51: Mój ty, twój ja

973 116 17
                                    

Jungkook położył na blacie kilka banknotów ze swoich oszczędności i rozpromienił się w dziwacznym grymasie do recepcjonistki.

-Uhm, pokój sześćset dwa, piętro trzecie. Zamówienie w drodze. Życzę, hm, panom miłego wieczoru – powiedziała niepewnie, podając brunetowi kartę magnetyczną i ulotkę z mapką budynku.

  Chłopiec zgarnął ociężałą ręką powierzone mu przedmioty, a następnie tak samo zagarnął Taehyunga pod ramię i zaciągnął go do windy, nie bardzo panując nad swoim niewyjaśnionym rozbawieniem i nieskrytymi gestami. A kiedy tylko drzwi się za nimi zasunęły, Kook odepchnął się od ściany, przy której stał i rzucił się na Tae, od razu atakując go drapieżnym pocałunkiem. Starszy odruchowo złapał mocno za biodra Jungkooka i zacisnąwszy na nich palce, oddał pieszczotę równie intensywnie.

  Hotelowe ogrzewanie wpływało na ich ciała, które przez otumanienie narkotykiem, rządziły się w zasadzie same sobą. Obydwu im było niesamowicie gorąco, duszno, tak spragnienie. Ciężkie oddechy wypełniały ciszę w połączeniu z szelestem ubrań, pod które chciały dostać się ich rozbiegane dłonie i mlaśnięciami warg, zbyt energicznych teraz, by poruszać się wolniej.

  Cichy dźwięk oznajmił im dotarcie na właściwe piętro. Taehyung złapał Jungkooka za sprzączkę paska i wyprowadził go z windy, samemu idąc tyłem. Ustami zjechał na jego policzki, zarumienione i gorące. Popchnął go na ścianę, gdzie wessał skórę szyi bruneta do ust, ciągnąc za nią mocno, mocno przygryzając zębami i mocno liżąc językiem. Kookie wciskał głowę w twardą powierzchnię, wił się podtrzymywany przez Tae. Łaskotało. Nie tylko na szyi. W brzuchu też. I teraz to tak jakby sto razy bardziej niż wtedy na plaży. Czuł się jakby język Taehyunga nie pieścił go tylko przy gardle, tylko tak, jakby był na całym jego ciele; na klatce piersiowej, gdzie szaleńczo biło mu serce, na brzuchu, gdzie go łaskotało i w kroczu, gdzie było dziwnie. Przyjemnie, ale dziwnie.

-Hyunnggg – stęknął. – Och!

  Taehyung zagryzł ssane miejsce, wsuwając jedno kolano pomiędzy drżące nogi Jungkooka. Usłyszał ponowne, słodkie jęknięcie, po którym oderwał chłopca od ściany i zapchał go dalej w głąb korytarza, tym razem opierając o drzwi ich pokoju. Schował palce obu rąk w ciemnych kosmykach Jungkooka, spoglądając mu w oczy z szelmowskim błyskiem bijącym ze źrenic. Jego kolano na nowo zaczęło delikatnie pocierać wewnętrzne strony ud Kooka, powoli idąc ku górze. Pocałował młodszego, tym razem wolno i głęboko, napierając językiem na ten jego. Potem Kookie po raz kolejny chciał przyspieszyć, ale wtedy Tae podsunął kolano wyżej, naciskając na krok bruneta.

-Miałeś wyluzować, Kook – szepcząc, poruszał nogą i mierzył wzrokiem rozgrzanego, dyszącego Jungkooka, którego ręce na oślep starały się odnaleźć drogę do swojego paska. Przywarł czołem do jego szyi, a dłoń zanurzył w jednej z tylnych kieszeni bruneta, skąd wyjął kartę, by szybko otworzyć drzwi i wepchnąć za nie ich obydwu. – Tak, Kookie, wolno...

  Odnalazł wargi chłopaka i zaplątał je ze swoimi w iskrzącym głęboką namiętnością pocałunku. Taehyunga przepełniało jasne szczęście. Był taki zakochany. Taki radosny, kiedy mógł trzymać Jungkooka w ramionach, dotykać go wszędzie, każdy cal, całować i pieścić i słuchać jego oddechu, przez który czasami przebijały się drobne jęki. Rozkoszował się bliskością z nim. Wreszcie mógł go poczuć, pokazać jak bardzo go kocha i ceni. Sprawić, by wreszcie poczuł się przy nim jak w niebie. Dzisiaj pokaże mu złoty raj, należący tylko do nich. Zabierze go tam, odlecą razem, tonąc w przyjemności i swoich ustach.

-Zamówienie do pokoju sześćset dwa – zza drzwi dobiegł ich kobiecy głos.

  Obydwoje otworzyli oczy. Tae szybko odsunął Jungkooka na bok, przeczesał palcami włosy i uchylił drzwi. Na korytarzu stała młoda kobieta z wózkiem, na którym stała metalowa miska z butelką szampana w lodzie i gustowny półmisek truskawek. Skłoniła się lekko na widok Taehyunga.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz