Rozdział 49

4.5K 525 137
                                    

Nawet cisza, która panowała w całym domu nie mogła sprawić, że z mojej twarzy zniknie uśmiech. Od samego rana miałam tak dobry humor, że gdyby ktoś spojrzał na mnie z boku, to pomyślałby że jestem wariatką.
Już kolejny raz przechadzałam się po pokojach podziwiając ich zawartość i cholera, ktoś kto je urządzał miał niesamowity gust. Każdy detal jest dopracowany, a klimat utrzymany w jednakowych tonach.

- Już jestem!

Z dołu dobiegł mnie dźwięk zamykanych drzwi wejściowych i głos Janka. Przesunęłam ostatni raz palcami po pozłacanej klamce i wycofałam się do korytarza.

- Jak dobrze jest wrócić do domu z myślą, że możesz się do kogoś odezwać - powiedział, wchodząc powoli po schodach.

Rozluźnił krawat i przeniósł na mnie wzrok, kiedy stanęłam przy samej poręczy. Zatrzymał się na chwilę i unosząc brwi, zmierzył mnie wzrokiem.

- Czegoś ci nie brakuje? - zapytał.

- Jedna noc w szczęśliwym miejscu i już mogę odstawić kule na bok - skomentowałam, pokazując na puste dłonie.

To fakt, wstałam dzisiaj z łóżka i bez pomocy kul przeszłam do łazienki. Kiedy nie poczułam żadnego uciążliwego bólu postanowiłam, że to jest odpowiedni moment, by je odstawić.

- Jesteś zmęczony - stwierdziłam, kiedy stanął tuż przede mną, zsuwając z ramion marynarkę.

Jego oczy były mniejsze niż zawsze, a pod nimi widniały delikatne fioletowe cienie.

- Mam wiele do nadrabiania. I tak zafundowałem sobie nadprogramową przerwę, by przyjechać i sprawdzić jak się masz - odparł, przewieszając marynarkę przez poręcz.

Położyłam dłonie na jego ramionach, rozmasowując lekko, przez co na jego usta wdarł się delikatny uśmiech.

- Naprawdę chcę ci pomóc Janek. Dlaczego więc jesteś taki uparty? - zapytałam nawiązując do naszej porannej rozmowy.

To przeze mnie był zmuszony do tak długiej przerwy, więc jestem mu coś winna. Zaproponowałam, że wykonam za niego kilkanaście projektów, sporządzę kosztorysy i wszystko inne, co kiedyś należało do moich zadań. Nie jest to nic nowego, co miałoby mi przysporzyć wiele problemów, a mogłoby mu pomóc w nadrobieniu zaległości.

- Bo musisz odpoczywać, a nie pracować. Nie jesteś jeszcze do końca zdrowa Amelio, więc nie mamy o czym rozmawiać.

- Ból nogi nie ma nic wspólnego z tą pracą. Przecież nie będę przenosić pustaków, a wykonywać manualne rzeczy - zaznaczyłam, poprawiając kołnierz jego białej koszuli - Nie jesteś maszyną i nie pociągniesz tak długo, mimo że będziesz próbował ze wszystkich sił. Daj sobie pomóc - powiedziałam, posyłając mu proszące spojrzenie.

Westchnął głośno, zerkając prosto w moje oczy.

- Wiesz, że dam sobie radę.

- Nigdy w to nie wątpiłam, ale to zaoszczędzi dużo czasu. Zwariuję jeśli się czymś nie zajmę, bo mam już dosyć siedzenia bezczynnie w miejscu. Jak nie pozwolisz mi na tę pracę, to znajdę sobie inną - wzruszyłam ramionami.

- Wykluczone Melka - pokręcił przecząco głową i złapał za moją wędrującą po jego ramieniu dłoń. - Nie pozwolę ci pracować gdzieś indziej.

Uniosłam brwi, opierając się bokiem o drewnianą barierkę.

- Dobrze, wykonasz jakiś projekt - westchnął z rezygnacją.

Wiedział, że nie dam za wygraną. Potarłam z uśmiechem dłonie i mrugnęłam do niego zabawnie oczami.

- Ale najpierw musisz mnie pocałować - rzucił i łapiąc mnie stanowczo w pasie, przyciągnął do siebie blisko.

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz