Jak można się było spodziewać rozwrzeszczana grupka nieokiełznanych ćpunów szybko dogoniła Taehyunga i Jungkooka, blokując im drogę ucieczki. Obydwoje rozglądali się po otaczających ich twarzach. Tae znał każdego. Niektórych aż za dobrze. Żołądek skręcił mu się na widok szyderczo uśmiechniętego Kibuma i stojącego obok bruneta o spodniach podciągniętych na szelkach tak wysoko, że aż od patrzenia bolało.
- Zobacz, TaeTae, Hoseok znowu przyjechał tu z samego Gwangju tylko dla ciebie, a tu co? Okazuje się, że jesteś zajęty... Ile ci daje ten dzieciak? Podkrada matce ze skarbonki na operacje plastyczne? - Kibum popatrzył na Taehyunga spode łba, ciekawy jego reakcji.
Grupka głupawych kolegów dilera wybuchła śmiechem, raniącym serce Taehyunga jeszcze bardziej niż sama ich obecność tutaj.
- Dokładnie, kochany - dołączył się Hoseok. - Przyjechałem tu, by ponownie dać ci zarobić, nawet z zamiarem sprezentowania sporego napiwku... I się rozczarowałem... Nie powodziło się, że zmieniłeś fach na szkolenie nowych?
Zmierzył zszokowanego Jungkooka wzrokiem, zatrzymując bezwstydnie spojrzenie na kroczu chłopaka. Tak jak podczas pierwszego spotkania z Taehyungiem. Nawet uśmiech miał taki sam.
- Z tego mogą być, hm... ludzie - zaśmiał się Kibum, szturchając Hoseoka w ramię.
Kookie starał się powstrzymać przerażenie i niespokojny oddech, kiedy nieznajomy brunet podchodził do niego powoli. Ukradkiem odnalazł dłoń Tae i złapał za nią, by dodać sobie i jemu otuchy. Hoseok podszedł do Kooka i bez żadnych skrupułów zamknął uścisk palców na jego lewym biodrze, pochylił się i powiedział udawanym szeptem, lecz tak, żeby każdy usłyszał:
- Ja cię mogę lepiej wyszkolić, mały... W dodatku zapłacę ci za to bardzo dużo, więc będziesz mógł postawić tamtemu porządny gram na rozluźnienie. I obiecuję, że nie będzie bolało...
Jungkook poczuł silne szarpnięcie w tył, a po ponownym zyskaniu równowagi dostrzegł, że ów chłopak został uderzony w twarz, a właśnie teraz mierzył się z Tae morderczymi spojrzeniami. Ciemnowłosy splunął mu pod nogi i zamachnął się gwałtownie. Taehyung nawet nie próbował zrobić uniku; przyjął cios, od razu wychodząc z odpowiedzią, jednak błyskawicznie został zatrzymany przez dwóch żylastych typków, służących Kibumowi. Kookie chciał tam podejść, ale ktoś złapał go za nadgarstek. Odwrócił się i ujrzał wyraźnie młodszego od pozostałych chłopaka, kręcącego głową z dość łagodnym i nawet odrobinę współczującym wyrazem twarzy.
- Nie będziesz tak do niego mówił! - wrzasnął nagle Taehyung.
Hoseok przewiercił go lodowatym i obrzydzonym wzrokiem.
- Ty lepiej nie otwieraj ust. Usta dziwki nie służą do szczekania, Taehyunggie, tylko do ciągnięcia lachy.
Splunął mu jeszcze raz prosto pod stopy i zamaszyście zwrócił się tyłem do niego, ciągnąc za ramię rozbawionego ostatnią wypowiedzią Kibuma.
- Jak coś, to drzwi zawsze otwarte, TaeTae! - zawołał przez śmiech na odchodnym.
Taehyung stał w miejscu, wpatrując się w oddalające się postaci znienawidzonych prześladowców i ignorując z całej siły szczypiący go w policzek ból. Przez te wszystkie słowa poczuł się tak upokorzony i zmieszany z błotem, jak nigdy. Znowu ciało zaczęło go świerzbić, chciał je z siebie zerwać, zadeptać, spalić i porzucić. Nie został nazwany dziwką od bardzo bardzo dawna, kiedy to zaczynając zarabiać w ten sposób zachowywał się dość żałośnie, aby tylko dostać te marne grosze. I wtedy to nie bolało; teraz paliło jak ogień.
Kolejne, co zapiekło go w twarz to mimowolne łzy, które spłynęły w dół chwilę później, po tym jak pojawiły się w kącikach jego oczu. Chciałby je zetrzeć i z krzykiem na ustach pobiec do Kibuma i reszty tych śmieci i porozwalać im głowy o ściany kamienic. Odejść, wziąć Jungkooka za rękę, zabrać go stąd jak najdalej, sprawić by zapomniał, by nigdy w życiu nie czuł się tak, jak Taehyung - jak dziwka.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...