Jungkook z podekscytowaniem kopał piętami wyciągniętych nóg w biały piasek, odrobinę trzęsąc się z zimna. Pogoda zupełnie różniła się od jego nastroju, była fatalna; wiało mocniej niż zwykle, a nieprzyjemny zimowy mróz szczypał w uszy, nosy i policzki. Niebo co prawda nie było zachmurzone, ale nad powierzchnią lądu i tak unosiła się nieprzyjemna śniegowo-deszczowa aura. Jednak ani to, ani przenikliwie chłodny wiatr nie powstrzymywało ludzi przed szykowaniem do wyjścia z domów i mieszkań, by przywitać nadchodzący nowy rok. W tym także Taehyunga i Jungkooka, którzy na dobrą sprawę zjawili się ze sporym wyprzedzeniem, aby zdążyć jeszcze na niezbyt piękny dzisiaj zachód słońca. I chociaż niebo robiło się ciemniejsze z minuty na minutę, to do północy zostało dobre parę godzin. Oczywiście parę godzin czekania na zewnątrz i odmrażania sobie pośladków, siedząc na lodowatym piachu.
-I'm in love with the KooKoo – zachrypiał Tae, pochłonięty obsypywaniem piaskiem butelki z resztą szampana z wczoraj.
-To się wymawia coco, idioto.
-Czemu sądzisz, że śpiewam o coco?
Jungkook spojrzał skrzywiony na starszego.
-O czym ty gadasz? Ta piosenka jest o tym.
-No, a może ja nie śpiewam tej piosenki tak dokładnie. Nie wpadłeś na to? M ą d r a l o.
Brunet miał ochotę trzepnąć się w głowę, kiedy przypomniał sobie jak wcześniej kilka razy nazwał go Taehyung. Prychnął.
-Co, nie przyznasz się do porażki? Jak na rasowego dzieciaka przystało, hm?
-Spadaj – rzucił Kook, sypiąc w Tae garścią piasku. – Może mam ci się zrewanżować i pójść do kawiarni i poprosić o moją ulubioną cup of Tae?
Taehyung parsknął śmiechem.
-Boże, to była najgorsza rzecz świata, jaka mogłeś powiedzieć, no... ale nie zaprzeczam, że możesz tak robić.
-Spadaj – powtórzył młodszy, wywracając oczami.
Blondyn wzruszył ramionami, lecz nie przestał wpatrywać się w niego z zabawnym uśmiechem. Do tego wyciągnął z kieszeni plastikowy woreczek i już po chwili utonął w kłębach białawego dymu. Od samego rana jego usta trwały szeroko rozciągnięte. Od samego rana, kiedy przy swoim boku w hotelowym łóżku ujrzał zwiniętego Jungkooka z różowymi policzkami i rozchylonymi wargami, do wieczora, teraz, gdy razem czekali na północ, rozmawiając o niczym, gdyż cały czas byli sobą tak zauroczeni, że sensowne tematy do rozmów nie miały sensu. Ich serca wciąż biły nierówno i zbyt szybko, a nawet na najdrobniejsze przypadkowe muśnięcie się dłońmi robiło im się gorąco. Taehyung teraz w sumie nie czuł się brudny. Czul się raczej namaszczony uzdrawiającym balsamem. Po prostu teraz z przodu w umyśle miał rzeczy dobre, a tamte złe przesunęły się nieco na bok.
Na oczy zaszła mu łzawa mgła, zmuszająca go by mrugnął. Uczynił to, chociaż w obecnym stanie myślenia byłby gotów trzymać sobie powieki, żeby tylko nie stracić ani takiego nic nie znaczącego ułamka sekundy wpatrywania się w tego chłopca. W jego targane wiatrem ciemnobrązowe kosmyki włosów, suche, czerwone od zimna wargi, śmiesznego kształtu mały nos, szczenięce, szeroko otwarte oczy o tęczówce czekoladowego koloru, białe dłonie bawiące się równie białym piachem i lekkiej budowy ciało, zgarbione, z pozoru mocne, ale naprawdę delikatne.
Bez namysłu przechylił się do przodu i łapiąc Jungkooka za szyję, przycisnął jego usta do swoich. Kook odruchowo zamknął pięść jednej ręki na piachu, a drugiej na udzie Taehyunga. Nie protestował jeśli chodzi o pocałunek. Chętnie otworzył się na Tae, miarowo i intensywnie powtarzając ruchy szczeki tamtego, dołożywszy do tego leniwe wysunięcia języka. Usta blodnyna miały jeszcze posmak truskawek, które wspólnie pochłonęli na śniadanie w hotelu, lecz zdecydowanie przezwyciężała go teraz dymna słodkość i taka jakby suchość zioła.
Kookie wpełzł na kolana Tae i usiadł okrakiem na jego biodrach. Blondyn niesamowicie na niego działał. Sam sobie dziwił się, że nie potrafi opanować swojej zachłanności i nieograniczenie wielkiej chęci na więcej. Ułożył mu dłonie u nasady szyi, zwiększając przy tym intensywność ruchów swoich ust i języka. W brzuchu już pęczniała mu ta łaskocząca gąbka, sprawiająca, że czuł się dziwnie wesoło i wyimaginowanie mokro.
Jimin patrzył na to wszystko i z sekundy na sekundę jego ramiona zdawały się opadać coraz bardziej, a mięśnie szczeki sprawiały wrażenie, że za moment pękną od zbyt mocnego zaciskania przez rudzielca zębów. Było mu przykro. Wycięta tępymi nożyczkami dziura w sercu chłopaka, powstała po ucieczce Jungkooka znowu zaczęła boleśnie pulsować i krwawić.
Bałagan w umyśle utrudniał mu to wszystko, nie pozwalając podjąć decyzji czy wrócić do domu, albo zostać i podejść do niego. Nich. Ech...
Ruszył powolnym krokiem wzdłuż wybrzeża, rozkopując piach i powstrzymując się resztkami sił, żeby nie zacząć pluć na lewo i prawo z irytacji. W końcu stanął w odległości paru metrów od przytulonych chłopaków i cicho odchrząknął.
W następnej sekundzie jego spojrzenie skrzyżowało się z tym, które od długiego czasu kochał najbardziej na świecie, a które teraz raniło bardziej, niż zraniła go śmierć własnej matki.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...