Rozdział 18

6.8K 724 219
                                    

- Ale pyszne - wepchnęłam kolejnego pączka do ust i wzięłam dużego gryza, nie dbając o to, że powidła brudzą moją buzię. 

- Powoli córciu, nikt ci tego nie zabierze - mama roześmiała się i podała mi papierową chusteczkę. 

- Nie byłabym tego taka pewna, bo Czaps od dziesięciu minut czai się na ten talerz - wskazałam ruchem głowy na starego kundla, siedzącego pod parapetem. Machał ogonem i co chwilę stawał na tylnych łapach, próbując załapać się na tą samą przyjemność co ja. 

- Czaps, nawet o tym nie myśl - szatynka przegoniła go na bok, na co ten spuścił głowę. 

Wzięłam kolejnego gryza pączka i uśmiechnęłam się sama do siebie. Przekręciłam głowę w stronę taty, który od kilku minut przyglądał mi się uważnie w zupełnej ciszy. Zmarszczyłam brwi i odłożyłam jedzenie na talerz. Wytarłam ręce w ściereczkę i oparłam plecy o krzesełko. 

- To nie jest to o czym myślisz, tato. Jestem zdrowa. 

- Nie sądzę, że jest inaczej - pokręcił głową. 

- Ale patrzysz na mnie podejrzliwym wzrokiem. 

- To nie jest podejrzliwy wzrok, Amelio. Nie widziałem cię długi kawał czasu i teraz podziwiam jak bardzo się przez ten czas zmieniłaś - westchnął, przekręcając kartkę gazety na drugą stronę. 

Drzwi od mojego domu zawsze były otwarte, ale to on nie miał ochoty odwiedzić mnie nawet na jeden dzień. 

- Wyrosła na prawdziwą kobietę, prawda? - wtrąciła mama i położyła rękę na moim ramieniu. - A jak jeszcze zobaczysz jej chłopaka, to dopiero zrozumiesz, że to już nie jest nasza mała Amelia. 

Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka i przesunęłam dłońmi po swoich udach. Planowałam powiedzieć im prawdę, że to wszystko było ściemą, ale nie potrafiłam się przyznać. Mama wydaje się być niezwykle szczęśliwa z faktem, że nie jestem sama w tym dużym mieście, kiedy Wiktoria wyjechała na studia. Wkręciłam im, że Janek ma ważne dni w pracy i nie mógł pozwolić sobie na wolne. 

- Przestałam nią być już kilka lat temu. Nie każdy wyjeżdża tak daleko od domu mając niespełna szesnaście lat. 

- Ty jesteś szaloną nastolatką - stwierdził tata. 

- Przez ostatnie kilka dni. 

- Jedz jeszcze kochanie - mama położyła kolejnego pączka na moim talerzu, mimo faktu że wcisnęłam w siebie już dwa. 

- Zjem, ale najpierw przejdę się jeszcze z Czapsem, zanim zrobi się ciemno. 

Pies słysząc swoje imię, podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami. Zamerdał ogonem, kiedy poklepałam dłonią w udo i przyczłapał do mojej nogi. 
Jeszcze dzisiaj chcę pospacerować po sadzie, za którym tak bardzo się stęskniłam i odwiedzić swoją starą miejscówkę. 

Podniosłam się ze stołka i patrząc na kundla skierowałam się w stronę korytarza. Ukucnęłam żeby założyć swoje buty, ale wyprostowałam się, kiedy usłyszałam dźwięk silnika samochodu. 

- Och, już jest Marek, zobacz już jest! - wykrzyknęła mama, opierając ręce o parapet. 

- Kto? - zapytałam i znowu weszłam do kuchni, wychylając się, by spojrzeć przez okno. 

Zamarłam, kiedy zobaczyłam dobrze znajomy czarny samochód.
Co do cholery? 
Rozchyliłam usta, gdy Janek opuścił auto i spojrzał w stronę drzwi. 

- Co on tutaj robi? - zapytałam zszokowana i szybko wyszłam na werandę, potykając się przy tym o psa, który ciesząc się, okręcał się w kółko. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz