-Przepraszam, noona... Musiałem się pomylić – wymamrotał jasnowłosy i schował twarz w dłoniach, by jakoś powstrzymać się od płaczu.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...