Rozdział 34

5.8K 595 439
                                    

- Już wszystko załatwiłem. Zamki znowu zostaną zmienione, a kobieta, która wydała zgodę na ich wcześniejszą zmianę bez konsultacji ze mną, została zwolniona - brunet pojawił się nagle w kuchni, jedną ręką rozluźniając krawat. 

- Od razu zwolniona? Nie można było tego załatwić jakoś łagodniej? - objęłam dłońmi kubek z jeszcze ciepłą herbatą. 

- Takie sprawy to nie jest zabawa. Jeśli przymrużyła oko na fakt, że daje do podpisania papiery obcej osobie, która tylko powiedziała, że ma coś ze mną wspólnego, to nie mam pewności, że nie zrobi tego ponownie, a przecież chcę żebyś czuła się bezpiecznie we własnym mieszkaniu - odpowiedział, zsuwając marynarkę ze swoich ramion. Położył ją na wolnym krzesełku i złapał dłońmi za jego oparcie. 

Oparłam łokcie o blat stołu i podparłam głowę na rękach, pochylając ją w dół. 

- Amelia, naprawdę nie musisz się o nic martwić - westchnął cicho, widząc moją nadal niepewną minę. 

- Ona mnie nienawidzi, a w połączeniu z jej chorobą psychiczną to nie może przynieść niczego dobrego - podniosłam na niego wzrok. 

- Uważa cię za konkurentkę.

- To może przestać, bo już nie mam zamiaru o nic walczyć - prychnęłam i zeszłam ze stołka, by odłożyć kubek do zlewu. 

Brunet spuścił chwilowo wzrok na swoje ręce, a później obrócił się w moją stronę, gdy kierowałam się do salonu. Czyżby dotknął go fakt, że odpuściłam? Pewnie spodziewał się, że mam w rękawie kilka asów, którymi zaskoczę nie tylko jego, a wszystkich dookoła, ale niestety... nie mam planów na kolejne upokarzanie się. 

- A ten chłopak, z którym byłaś w kinie... - przerwał, idąc tuż za mną. 

- Ten co mieszka obok? - zapytałam, odwracając się w jego stronę. 

- Tutaj? - wskazał kciukiem na ścianę, marszcząc przy tym mocno brwi. Widziałam, że ta informacja wcale mu się nie spodobała.

- Tak. 

- Jednak znajdziemy ci inne mieszkanie - mruknął i podwinął rękawy koszuli do łokci, następnie wsuwając dłonie do kieszeni spodni. 

- Jesteś popieprzony - oburzyłam się, a on jedynie przeszedł w stronę obrazów, stojących w kącie. 

- Lepiej dmuchać na zimne, nie wiadomo co Elizie może wpaść do głowy - rzucił i już miał sięgać po jedno z płócien, ale zagrodziłam mu drogę. 

- Nie jesteś moim ojcem, żebyś ciągle podejmował za mnie decyzje - fuknęłam, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. 

- Tylko żartowałem, Amelio - puścił do mnie oczko. 

- Masz szczęście - warknęłam i skrzyżowałam ręce na piersiach. 

Brunet ułożył rękę na moim policzku i uśmiechnął się delikatnie. Spojrzał mi prosto w oczy i przybliżył się, zupełnie mnie uspokajając. 

- Przestań to robić - wyszeptałam, mimo wszystko nie odrywając wzroku od jego brązowych tęczówek.

- Robić co? - zatoczył kółko na mojej skórze, a wolną rękę ułożył na ścianie tuż za mną, przesuwając nią w dół. 

- Ty już dobrze wiesz - mruknęłam i odwróciłam głowę w bok, by nie mógł nadal hipnotyzować mnie w ten sam sposób co zawsze. 

- Inaczej nie pozwoliłabyś mi zobaczyć swoich obrazów - stwierdził i podniósł jeden z nich do góry za moimi plecami. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz