7.

860 56 4
                                    

- O mój Boże. Co ty tu robisz?! - na początku uliczki stał przestraszony chłopak z jakąś torebką.
Zerwałam się z zimnego podłoża, podbiegłam do niego, po czym wtuliłam w klatkę piersiową.
- Czemu płaczesz? Ktoś ci coś zrobił? - pokiwałam głową. - Dobra, wejdźmy do środka i wszystko mi opowiesz.
Otworzył drzwi.
- Co ty kur... Czemu tu jesteś?! Wypad z mojego mieszkania! - krzyknął do jakiegoś pijaka.
Zostaliśmy sami.
- Najpierw pytanie. Długo tam siedziałaś?
- Z pół godziny?
- Matko.. - jęknął. - Powiedz teraz co się stało.

Opowiedziałam wszytko. Pominęłam tylko to, że jestem chora. Cały czas mnie tulił. Jest strasznie ciepły.
Zaproponował jedzenie na co przytaknęłam. Nie jadłam dzisiaj obiadu. Byłam strasznie głodna.
- M-mogę tu zostać? Nie chcę wracać.
- Naturalnie. Tylko zdejmij tę bluzę. - podał miski z płatkami.
- Nie mogę.
- Czemu? - zapytał zdziwiony.
- Nie chcę żebyś patrzył na to okropne ciało.
- Zdejmuj. Raz raz. Zapewniam cię, że choćby nie wiem co się kryło pod tą bluzą i tak widziałem gorsze rzeczy.
Przełknęłam ślinę i zaczęłam ją ściągać. Rękaw od bluzki się podsunął. Miałam zabandażowane całe przedramię.
- Ty nie... - złapał jedną i zaczął odwijać biały materiał.
Rzucił go na ziemię i zabrał się do oglądania ręki. Była cała pocięta. Miliony kresek jedna przy drugiej.
- Czemu to zrobiłaś? - spytał niezwykle spokojny.
- Dzięki temu lepiej się czuję.
- Lepiej? Żartujesz sobie?
- Ja nie powiedziałam ci wszystkiego... - spojrzał zagubionym wzrokiem. - Nie chcę tego mówić. Zaczniesz mnie traktować inaczej. Jak wszyscy...
- Nie nazywam się wszyscy, mała.
- Chorujęnabiałaczkę. - powiedziałam szybko, mając nadzieję, że nie zrozumie.
- To nie jest powód, do kaleczenia tak pięknego ciała, Księżniczko. Nie rób tego więcej. Obiecaj.
- Nie mogę obiecać czegoś czego nie wiem.
- Zajmę się tobą. Zaczniemy od utuczenia cię. Jesteś chodzącym szkieletem, a to nie jest fajne.

Resztę wieczoru gadaliśmy. Wreszcie się otworzyłam i mówiłam mu o sobie wszystko. On mi też.
- Jest późno, a jutro szkoła. Chcesz się położyć?
- Mogłabym?
- Za tą zasłonką jest łóżko. - wskazał na zielonkawy stary materiał znajdujący się za mną.
Poszłam tam.
Zazwyczaj śpię w bieliźnie, ale czy tutaj mogę? W sumie... Wytłumaczył mi dzisiaj wszystko. Ufam mu.
Rozebrałam się do granatowego kompletu i wślizgnęłam pod dość starą kołdrę.
Za ścianą co chwilę było słychać bluźnierstwa, krzyki i odbijanie się przedmiotów od ściany i podłogi. Słychać było także kilka razy dźwięk tłuczonego szkła. Ściany były naprawdę cienkie.
-X-xavier? Mógłbyś tu przyjść?
- Co się stało? - spytał. Był w samych bokserkach. Boże... Idealnie widziałam pokaźne jak mi się wydaje wybrzuszenie. Szybko odwróciłam wzrok. - Nie mów, że nigdy nie widziałaś chłopaka w bieliźnie. - pokręciłam głową. - Zapamiętam. Teraz powiedz co się dzieje, że mnie wolałaś.
- Nie mogę zasnąć.
- Ech... Posuń się.
Zrobiłam to, a on położył się obok. Odsunęłam się na sam brzeg łóżka, aby zachować bezpieczną odległość.
- Nie uciekaj, aż tak daleko. Przecież obiecałem, że nic nie zrobię. Nie skrzywdzę cię. Musiałabyś mnie porządnie wkurzyć.
Oplótł ramiona wokół mojego chudego brzucha i przyciągnął mnie do siebie. Jego ciepło odbijało się od moich pleców. To nie możliwe, aby człowiek był aż tak gorący...
- Jesteś strasznie ciepły. - wyszeptałam.
- Za to ty lodowata. Wtul się bardziej. Ogrzejesz się. - pocałował mnie w czubek głowy. - Śpij, Księżniczko.

Najdłuższy rozdział, bo przekroczył 500 słów! ^^ Mam nadzieję, że się podoba opowiadanie. :)
Dobranoc, Misie. :)

BiałaczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz