Jak można się było spodziewać Jungkook nie zmrużył oka. Wcale nie z powodu niewygody, bo kanapa w małym salonie mieszkania Taehyunga i Yoongiego była bardzo miękka, nawet pomimo wyraźnego sfatygowania. Tu chodziło bardziej o to, że było zbyt głośno, by spać. Tak właśnie. Przez kilka godzin, które okazały się trwać całą noc, Jungkook wysłuchiwał kanonu jęków i stęków, dochodzących z sypialni chłopaków. Oczywiście nie miał im tego za złe, no bo kto by oczekiwał od nawalonych ludzi jakiejkolwiek powściągliwości, jak oni nawet nie wiedzieli, że są głośno. W dodatku to ich mieszkanie, więc mogli sobie jęczeć jak głośno im się podobało, zważywszy na to, że Jungkook nie był spodziewanym gościem.
W każdym razie po uporczywej i bardzo niezręcznej - bo wysłuchiwanie tych wszystkich dźwięków nie było żadną rozrywką - dla niego nocy, Kookie "obudził się" z bólem głowy, i całego ciała. Już widział swoją twarz, opuchniętą z sinymi worami pod oczami...
Cisza i spokojna atmosfera poranka nie trwała jednak długo, bo drzwi od salonu zostały otwarte, oczywiście tak zamaszyście, że od huknięcia Jungkook prawie spadł na podłogę.
- Czy nasze busańskie dziecię już wstało? - usłyszał niski głos, należący rzecz jasna do Taehyunga.
- Skąd wiesz, że jestem z Busan?
Blondyn zaśmiał się krótko, na co Kook odwrócił się w jego stronę z pytaniem wymalowanym na twarzy. Tae wyglądał dziś inaczej, albo tak się przynajmniej Jungkookowi wydało. Chociaż patrząc po wierzchu po prostu miał dzisiaj zamiast białej koszulki koszulkę w czarne paski, jasne jeansy i nie miał swojej różowej ramoneski i błękitnych glanów. W jego uszach świeciło kilka kolczyków, a na szyi tak jak wczoraj miał choker. Jednak patrząc na niego z nieco innej perspektywy, tej trochę głębszej, był jakby jaśniejszy. Jakby nie był wrzeszczącym, upitym dziwakiem w różowej kurtce, siedzącym w jakimś brudnym klubie ze swoim strasznym chłopakiem z miętowymi włosami, tylko pogodnym, przyjacielskim... Taehyungiem... który dał Jungkookowi bezpieczne miejsce do spania, co bardziej pasowało do kogoś pogodnego i przyjacielskiego, niż upitego i dziwnego. Ech... nie ważne...
- Wczoraj jak trochę w ciebie weszło, to zrobiłeś się odrobinę bardziej rozmowny - odparł w końcu Taehyung, opierając się o stojące w rogu pokoju brązowe pianino.
Jungkook mógłby się założyć, że w tym momencie jego policzki pokryły się rumieńcem.
- Coś jeszcze mówiłem?
- Hej, to ja wczoraj piłem całą noc, więc niczego się więcej nie dowiesz. I tak zdążyłem się na tyle wytrenować, żeby nie zdychać na kaca po każdej imprezie, na ich zapamiętywanie przyjdzie pora. Jesteś głodny? Na pewno jesteś... Cóż, mamy... ryż. Chętny? Na pewno chętny... Dobra, zaczekaj chwilę.
Jungkooka nieco zatkała cała ta paplanina. Cała paplanina, cały Taehyung go zatykał. Chyba naprawdę był jakimś dziwakiem i Kook skłamałby mówiąc, że nie bał się go ani odrobinę. Nigdy nie wiadomo co i kiedy takiej osobie odwali.
Nie musiał długo czekać, a do salonu znów wparował Tae z dwoma miskami i drobnym, acz grubszym skrętem w wargach. Postawił jedną miskę przed Kookiem i podał mu pałeczki, a następnie wygrzebał z tylnej kieszeni zapalniczkę, odpalił sobie jointa i usiadł na podłodze przy stoliku.
- Gdzie Yoongi hyung? - spytał brunet.
- Poszedł do pracy, bo wiesz, jakoś trzeba płacić za mieszkanie w takich... luksusach.
- A ty? - wypalił znów Kookie, zanim ugryzł się w język.
Taehyung skrzyżował z nim spojrzenia i uśmiechnął się szeroko, pocierając jedno zaczerwieniałe oko.
- Ja... pracuję dorywczo... Jak jest na co zarobić... No i jak jest u kogo.
Zapadła cisza. Jungkook nie za bardzo wiedział, jak rozumieć odpowiedź blondyna. Tak naprawdę nic się nie dowiedział, ale nie zamierzał drążyć tematu. Rozmawianie z Taehyungiem nie wychodziło mu zbyt dobrze.
