Rozdział 32

5.9K 584 404
                                    

Cholera, cholera, cholera, cholera!

Naciągnęłam mocniej kaptur bluzy na głowę, mając nadzieję, że to pomoże mi być mniej widoczną na ulicy, gdzie ktoś idzie za mną krok w krok od dobrych dziesięciu minut. Zamaszystym ruchem skręciłam w kolejną uliczkę, nasłuchując za sobą jakichkolwiek podejrzanych szmerów. To popieprzone jak wyobraźnia może nakręcać różne zdarzenia. Przecież może to zwykły facet wracający z pracy i idący w tą samą stronę co ja, bo ma zwyczajnie takie prawo. 

Już chciałam się odwrócić, by zbadać teren, ale cień nieznanej osoby wyrastał pod moimi nogami, przerażając mnie do tego stopnia, że poczułam się słabo. 

- Tak, Wiktoria? - odebrałam drżącymi rękami telefon, dziękując po raz pierwszy bogu za to, że zadzwoniła w odpowiednim momencie. 

- Miałaś do mnie pisać jak wrócisz do domu, a jest dwunasta i nadal tego nie zrobiłaś. Czuję się jak jakaś nadopiekuńcza matka, kiedy nie mam z tobą kontaktu - rzuciła nieco poirytowana.  

- I tak też się zachowujesz - zaśmiałam się nerwowo, nie spuszczając wzroku z cienia mężczyzny, idącego dosłownie za mną. 

Miałam do wyboru przyśpieszenie i schowanie się pod swoją kołdrą z zapalonym światłem aż do rana, albo specjalne zwolnienie tempa, by sprawdzić czy ktoś kto idzie za mną naprawdę ma złe intencje. Tylko, że mogę to przepłacić życiem. 

- Dlaczego tak szybko oddychasz? Co ty robisz Melka? - jak zwykle zapytała podejrzliwie. 

Pakuje się w kłopoty, bo to wychodzi mi najlepiej. 

- Jak ci poszło na dzisiejszych zaliczeniach? - zupełnie zmieniłam temat i zwolniłam udając, że zauważam coś na ziemi. To było żałosne i ani trochę naturalne. 

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak się zdenerwowałam, bo wiesz jak długo się przygotowywałam do tej prezentacji. Miałam najświeższe i najciekawsze newsy, a okazało się, że zaliczenie zostało przesunięte na kolejny tydzień - słyszałam jak rzuca się na łóżko w poduszki, stękając przy tym cicho. 

- Och, szkoda - rzuciłam mało spokojnym tonem, ale cholera... jak miałam mówić skoro typ za mną zatrzymał się tuż po mnie, jak gdyby nigdy nic? 

- I to jaka, teraz będę musiała ślęczeć nad komputerem kilka godzin, by znaleźć takie perełki jak te co miałam przygotowane na dzisiaj. 

- Przecież to lubisz - wsunęłam jedną dłoń do kieszeni kurtki i postanowiłam wykorzystać plan B. 

Została mi ostatnia prosta prowadząca do budynku w którym mieszkam, więc nie mogę tak po prostu zostać zabita tuż pod jego progiem. 

- Dobra Melka, słyszę dziwne szmery i to mnie dekoncentruje. Co ty do cholery robisz? 

Iść spokojnie, biec, iść spokojnie, biec, iść spokojnie, biec, myślałam, mimo wszystko obserwując cień faceta, stopniowo zanikającego za moimi plecami z powodu światła padającego z innej latarni. Kiedy dostrzegłam, że wsuwa rękę do swojej kieszeni, nie zastanawiałam się dłużej i wystrzeliłam jak petarda w stronę drzwi wejściowych. 

- Halo, Melka! - podniesiony głos Wiktorii towarzyszył mi nawet wtedy, gdy opuściłam rękę z telefonem od ucha. 

Czułam się jak w jakimś filmie akcji, kiedy naciskałam na klamkę i niemal wpadałam do recepcji, nie zwracając uwagi na zdziwioną minę stróża pilnującego holu. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w szaleńczej zadyszce, kiedy odważyłam się odwrócić w stronę szyby, by przyjrzeć się tajemniczemu mężczyźnie. Spodziewałam się, że będzie stał pod drugiej stronie ulicy, wymierzając we mnie ze swojej broni, ale tam po prostu nikogo nie było. Kompletnie pusta uliczka, ozdobiona kilkoma starymi i dobrze rozkwitniętymi drzewami, bez jakiejkolwiek żywej duszy, która jeszcze chwilę temu tam była. Nie biegł za mną, przynajmniej tego nie słyszałam, więc nie mógł tak po prostu już minąć tego budynku. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz