Weszliśmy do mojego mieszkania.
- Mogę twojego kolegę na minutkę? - zapytał ojczym jak znaleźliśmy się pod drzwiami do mojego pokoju.
Popatrzyłam na chłopaka.
- Idź, Skarbie. Zaraz do ciebie przyjdę. - przytaknęłam.
Zamknąwszy drzwi za sobą, przyłożyłam ucho do ich powierzchni.
- Zostaw ją. - warknął mój ojczym. - Nie jesteś dla niej dobry.
- To nie ja ją biję.
- Zamknij się. Wiem co robię. Musi zostać ukarana jak się nie słucha.
- To nie powód do bicia bezbronnej dziewczyny.
- Wiem za co siedziałeś. - zmienił nagle temat. - Jeżeli cokolwiek jej zrobisz...
- Co na przykład?
- Wiesz o co mi chodzi.
- Och, o to się martwić nie musisz. Mamy to już za sobą. Moje imię w jej ustach. Mmmm... - usłyszałam jak ktoś uderza o drzwi pokoju rodziców.
- Kochanie, co tam się dzieje?! - głos mamy rozniósł się po mieszkaniu.
- Nic, Rybciu! Przez przypadek trzasnąłem drzwiami! - zapewnił ojczym. - Muszę zejść na dół. Tknij ją, a pożałujesz.
- Zobaczymy.
Łzy leciały mi po rozgrzanych polikach. Podbiegłam do parapetu i skuliłam się na nim w kulkę.
- Co się stało? Czemu płaczesz? - spytał zmartwiony.
- Jak mogłeś to wszystko powiedzieć mojemu ojczymowi?
- Słyszałaś?
- Co do słowa.
- Musiałem go uspokoić. Wolałaś, żebym go połamał?
- Tak. Nie chcę, żeby wiedział co z tobą robię.
- Następnym razem wedle życzenia złamię mu rękę. Teraz nie płacz i się przytul.
Usiadł obok, a ja zrobiłam o co prosił.
- Jak książka?
- Fajna. - odpowiedziałam krótko.
- Nie dąsaj się. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła te słowa?
- Może jakiś mały całus pomoże.
- Tak grasz? - położył mnie na plecach, usiadł w nogach (choć z trudem) i zaczął składać pocałunki na szyi.
- Chciałam jednego całusa, a nie to drugie.
- Może to i to?
- Nie. Rodzice są w domu.
Zerwał się, zamknął drzwi, po czym zaczął się rozbierać.
Zakryłam oczy.
- Co ty robisz? - pisnęłam.
- Widziałaś mnie już tak, a idziemy pod prysznic, więc zdejmij to wszystko z siebie.
- Razem?
- Drzwi zamknąłem. Nie wejdą. No raz, raz. Wyskakuj. - był w trakcie zdejmowania bokserek, a ja się znowu zasłoniłam. - Mam ci pomóc?
- Jesteś nago!
- Jeszcze nie. Popatrz. - spojrzałam i ujrzał jego pokaźnych rozmiarów penisa. Cholerny kłamczuch.
- Jesteś okropny! - rzuciłam w niego poduszką.
- Oj no chodź. Przecież wiesz, że...
- ... nic ci nie zrobię. - dokończyłam za niego. - Tak, wiem.
- To o co chodzi? Widziałem cię wczoraj. Wstydzisz się mnie?
- Było ciemno.
- Rano?
- Ugh. Skończyły mi się wymówki. - uśmiechnął się.
- No więc, sama czy z moją pomocą?
- Sama. Odwróć się. - spojrzał na mnie wzrokiem: 'żartujesz sobie ze mnie?'. - No dobra. - wymamrotałam.

CZYTASZ
Białaczka
RomanceZrzuciłam na ziemię jedyny materiał, który okrywał moje ciało. - Zamknij buzię, bo ci mucha wleci.