Tamten skupiał się całkowicie na paleniu zioła, mając przy tym minę jakby był na najlepszym tajskim masażu, dostępnym na świecie, a nie jakby wdychał dym z palonej marihuany. Któż wiedział czy nawet marihuany, a nie jakiegoś brudnego świństwa, czy innych tego typu gówien. Zaczynał się lekko chwiać na boki, a jego twarz wyrażała tylko odprężenie. Albo nieświadomość. Jak kto wolał to odbierać.
- Nie męczy cię to? - odezwał się Kookie.
- Niby co? - zdziwił się blondyn, wypuszczając z płuc kłąb popielatego i rzadkiego dymu.
- No... Bycie nieobecnym cały czas... W ogóle wiesz co masz w tej bibułce?
Taehyung westchnął, chichocząc cicho, przez co trochę zakaszlał.
- Nie, Kookie. Bardziej męczy mnie bycie obecnym.
Jungkook przez chwilę wpatrywał się w jego szeroki uśmiech i obserwował poczerwieniałe oczy, które powoli zachodziły mu łzami. Intrygowała go osoba Taehyunga. Może jeszcze był w jakiś sposób do niego uprzedzony i nie do końca mu ufał, ale na swój sposób go lubił. I chciał mu zaufać.
- Chcesz spróbować? Po jednym to cię pewnie nawet nie weźmie, tylko co najwyżej przymuli. Chyba, że mama będzie niezadowolona... - Brunet tylko przymrużył oczy, świdrując go lodowatym spojrzeniem. - No dobra, nie patrz się tak, mama się o niczym nie dowie.
Potem blondyn zaczął się śmiać i potrząsać swoją długą grzywką, czasami ciągnąc za zielone pasemka. Wokół niego wirował dym, niosący charakterystyczną, słodkawą woń palonego suszu, przyprawiający o załzawienie oczu. A potem Taehyung podetknął Jungkookowi swojego skręta pod sam nos, wchodząc na klęczkach na niski stolik stojący pomiędzy nimi. Wyciągnął rękę jeszcze mocniej i zaśmiał się, przez co stracił równowagę i spadł z blatu, lądując pomiędzy nogami Jungkooka z końcówką jointa przyciśniętą do nadgarstka drugiej ręki.
Kookie natychmiast wyciągnął mu to z dłoni. Był w niemałym szoku, że Taehyung nawet nie jęknął przy parzeniu, ale domyślił się, że było to spowodowane jego umysłową nieobecnością w danym momencie. Westchnął i pomógł chichoczącemu chłopakowi wdrapać się na kanapę. Wyglądał marnie i głupkowato. A w połączeniu ze swoimi zielonymi akcentami we włosach, kolczykami i chokerem na szyi, to już w ogóle. Jednak Kookowi było go trochę żal, że wolał być otumaniony dymem z jakiegoś zielska, niż patrzeć na świat na trzeźwo. Bo jeśli dobrze go wcześniej zrozumiał, to tak właśnie było.
- Gdzie moje... ziółko?
- Nie ma - odparł ciemnowłosy i nie wiedzieć czemu, zachichotał.
- Oddaj.
Jungkook pokręcił głową, ukradkiem zerkając na blat stołu, gdzie leżał zmiażdżony, do połowy spopielony kawałek bibułki, z drugiego końca której widać było jeszcze trochę suszu. Gdyby Taehyung był trzeźwy, to pewnie już dawno skręciłby Jungkookowi kark za potraktowanie w ten sposób tego, co dawało mu szczęście. Czy tam haj. Zwał jak zwał.
- Nie.
Blondyn nie reagował, tylko pusto wpatrywał się w przestrzeń przed sobą i pocierał palcami lekko krwawiące, przygarowane miejsce na nadgarstku.
- Coś ty powiedział? - Pytanie zapewne brzmiałoby groźniej, gdyby nie całkowicie wyprany z emocji i energii ton Taehyunga.
Jungkook spuścił tylko wzrok, przestawszy zwracać uwagę na tamtego. Jego myśli zawirowały wokół miejsca dzisiejszego noclegu. Tak naprawdę nie chciało mu się o tym myśleć, ale gdyby się nie poświęcił - chodniki przy kamienicach witały. A nie uśmiechało mu się spędzanie listopadowej nocy na dworze, w jakiejś podejrzanej dzielnicy, gdzie ktoś mógłby go okraść albo zabić, cokolwiek.
Podskoczył jak oparzony, gdy ujrzał kilka centymetrów od swojej twarzy twarz Taehyunga. Chłopak zezował, wbijając spojrzenie w usta Jungkooka, tęsknie oblizując te swoje. Stał na czworakach, jedną ręką podpierał się przy biodrze bruneta, a palce drugiej właśnie zanurzały się w jego włosach za uchem. Kook chciał go odepchnąć, wstać stamtąd, albo coś, ale całkowicie skamieniał. Nie poruszył się nawet, kiedy oddech Tae, który czuł do tej pory na swoich wargach, został stłumiony pocałunkiem.
I Jungkook go odwzajemnił. Samemu nie wiedząc czy instynktownie, czy dlatego, że chciał.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...