Od siedmiu dni, kiedy jestem w mieszkaniu po wpisaniu ze szpitala, nie wyszłam za jego próg. Okno w kuchni ma idealny widok na osiedlowy parking, na którym codziennie widzę ten sam duży czarny samochód i faceta obserwującego okolicę. Nie byłoby to dla mnie żadnym zdziwieniem gdyby nie fakt, że dosłownie obok co jakiś czas pojawia się auto Janka. Stres nie opuszcza mnie nawet na minutę, gdy widzę jak siedząc za kierownicą wybiera mój numer i oczekując aż odbiorę, wpatruje się w okno. Ja zza firanki przypatrywałam się jemu i każdemu kto wydawał się być podejrzany, licząc na odzyskanie wolności.
Nie dzwoniłam na policję i sama nie mogłam znaleźć odpowiedzi dlaczego. Bałam się do tego stopnia, że jak dwuletnia dziewczynka spałam przy zapalonym świetle z nadzieją, że nikt nie wtargnie do sypialni i nerwowo zerkałam na zegarek jakby próbując przyspieszyć czas. Blokowałam się wewnętrznie przed wezwaniem pomocy i po prostu czekałam. Jak na śmierć.Przecież to kiedyś będzie musiało się skończyć.
Dzisiaj było inaczej. Samochód Janka zajął to samo miejsce parkingowe co zawsze, ale z tym wyjątkiem, że opuścił go zaraz po zgaszeniu silnika. Mocno naciągnął kaptur bluzy na głowę i stanowczym krokiem skierował się w stronę odpowiedniej klatki. Serce zaczęło kołatać mi w piersi, a nogi automatycznie zaprowadziły do korytarza. Byłam na tyle przewrażliwiona i zmieszana, że zupełnie straciłam punkt zaczepienia. Kto był tym dobrym, a kto kłamał? Kto chciał mnie podejść, a kto sprawić bym wyszła z tego cało?
Czy jest w ogóle dla mnie jakaś szansa?
Oparłam plecy o szafkę, kiedy na klatce można było usłyszeć odgłos zamaszystej wspinaczki na górę. Nie zadzwonił dzwonkiem, nie zapukał jak kulturalny człowiek, a z impetem uderzył pięścią w drzwi. Raz, drugi, aż w końcu zaczął się z nimi szarpać do tego stopnia, że zaczęłam się trząść.
Nie chciałam z nim teraz rozmawiać.
- Otwórz drzwi - warknął krótko.
Nie miałam szansy. Udawanie że mnie nie ma, granie na czas nie przyniesie żadnych rezultatów, bo doskonale wie, że stoję tuż po drugiej stronie.
Przekręciłam zamek i szybko odeszłam w stronę salonu nie chcąc czekać aż wejdzie do środka. Chociaż patrząc na sposób w jaki to zrobił i trzasnął drzwiami, mogłabym to nazwać wtargnięciem.- Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? - zapytał z automatu.
Ścisnęło mnie w żołądku, ale odważyłam się na spojrzenie w jego twarz, czego od razu pożałowałam. Był wściekły, a jego oczy ciemniały z każdą kolejną chwilą, gdy skupiał na mnie wzrok.
- Nie miałaś tego robić - odpowiedział za mnie i opuścił ramiona jakby się poddał. Schował twarz w dłoniach i warknął głośno, żeby rozładować emocje.
- Nie wiem o czym mówisz. - pokręciłam głową i ułożyłam blade dłonie na oparciu kanapy. Stałam za nią jakby miała mnie ochronić w razie jakiegoś nagłego ataku.
Uniósł z kpiną brew i otworzył usta, ale wydostało się z nich jedynie rozczarowane westchnięcie. Przeszedł w stronę ściany i wrócił na poprzednie miejsce, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
- O naszym dziecku.
Moje paznokcie niemal wbiły się w śliski materiał kanapy, a wzrok boleśnie przeciął się ze wzrokiem bruneta.
- Skąd wiesz? - w moim głosie dało się usłyszeć niepewność.
Roześmiał się ironicznie i pokiwał głową.
- Masz szczęście do ludzi, którzy nie umieją trzymać języka za zębami.
Wiktoria... Tylko ona mogła do niego zadzwonić i zrobić coś, co tak bardzo krzyżuje moje plany.
CZYTASZ
Get used to it
Fiksi PenggemarAmelia Rosi jest bardzo ambitną i utalentowaną dziewczyną. Poprzez poznanie bogatego biznesmena otwierają się dla niej drzwi do spełnienia marzeń. Tylko czy będzie na tyle odważna, by wyjść ze swojej strefy komfortu? #4 w ff 05.12.2017