Jungkook z westchnieniem podniósł się z kanapy i chowając telefon do tylnej kieszeni jeansów, ruszył korytarzem do sypialni Taehyunga. Musiał z nim porozmawiać, teraz, żeby oderwać się od skłębionych w głowie myśli o Jiminie. Ten telefon sporo namieszał, bo jeszcze przed chwilą Kookie był niemalże całkowicie przekonany o słuszności swoich uczuć i czynów, a w tym momencie ponownie ogarnęły go wyrzuty sumienia, że zostawił Jimina w Busan daleko za sobą.
Nacisnął klekoczącą klamkę i pchnął drzwi, od razu nakierowując wzrok na łóżko przy oknie. Tyle, że było puste. Jungkook zmarszczył brwi, na wszelki wypadek rozejrzał się po pomieszczeniu, a potem wypruł do przedpokoju szybciej niż można by się spodziewać.
Ogarnęło go wielkie zmartwienie, no bo nie słyszał nic, co świadczyłoby o tym, że Taehyung się wymyka. Wsunął szybko buty i niczym wystrzelona z procy kulka, pobiegł schodami w dół klatki schodowej, aby jak najprędzej znaleźć się na zewnątrz.
Z głowy natychmiast wypadł mu Jimin, cała rozmowa przez telefon i chęć spędzenia tego wieczoru przytulając się do Taehyunga w jego łóżku. Teraz chciał go znaleźć i sprowadzić do domu w jak najmniej złym stanie, jeśli to było możliwe. Nie znał go długo, ani jakoś wybitnie dobrze, ale po wyjściu z kamienicy bez zastanowienia ruszył w kierunku Magic Place, które było najlogiczniejszym miejscem dokąd blondyn mógł się udać.
Mróz szczypał go w rozgrzane policzki, a wiatr wyciskał mu z oczu pojedyncze łzy. Wybiegł w samej cienkiej bluzie, nie tracąc czasu, żeby chwycić chociaż jakąś szmacianą przeciwdeszczówkę z wieszaka i teraz odczuwał tego skutki, kiedy zimno przeszywało go do kości. Jednak Jungkook nie zwracał na to dużo uwagi. Nie, kiedy Taehyung jest nie wiadomo gdzie i nie wiadomo w jakim stanie. Przyspieszył. Chłopak z trudem łapał oddechy, gdy wreszcie dotarł do drzwi zaklejonych wlepkami i plakatami, spomiędzy których sączyły się kolorowe wiązki światła z reflektorów. Natychmiast wlazł do środka. Otoczyła go parność i duszące gorąco, niosące woń dezodorantów i potu. Jungkook zaczął przeciskać się przez stłoczonych ludzi, w stronę schodów na piętro, gdzie znajdowała się kanapa, na której Taehyung zwykł przesiadywać.
Brunet prawie dostał zawału, w momencie, gdy jego twarz zderzyła się z twarzą kogoś innego. W dodatku tym kimś innym okazał się być brązowowłosy chłopak. Ten sam, który tak podle wyśmiewał Tae i traktował jak najlepszą rozrywkę bójkę pomiędzy blondynem, a tym drugim – Hoseokiem.
Szatyn uśmiechnął się przebiegle, lustrując Jungkooka wzrokiem od góry do dołu, na końcu zatrzymawszy się na oczach chłopaka. Kookie był pewny, że tamten nie wypuści go tak po prostu. Mimowolnie się spiął i wstrzymał oddech, przypatrując się chytremu wykrzywieniu twarzy Kibuma. Bał się.
-Ty w zastępstwo? – rzucił szyderczo brązowowłosy.
-C-co? N... Nie. – Kookie starał się brzmieć na pewnego siebie, ale przez zająknięcie się, jego plany legły w gruzach. I zauważył to zarówno on, jak i niestety Kibum, którego to tylko podbudowało.
Oparł się łokciem o barierkę pobliskich schodów i przeniósł ciężar ciała wygodnie na prawą nogę, blokując Jungkookowi przejście.
-Hm... Szkoda. Miałem nadzieję, skoro tamta już padła...
Jungkook zmarszczył brwi. Co znaczy "padła"? przerażenie narastało, Kook chciał odnaleźć Taehyunga i sprawdzić co się z nim dzieje. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
-Co?
Ciemnowłosy nie był w stanie wydusić nic innego. Kompletnie nie miał pojęcia jak ma rozumieć słowa Kibuma, ani czego się spodziewać po potencjalnym znalezieniu Tae, a obawiał się tego teraz najbardziej.
-Nic, nic... Po prostu uważam, że będzie trochę nudno, skoro TaeTae znika z naszego życia i nie będzie nas już nikt zabawiał – mruknął Kibum obojętnym tonem, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak bardzo stresuje Jungkooka.
-Gdzie... Gdzie on... jest?
-Hę? To nie jest teraz ważne, mój drogi. I nigdy nie było. Boisz się o niego, bo sam nie nauczysz się rozciągać tyłka?
Przenikliwy i jadowity głos szatyna sprawiał, że Kook drżał coraz bardziej. Ze strachu, złości, bólu i wielu innych emocji, buzujących w jego przerażonym ciele. Serce i porywczy umysł nastolatka podpowiadało mu, żeby również zaatakował Kibuma i choćby swoją znikomą słowną siłą dowiedział się o położeniu Taehyunga, lecz resztki zdrowego rozsądku odwlekły go od tej wizji i nakazały być cierpliwym. Niezależnie od tego, ile miało to przynieść bólu.
-Powiedz mi, proszę...
-Och, jesteś jedną z tych, które proszą? Kurde, mnie to nie podnieca, ale te oczy szczeniaka to całkiem nieźle ci wyszły.
Kibum w zasadzie nie widział większego sensu w zatrzymywaniu tego chłopaka, ale niezwykle uwielbiał znęcać się nad Taehyungiem, a ten mały był jego taką słabsza wersją, bo nie pyskował i nie przeklinał ani trochę i idealnie nadawał się do obrzucania go błotem. Szatyn w sumie sam nie bardzo wiedział, dlaczego coś takiego dostarcza mu rozrywki. Ale tez specjalnie nie starał się tego zmieniać. No bo miał z tego frajdę.
-Hyung...– zaryzykował Jungkook błagalnie.
I jakoś w Kibuma to uderzyło. Nikt nie zwrócił się do niego z szacunkiem od długiego czasu. Odkąd w wieku szesnastu lat wyszedł z domu ojca i matki i spotkał swoje towarzystwo, które szanowało go tylko na zasadzie siły fizycznej, jak u zwierząt.
Przełknął ślinę, zacisnąwszy mocno zęby.
-Jest w kiblu – burknął tylko i błyskawicznie znikł w tłumie, kierującym się akurat na schody.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...