Rozdział 20

6.5K 727 333
                                    

- Nic się nie zmieniło - wyszeptałam, kiedy przeszłam przez nieco zarośnięte krzaki do swojego starego, ukochanego miejsca. 

Janek przeszedł zaraz za mną i uśmiechnął się na widok jaki zastał. Niewielka polanka z całkiem sporym stawem po środku, który był obdarowany ciekawą wysepką z gęstymi drzewami. 

- Zupełnie odseparowane miejsce od reszty. Nie wpadłbym na to, że za tymi krzakami może coś być - powiedział i poszedł za mną, kiedy ruszyłam w stronę brzegu. 

Wszystkie wspomnienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą, kiedy poczułam charakterystyczny zapach wody. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem i spojrzałam na swoje odbicie. Brunet zatrzymał się trochę dalej, pozwalając mi na chwilę oddechu. Usiadł na trawie i podparł się łokciami o ziemię. 

Spojrzałam w stronę szopki stojącej po lewej stronie stawu i ruszyłam do niej pewnym krokiem. Wyciągnęłam z kieszeni mały kluczyk, który koniecznie wzięłam ze sobą z domu i otworzyłam dużą, zardzewiałą kłódkę. 

- Pomóc ci? - głos mężczyzny rozniósł się po wodzie. 

Skinęłam twierdząco głową i zrobiłam krok do środka. Czułam się podekscytowana na myśl, że znowu będę mogła przepłynąć się łódką. 

- Zgaduję, że ta jest twoja - brunet wskazał ruchem głowy na jedną z wyrytym napisem Melka. 

- To nie było raczej ciężkie. 

Janek sięgnął po nią i wyciągnął ją na zewnątrz. 

- Trochę tutaj leżała, ale jestem pewna, że nie boisz się kurzu - spojrzałam na niego i wzięłam do ręki wiosła. 

- Wyglądam jakbym się czegoś bał? - uniósł brwi do góry. 

- Nie znam twoich słabych punktów - wzruszyłam ramionami. 

- Bo takich nie mam. 

- Każdy ma. 

- Więc jaki jest twój? - zapytał, przepychając łódkę na brzeg. 

Nic nie odpowiedziałam i szczerze miałam nadzieję, że nie będzie mnie o to pytać ponownie. Gdybym mu teraz o tym powiedziała, to uznałby, że próbuję wziąć go na litość, a to nie jest prawda. Po prostu fakt, że boje się odrzucenia i porzucenia nie jest łatwy do przeskoczenia i trzyma mnie na dystans od innych. 

- Wsiadasz? - spojrzał na mnie. 

- Jeszcze pytasz - mruknęłam i niemalże wskoczyłam do swojej ukochanej łódki. Pamiętam ten dzień jakby to było dzisiaj, kiedy wybierałam ją na giełdzie. Specjalnie wstałam o piątej rano i pojechałam na nią autobusem, żeby wybrać najlepszą z najlepszych. 

- Ostrożnie - złapał mnie opiekuńczo za rękę, kiedy łódka zsunęła się do wody i kilka razy gibnęła na boki. - Musisz uważać, Amelio - pouczył mnie. 

- To tylko woda. 

- Do koni nie byłaś tak przekonana - uniósł brew. 

- Bo woda mnie nie kopnie - zaśmiałam się. 

- Ale pochłonie w całości. 

- Umiesz pływać? Wyglądasz jakbyś się jej bał. 

- Oczywiście, że umiem Amelio. Po prostu nie chciałbym, żebyś się uderzyła w głowę - powiedział i wszedł do łódki, odpychając nas od brzegu. 

Usiadłam na belce i złapałam w rękę wiosło. Wzięłam głęboki oddech i rozejrzałam się na boki. Brunet kilkoma mocnymi ruchami sprawił, że popłynęliśmy do przodu i zaczęliśmy sunąć po ciemnej tafli wody, w której odbijało się zachodzące słońce. Pochylił się do przodu i oparł ręce o kolana, przyglądając mi się uważnie. Z wszystkich sił próbowałam pozostać niewzruszona, ale kiedy przypominałam sobie o jego wcześniejszych słowach, to kręciło mi się w głowie. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz