Rozdział 25

6.6K 725 190
                                    

Miesiąc. Tyle minęło od momentu, kiedy ostatni raz widziałam się i rozmawiałam z Jankiem. Kiedy dzień przed wyjazdem do Londynu przyszłam do firmy, by oddać mu klucze do mieszkania, rozpętał burzę. Był wściekły, że jednak stawiam na swoim i nadal nie chcę mu powiedzieć dokąd się wyprowadzam. Zakończyliśmy wszystko z krzykiem jakbyśmy co najmniej rozstawali się po kilkuletnim związku. Już na lotnisku wyrzuciłam swoją starą kartę i kupiłam nowy numer, który teraz ma tylko Wiktoria, Antek i mama. To mi w zupełności wystarczy. 

Mimo wszystko nie potrafię zapomnieć. To natrętne poczucie tęsknoty ciągle wraca i mam wrażenie, że z każdym dniem nabiera mocy. Próbowałam już wszystkiego, żeby zająć sobie głowę czymś innym. Poszłam nawet na spontaniczną randkę, ale złapałam się na tym, że porównywałam cechy i wygląd tego chłopaka do wyglądu Janka. To było żałosne. 

Spojrzałam na pasek na ekranie swojego telefonu, kiedy pokazało się na nim powiadomienie o tym, że niejaki Jan Dąbrowski polubił moje zdjęcie na instagramie. Kiedy tylko przeczytałam znajome nazwisko oblała mnie fala gorąca, a kciuk z prędkością światła powędrował na ikonkę i przycisnął ją z taką siłą, że jeszcze trochę i zrobiłabym dziurę w ekranie. Zagryzłam wargę, kiedy zobaczyłam, że zdjęcie na które zwrócił uwagę, było sprzed kilku miesięcy, gdzie siedziałam przy barze i piłam drinka ze szklanki ozdobionej niebieską parasolką. 

Jaki normalny biznesmen przegląda instagram o trzeciej w nocy i dlaczego do cholery jeszcze nie śpi, skoro jutro ma do pracy na szóstą?  

Zablokowałam ekran telefonu i rzuciłam go na kołdrę, wywracając oczami na swoje zachowanie

Znam nawet grafik jego pracy, mimo że do swojego musiałam zaglądać trzy razy przed snem, żeby przypomnieć sobie na którą godzinę muszę się wstawić. 

Osunęłam się po poduszkach i przekręciłam na bok wtulając w nie policzek. Patrzyłam przed siebie w ciemność i wsłuchiwałam się w ciche tykanie zegarka, na które normalnie nie zwracam uwagi. Z każdą sekundą miałam poczucie, że gubię się sama w sobie, że tracę życie na coś czego tak na prawdę nie chce. 

Ale czego tak właściwie potrzebuję? 

Zerknęłam w stronę telefonu, kiedy zawibrował i podświetlił zieloną diodę, która oznaczała, że ktoś napisał do mnie na którymś z portali społecznościowych. Zawahałam się, bo spodziewałam się, kto pisze. Tylko czy chciałam to czytać? 

Ciekawość przejęła nade mną kontrolę i złapałam w rękę telefon odblokowując go zwinnie palcem. Światło ekranu rozświetliło w ciemności moją twarz i poraziło moje oczy, których mimo wszystko nie zmrużyłam, bo byłam za bardzo skupiona na wiadomości, którą odczytywałam. 

Jan Dąbrowski: Niepotrzebnie zmieniałaś numer. Bałaś się, że będę cię nękał? 

Tak po prostu, bez żadnego cześć czy innego zwrotu, którym zazwyczaj zaczyna się rozmowę. Może po prostu nie wiedział co napisać w środku nocy? Albo był zły. 

Jan Dąbrowski: Widzę, że odczytałaś Amelio, więc mnie nie ignoruj. 

Amelia Rosi: Nie ignoruję. 

Jan Dąbrowski: Wiem, że jesteś w Londynie. 

Uniosłam brwi i zablokowałam telefon, poprawiając głowę na poduszce. Czułam jak przedmiot wibruje w mojej ręce, ale próbowałam nie reagować na kolejne wiadomości, które dostawałam. Na siłę chciałam zdławić w sobie tą bolesną potrzebę usłyszenia jego głosu, poczucia zapachu perfum, który przesiąka każdą jego rzecz. To popierdolone co się ze mną dzieje. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz