50: Suszona mięta

795 113 34
                                    

   Seokjin skręcał właśnie w przecznicę, gdzie znajdowała się kamienica Yoongiego, kiedy zobaczył stojący przed nią ambulans i wóz strażacki. Przed oczami mignęła mu postać na noszach, a upuścił reklamówkę z zakupami i od razu zaczął biec.

-Yoongi-yah! – krzyknął, z trudem łapiąc oddech.

  Dopadł do noszy. Yoongi był cały ciemny, w czarnej zaschniętej krwi. Miał osmoloną skórę, zostały mu tylko strzępki włosów przy samej głowie i ani jeden z nich nie był już miętowego koloru.

-Yoongi-yah... Co mu się stało? – zapytał ratownika stojącego przy drzwiach pojazdu.

-Ofiara pożaru.

-Mogę jechać z nim? Błagam!

Mężczyzna westchnął, ale kiwnął głową.

-Min Yoongi palił się żywcem przez parę minut. Jakaś kobieta akurat wchodziła do jego mieszkania, mówiła, że chciała go przywitać i zastała pożar. Akcję ratunkową przeprowadzili mieszkańcy. Min Yoongi jest w stanie krytycznym, ma słaby puls i oddycha już tylko z pomocą. Nie chcę pana dołować, ale nie wiem, czy dojedzie do szpitala.

  Seokjin starał się słuchać w skupieniu, ale nie był zbytnio w stanie. Skakał wzrokiem po zmasakrowanym ciele Yoongiego, czując jak pocą mu się dłonie i łzy wzbierają w oczach. Mała aparatura w kącie samochodu pokazywała płaskie zygzaki i niskie liczby, które wznosiły się tylko kiedy jeden z ratowników naciskał na butlę ręcznego resuscytatora. Jin podświadomie wiedział, że właśnie spędza ostatnie chwile z przyjacielem.

-Jak... Jak do tego doszło – szepnął niby do siebie.

Medyk ułożył mu dłoń na ramieniu.

-Cóż, straż obawia się, że mogła być to próba samobójcza. Po przeszukaniu mieszkania nie znaleźli nic na kuchence, nic podłączonego niebezpiecznie do prądu, tylko kanister po benzynie. Naprawdę mi przykro...

-O mój Boże, Yoongi-yah... Dlaczego? Yoongi-yah...

  Głośne i szybkie pikanie aparatury zwróciło uwagę ratowników. Liczby na ekranie spadły, a linie tylko co jakiś czas były zgniecione. Potem w tle hałasów urządzenia było słychać jednostajny pisk, a jedna z linii całkowicie się wyprostowała. Seokjin z przerażeniem patrzył na pielęgniarzy, którzy właśnie rozdzierali postrzępione ubranie Yoongiego, by dostać się do jego klatki piersiowej. Lecz gdy to nastało spojrzeli tylko po sobie i Seokjinie, ponieważ zobaczyli gołe, osmolone mięśnie, na których nie sposób wykonać masażu serca, ani jakkolwiek ich odratować.

  Wszyscy schylili smutno głowy na głośny dźwięk aparatury. Młody brunet zabrał z twarzy Yoongiego resuscytator, a ten starszy, który rozmawiał z Jinem założył lateksowa rękawiczkę i dotknął szyi, niegdyś jasnowłosego.

-Pulsu... brak – mruknął smutno pod nosem i zerknął na Seokjina. – Bardzo mi przykro...

-Yoongi-yah...

Mężczyzna skinął głową na tego drugiego, na co ten chwycił brzeg prześcieradła, którym okryte były stopy Yoongiego i naciągnął je na całe jego ciało.

-Yoon... gi... yaaah...– Seokjin nie wytrzymał i kładąc dłonie na zakrytych nogach przyjaciela dał upust łzom i żałosnemu szlochowi.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz