Nie odzywa się od dziesięciu minut. Zadałam mu pytanie, a on nic. Za to zacięcie o czymś myśli. Męczy mnie to. Nie powiedziałam nic na co mógłby się obrazić i przestać odzywać. Zachowywałam się tak jak zawsze.
- Czekaj... - odezwał się wreszcie. - Mówiłaś, że nigdy nie chodziłaś z nikim za rękę ani sie nie całowałaś, ale miałaś chłopaka. Zgubiłem się. Skoro byliście w związku to powinniście to robić.
- Ja nie byłam jeszcze zbytnio gotowa na całowanie. Trochę się tego bałam, bo on miał wcześniej dziewczyny, a ja z nikim nie byłam przed nim. Za ręce się nie łapaliśmy, ponieważ albo jego koledzy nam przeszkadzali, albo robił coś na telefonie.
- Jak ty mogłaś chodzić z takim kimś?
- Tak jak z Tobą.
- Wypraszam sobie. - powiedział poważnym głosem, na co zacząłem się śmiać. - Nie śmiej się już ze mnie i pomóż mi wymyślić to głupie przemówienie na jutro.
No tak. Polonista kazał mu jutro wygłosić mowę na zakończenie, bo Bob się rozchorował.Nareszcie to napisaliśmy. Na okrągło powtarzało, że nie zamierza tego mówić.
- Powiesz to i koniec. Wiesz co powiedział nauczyciel, prawda?
- Wiem. - spojrzałam na telefon. - Czemu tak rzadko go używasz?
- Nie czuję potrzeby wyciągania go co pięć minut, żeby sprawdzić czy na sto procent nikt nie zadzwonił. Usłyszę w razie co dzwonek.
Było pięć po dwudziestej.
- Idę już, bo nie wstanę, a bluzki nie wyprasowałam jeszcze.
- Zostajesz. Wszystko ustaliłem z Twoją matką.
- Ale ubrania...
- Mam tutaj.
- Jesteś pewny? - kiwnął głową i mnie pocałował.
- Spać! - dostałam lekkiego klapsa. - Nie mogłem się powstrzymać. - wyszczerzył zęby.
- Yhym. Pójdziemy na spacer?
- Jest kompletnie ciemno, a ty chcesz wyjść? - spytał zdziwiony.
- Lubię chodzić po parku w nocy.
- Jak często? - pokręciłam przecząco głową. - Mów. - zażądał.
- Codziennie. Chyba, że jestem z Tobą.
- Nie powinnaś. To niebezpieczne.
- Nie prawda. Rzadko ktoś za mną idzie.
- Zdarzało się? - powiedział przez zaciśnięte zęby. Teraz to go zdenerwowałam...
- Um. Czasami, ale to nic. Pewnie po prostu spaceruje jak ja.
- Jak wygląda?
- Nie umiem dokładnie opisać. Wysoki, ubrany na czarno, kaptur na głowie. Tyle pamiętam. Wiesz... On jest co kilka dni w parku...
- Pójdziemy na spacer, ale nie do parku. Jeżeli bym go zobaczył to bym mu urwał łeb.
- Gdyby chciał mi coś zrobić to już by było po wszystkim.
- Nie kłóć się i jeżeli chcesz wyjść to się ciepło ubierz.
- Mam tylko bluzę. Przecież wiesz.
Podszedł do starej szafy, po czym wyciągnął jakąś rzecz.
- Ubierz. - podał mi grubą bordową bluzę.
- Ta mi wystarczy. - wskazałam na moją.
- Powiedziałem coś.
Założyłam na siebie jego ciuch. Była o wiele za dużo i strasznie ciepła.
Wyszliśmy.
Pod Jego drzwiami zawsze się kręciło pełno bezdomnych. Najgorsze było, że często zaczepiali mnie i proponowali dość niemoralne rzeczy.
- Cześć, Ray. - chłopak powitał mężczyznę, który wyszedł zza rogu.
- Xavier. Miło cię widzieć. - schowałam się za plecami szatyna.
- Co jest? - spytał zaniepokojony.
Pokręciłam głową i zaczęłam ściskać jego skórzaną kurtkę w rękach.
- Hej, co się dzieje?
- Myślę, że pamięta nasze pierwsze spotkanie i co powiedziałem. - spojrzał na mnie. - Myliłem się. Gdybyś była kolejną zdobyczą, młodego, to nie pojawiłabyś się tu więcej. Tymczasem, przychodzisz tu prawie codziennie.
- Ray, wystarczy. Idziemy, Księżniczko. Zanim się rozmyślę.Długo mnie nie było, dlatego dodam ten rozdział i 6 kolejnych do końca dnia.
Do zakończenia tej opowiastki zostanie 5 rozdziałów+ epilog.
Przepraszam za moją nieobecność. Biochem-mat zobowiązuje. Nie mam czasu na życie osobie...😖😖
Uwielbiam was, 🐻.

CZYTASZ
Białaczka
RomanceZrzuciłam na ziemię jedyny materiał, który okrywał moje ciało. - Zamknij buzię, bo ci mucha wleci.