Rozdział 61

4K 553 190
                                    

Jest coraz mniej czasu na podjęcie decyzji, a z każdą chwilą mam większy mętlik w głowie. Postanowiłam, że uwierzę w słowa Janka dotyczące mojego bezpieczeństwa i w końcu zaczęłam wychodzić z mieszkania. Robiłam sobie długie spacery, a mężczyzna, który obserwował mnie od dłuższego czasu, zawsze towarzyszył mi gdzieś z tyłu. 

Pewnie już zacierał ręce, by za cztery dni wsadzić mnie do swojego czarnego wozu i dostać premię za wykonane zadanie. 

Myślałam o ślubie. Dużo.
Podjęcie się takiego kroku może mnie kosztować naprawdę wiele, o ile nie życie. Tylko czy powinno mieć to jakieś znaczenie skoro bez tego także mogę je stracić?

Zastanawiałam się nad tym czy Janek znowu nie realizuje jakiegoś planu i czy dzięki temu, że dam mu do siebie większe prawa, nie wpakuje się w gorsze bagno. Jedno jest pewne - otrzymanie rozwodu nie będzie prostą sprawą. O ile Janek poszedłby mi na rękę, to sąd cywilny nie chce rozpatrywać pozwów rozwodów małżeństw ze stażem mniejszym niż rok. A kiedy dojdzie do tego nasze dziecko, będziemy mieć pod górkę. 

To nie jest coś z czym chciałabym się zmagać przez kilka kolejnych lat, ale weszłam na etap myślenia o dziecku. Chcę żeby było bezpieczne i dam mu to, chociażby kosztem własnego szczęścia. Janek może udawać twardziela, ale znam go na tyle, by wiedzieć, że zaraz dotrze do swojej granicy. Przyjmie dużo, ale jeśli będzie chodzić o jego dziecko, to wyrzeknie się wszystkiego. 

To dobrze i niedobrze. Dla mnie. 

- Odważyłaś się wyjść - powiedział z lekkim uśmiechem, gdy podążał w moją stronę chodnikiem. 

- Przecież i tak byś mnie uratował, skoro tak bardzo ci zależy - mruknęłam z nutką ironii i spojrzałam przelotnie przez ramię na faceta, który ciągle podążał za mną autem. 

To popieprzone. 

Janek spojrzał na niego i zmrużył niebezpiecznie oczy. Kiwnięciem głowy rozkazał mu odjechać, a ten o dziwo od razu to zrobił. Zupełnie tak jakby byli w paczce i po prostu wymieniali się kontrolowaniem mojego życia. 

- Masz rację - oznajmił. 

Byłam cholernie zestresowana, gdy stanął naprzeciw mnie i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Słyszałam też w uszach tykanie zegara i zaczynałam popadać w paranoję.

- Zgadzam się na ślub - powiedziałam krótko, nie dbając o żaden wstęp. 

Janek uniósł zaskoczony brwi i patrzył na mnie bez słowa dopóki nie zakodował sobie, że mówię poważnie. Porwał mnie w ramiona i nim zdążyłam zareagować zostałam przyciśnięta do jego klatki piersiowej. Zaczął okręcać się ze mną dookoła w dziwnym przypływie szczęścia i wolną ręką złapał za tył mojej głowy po to, by przycisnąć swoje ciepłe usta do mojego czoła. 

- Nawet sobie nie wyobrażasz jak mi ulżyło - westchnął głośno i wtulił nos w moje włosy. 

- To nie jest szansa Janek - powiedziałam, zmuszając go do odstawienia mnie na ziemię. Byłam tak obojętna, że zadziwiałam tym samą siebie. 

- Nie rozumiem - ściągnął brwi. 

- Wezmę z tobą ślub tylko po to, by ratować nasze tyłki, a nie spędzać wspólnie resztę życia. 

Całe szczęście zniknęło z jego twarzy razem z moimi słowami, a ramiona wróciły do przygarbionej pozycji, gdy wsuwał dłonie do kieszeni. 

Chyba nie myślał, że tak nagle zacznę traktować go, jakby nic nigdy się nie stało. 

- Zaraz po tym mam zamiar wyjechać do Ameryki na czas ciąży - dodałam. 

Pokręcił przecząco głową. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz