Seokjin skręcał właśnie w przecznicę, gdzie znajdowała się kamienica Yoongiego, kiedy zobaczył stojący przed nią ambulans i wóz strażacki. Przed oczami mignęła mu postać na noszach, a upuścił reklamówkę z zakupami i od razu zaczął biec.
-Yoongi-yah! – krzyknął, z trudem łapiąc oddech.
Dopadł do noszy. Yoongi był cały ciemny, w czarnej zaschniętej krwi. Miał osmoloną skórę, zostały mu tylko strzępki włosów przy samej głowie i ani jeden z nich nie był już miętowego koloru.
-Yoongi-yah... Co mu się stało? – zapytał ratownika stojącego przy drzwiach pojazdu.
-Ofiara pożaru.
-Mogę jechać z nim? Błagam!
Mężczyzna westchnął, ale kiwnął głową.
-Min Yoongi palił się żywcem przez parę minut. Jakaś kobieta akurat wchodziła do jego mieszkania, mówiła, że chciała go przywitać i zastała pożar. Akcję ratunkową przeprowadzili mieszkańcy. Min Yoongi jest w stanie krytycznym, ma słaby puls i oddycha już tylko z pomocą. Nie chcę pana dołować, ale nie wiem, czy dojedzie do szpitala.
Seokjin starał się słuchać w skupieniu, ale nie był zbytnio w stanie. Skakał wzrokiem po zmasakrowanym ciele Yoongiego, czując jak pocą mu się dłonie i łzy wzbierają w oczach. Mała aparatura w kącie samochodu pokazywała płaskie zygzaki i niskie liczby, które wznosiły się tylko kiedy jeden z ratowników naciskał na butlę ręcznego resuscytatora. Jin podświadomie wiedział, że właśnie spędza ostatnie chwile z przyjacielem.
-Jak... Jak do tego doszło – szepnął niby do siebie.
Medyk ułożył mu dłoń na ramieniu.
-Cóż, straż obawia się, że mogła być to próba samobójcza. Po przeszukaniu mieszkania nie znaleźli nic na kuchence, nic podłączonego niebezpiecznie do prądu, tylko kanister po benzynie. Naprawdę mi przykro...
-O mój Boże, Yoongi-yah... Dlaczego? Yoongi-yah...
Głośne i szybkie pikanie aparatury zwróciło uwagę ratowników. Liczby na ekranie spadły, a linie tylko co jakiś czas były zgniecione. Potem w tle hałasów urządzenia było słychać jednostajny pisk, a jedna z linii całkowicie się wyprostowała. Seokjin z przerażeniem patrzył na pielęgniarzy, którzy właśnie rozdzierali postrzępione ubranie Yoongiego, by dostać się do jego klatki piersiowej. Lecz gdy to nastało spojrzeli tylko po sobie i Seokjinie, ponieważ zobaczyli gołe, osmolone mięśnie, na których nie sposób wykonać masażu serca, ani jakkolwiek ich odratować.
Wszyscy schylili smutno głowy na głośny dźwięk aparatury. Młody brunet zabrał z twarzy Yoongiego resuscytator, a ten starszy, który rozmawiał z Jinem założył lateksowa rękawiczkę i dotknął szyi, niegdyś jasnowłosego.
-Pulsu... brak – mruknął smutno pod nosem i zerknął na Seokjina. – Bardzo mi przykro...
-Yoongi-yah...
Mężczyzna skinął głową na tego drugiego, na co ten chwycił brzeg prześcieradła, którym okryte były stopy Yoongiego i naciągnął je na całe jego ciało.
-Yoon... gi... yaaah...– Seokjin nie wytrzymał i kładąc dłonie na zakrytych nogach przyjaciela dał upust łzom i żałosnemu szlochowi.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...