56.

419 26 0
                                    

Kiedy się obudziła, była w lekkim szoku, ale szybko ją uspokoiłem.
Od tamtej pory zrobili jej chyba z 5 badań.
Od pół godziny mamy spokój. Trochę ją rozśmieszałem. Poprawiłem jej tym humor.
Do pokoju weszła doktor Green.
- Wiadomo coś?
- Tak. Myślę, że musimy zawiadomić twoich rodziców o pobycie tutaj.
- Niech pani powie czy to jest to, co mi chodzi po głowie? - szepnęła dziewczyna.
- Tak. Przykro mi.
- To niemożliwe. Przecież było już dobrze. - z kącików oczy poleciały jej łzy.
- To nie wszystko. - spojrzeliśmy na nią oboje. - Ten nawrót jest o wiele silniejszy. Mam nadzieję, że zrobiłaś wszystko co miałaś, bo raczej stąd już nie wyjdziesz. - dodała ze smutkiem.
- Nie! Chce wyjść! - zaczęła się rzucać. Mocno ją złapałem i przytuliłem do klatki piersiowej.
- Uspokój się, Księżniczko.
- Przykro mi. Naprawdę. Muszę iść do innych pacjentów. Gdyby to ode mnie zależało to byś wcale nie była chora. - odeszła.
Nadal ją tuliłem.
- Musimy odbyć poważną rozmo...
- chcesz mnie zostawić, prawda? Chcesz to zrobić bo choroba nawróciła? - przerwała mi.
- Nie! Ty głuptasie.. oczywiście, że nie. Nie jestem nim. Ja będę do końca. Po prostu twoi rodzice muszą się dowiedzieć i tym. - podniósł rękę. - Nie chcę, żeby twój ojczym mnie zabił.
- Och..

Do pokoju wpadła przerażona matka, a za nią Logan.
Spojrzał na mnie przelotnie i skupił swoją swoją uwagę na Bonnie.
- Córciu, akurat przejeżdżaliśmy w pobliżu, jak zadzwoniła do nas Henna. Przykro mi. - wzięła ją w ramiona, a ja się odsunąłem.
- Jak to jest, że odkąd z nią chodzisz przydarzają jej się same złe rzeczy? - warknął ojczym.
- To nie moja wina. Akurat byłem w łazience.
- Była u ciebie. - docierał.
- Przecież jej nie otrułem. - warknąłem.
- Nie mam pewności.
- Przestańcie. - powiedziała rodzicielka dziewczyny.
- Nie, Rybciu. Ten chłopak przynosi same problemy. Nie możecie się więcej widywać z moją córką. - oznajmił.
- Muszę cię zasmucić, ale ona nie jest twoja. Zostaję.
- Nie. Macie zerwać i nigdy więcej nie chcę cię widzieć.
- Nigdzie się nie wybieram.
- Zerwij z nią i się wynoś! - wrzasnął.
- Nie może! - rozpaczliwy krzyk dziewczyny wypełnił sale.
- Owszem mo...
- Nie! - przerwała mu.
- Dlaczego córciu? - spytała jej matka spokojnym głosem.
- B-bo... - pokazała rękę.
Uderzyłem z dużą siłą o ścianę. Zginęło mnie w pół, gdy dostałem z pięści w brzuch. Upadłem na kolana.
- Jak mogłeś być takim podstępnym gnojkiem i zmusić ją do małżeństwa?! - oberwałem z kopniaka w brzuch. Zacząłem wypluwać krew. Następne uderzenie i następne.
- Odsuń się od niego! Jesteś potworem! - moja ślicznotka przy mnie uklęknęła. To znaczyło, że wyrwała wenflon i wszystkie inne kabelki.
- Coś ty zrobiła? - wydusiłem. Strasznie bolały mnie żebra.
- Ciii, już dobrze. Jestem przy Tobie. - położyłem głowę na jej kolanach.
- Jesteś cudowna.
- Nie mów nic. Zaraz powinna przyjść pielęgniarka.
- Boli. - przy niej nie musiałem zgrywać 'twardziela'.
- Wiem. - złożyła miękki pocałunek na moich ustach.
- Co ty robisz na ziemi?! - rozległ się głos za nami. - Trzeba popodłączać wszystko od nowa! Do łóżka!
- Mój chło... mąż, potrzebuje pomocy.
- Zaraz się nim zajmę, ale najpierw ty.
- Idź. Jesteś ważniejsza.
- Nie prawda.
- Nie kłóć się i idź. - rozkazałem, a ta delikatnie odłożyła moją głowę na zimną podłogę.

Pielęgniarka podłączyła wszystko od nowa i podeszła do mojego obolałego ciała.
- Gdzie cię boli?
- Żebra.
- Hm.. - dotknęła ich. Jęknąłem. - Zrobię ci prześwietlenie, ale raczej nie są złamane.

BiałaczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz