Rozdział 2

9.1K 614 130
                                    


- Nie! - wykrzyknęłam w stronę zamykających się drzwi od autobusu i zaczęłam gorączkowo wciskać w nich guzik z nadzieją, że kierowca mnie zauważy. Wyrzuciłam ręce do góry z irytacji, kiedy autobus ruszył zostawiając mnie samą na przystanku. Spojrzałam na zegarek w telefonie i podrapałam się nerwowo po głowie. Dzięki swojej starszej sąsiadce, którą spotkałam na klatce schodowej spóźnię się na spotkanie, przez które nie mogłam dzisiaj pół nocy spać. Nie miałam serca odmówić jej pomocy i posłusznie wniosłam każdą z siatek zakupów do jej mieszkania. Powinno to tłumaczyć moją zadyszkę, bo przyznam szczerze, że dzisiaj osiągnęłam swój rekord czasowy w przebyciu trasy blok - przystanek. 

Jeszcze raz zerknęłam na esemesa z adresem, by upewnić się, że dobrze przeczytałam nazwę ulicy i wsiadłam do kolejnego autobusu zatrzymującego się na przystanku. Przecisnęłam się między ludźmi żeby znaleźć sobie miejsce, w którym będę mogła chwycić się za jakąś rurkę, bo mimo swojej dobrej koordynacji ruchowej gibiący się na wszystkie strony autobus ze mną wygrywa. 

- Kierowco proszę o zablokowanie kasowników, a państwa o wyjęcie biletów do kontroli. 

Obok mnie zrobił się szum, kiedy każdy zaczął wyjmować swoje bilety z toreb lub kieszeni kurtek. Odpięłam suwak swojej torebki i zanurkowałam w niej ręką z zamiarem odnalezienia swojej karty miejskiej. Fuknęłam cicho pod nosem, kiedy nie wyczułam jej w kieszeni, która była jej stałym miejscem. Spojrzałam nerwowo w stronę kanara zbliżającego się w moją stronę i czym prędzej zsunęłam torbę z ramienia, by mieć do niej lepszy wgląd. 

Teraz naprawdę obiecuję, że kupię sobie praktyczną torbę. 

- Bilecik do kontroli - usłyszałam tuż za swoimi plecami. 

Nadal nerwowo wciskałam rękę w każdą z możliwych kieszeni próbując zrozumieć jak mogła wyparować skoro od dobrego miesiąca ciągle była w tym samym miejscu! 

- Zawsze miałam przy sobie kartę, nie wiem jak to się stało, że... 

- W takim razie muszę wlepić mandacik - starszy mężczyzna uśmiechnął się szeroko, jakby co najmniej oznajmiał mi, że wygrałam sto złotych na loterii. 

- Naprawdę od zawsze mam ze sobą miesięczną kartę, to jest pierwszy raz kiedy jej ze sobą nie wzięłam - zaczęłam się tłumaczyć mając nadzieję, że jakoś na niego wpłynę. Czułam na sobie ciekawski wzrok pasażerów, którzy nagle przerwali swoje zacięte rozmowy i skupili całą uwagę na naszej dwójce.  

Cholera, nie kłamię. 

- To będzie trzysta złotych. Gotówką? - zapytał, klikając coś na swoim urządzeniu. 

- Nie mam przy sobie pieniędzy - mruknęłam zgodnie z prawdą. - Przepraszam, ja muszę wysiąść już na tym przystanku - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, mając nadzieję, że odpuści mi tą jedną wpadkę. 

- Ma pani dwa tygodnie na zapłacenie mandatu - powiedział, urywając paragon, który został wydrukowany z jego urządzenia. - Miłego dnia - dodał, kiedy zaczęłam przeciskać się między ludźmi w stronę wyjścia. 

- Teraz będzie zajebiście miły - fuknęłam pod nosem, czekając cierpliwie aż młody chłopak łaskawie odsunie się z przejścia reagując na moje ''przeprosiny''. 

Spojrzałam na wydruk mandatu, warcząc głośno pod nosem. Trzysta złotych w plecy za jednorazowy brak karty miejskiej, to idiotyczne. Czego mam sobie teraz odmówić? Prądu, internetu, a może ciepłej wody? W takim tempie nigdy, przenigdy nie uzbieram pieniędzy na te pieprzone studia. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz