25: Chwytam twoją dłoń i daję porwać się magii

1.2K 155 5
                                    

Jungkook wiedział, że to co powiedział ratownikom medycznym nie wystarczy i że władze wraz ze służbami będą chciały dowiedzieć się o Taehyungu więcej, a w najgorszym wypadku, żeby poniósł odpowiedzialność za popełniony czyn. Jednak póki co, wolał się tym nie przejmować i z całego serca jak najlepiej zadbać o podupadającego Tae.

Psychika Taehyunga od wiadomego zdarzenia bardzo chętnie płatała mu figle. Na przykład właśnie przez te figle nie był w stanie wchodzić do salonu, bo podświadomość wbrew jego woli zaprowadzała go do miejsca przy parapecie. Za pierwszym razem potłukł doniczki, które tam stały, a potem ceramicznymi odłamkami pokaleczył sobie przedramiona i palce. Za drugim razem zerwał zasłony, wrzeszcząc w panicznym płaczu. Za trzecim razem otworzył okno, wyrzucił z niego butelkę, z której właśnie siorbał wódkę, a potem sam niebezpiecznie się wychylił, płacząc i szepcząc przedziwne zdania. Za czwartym razem Kookie od razu wziął go za rękę i zaprowadził do sypialni.

Kookie...

Taehyung nie mógł wytrzymać bez Kookiego. Ten dzieciak sprawiał, że Tae mógł na moment zapomnieć o tym, jak bardzo się nienawidził i dzięki niemu także czasem stwierdzał w myślach, iż lubił swoje życie, bo właśnie w nim Jungkook się pojawił.

Oczywiście, mówiąc poza jego myślami, wiadome było, że zafascynowanie Kookiem nie było w pełni zdrowe. Taehyung był chory. I nie trzeba jakoś specjalnie tego argumentować. Zaburzenia emocjonalne, lękowe, depresja, uzależnienia, które tylko zatapiały go w tym bardziej. Taehyung był chory. Taehyung był wysychającym jeziorkiem na pustyni. Był zachodzącym słońcem. Był kończącym się filmem.

Jungkook zdążywszy przyzwyczaić się do niego, a także zakorzenić w nim jakieś nieokreślone uczucia, gasł gdy widział w jakim stanie się znajdował. Kiedy rano wchodził do jego sypialni i zastawał Tae wygiętego nienaturalnie z dzikim uśmiechem na twarzy i śliną na brodzie. Potem widział odsuniętą dolną szufladę zawalonego papierami i książkami biurka, luźno zwisającą przy niej rękę blondyna i drobną strzykawkę obok. Czasem zastawał go leżącego na podłodze w swoich wymiocinach, cuchnących alkoholem. A czasem po prostu ze skrętem w palcach i pustym wzrokiem wbitym w regał nad łóżkiem Yoongiego. I zdecydowanie te ostatnie przypadki były najlepsze, bo wtedy jeszcze jakoś funkcjonował.

Wciąż się sprzedawał. W nocy. Wychodził po cichu, żeby Kookie go nie zatrzymywał, a tamten rano zastawał go śpiącego z policzkiem na desce klozetowej. I tylko czasami udawało mu się go złapać, za co nienawidził swojej niewytrzymałości jeszcze bardziej, bo nie umiał siedzieć i nie zasypiać.

Starał się. Chciał się starać, by nigdy nie zobaczyć śmierci Taehyunga w tak młodym wieku. By nigdy nie wspominać nad jego grobem o tym, jak opowiadał mu, że chciałby studiować, lub wyprowadzić się do Seulu. By zobaczyć jeszcze nieraz jego uśmiech, który starał się zamaskować w momencie, kiedy Kook go kopnął, za nazwanie dziecinnym, podczas wspólnego leżenia na kanapie.

Zaczynał czuć przy Taehyungu coś podobnego do tego, co wcześniej pojawiało się tylko przy Jiminie. Nie wiedział czy to było dokładnie to samo, ale czuł tę samą magię. Nawet wtedy, kiedy obmywał go z wymiocin, co było szczególnie dziwne. 

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz