- Już się bałam, że się rozmyśliłeś i wróciłeś na lotnisko - zaśmiałam się cicho, kiedy Janek wrócił do hotelowego pokoju.
- Nie mógłbym cię teraz tak po prostu zostawić - podszedł do stolika i położył na nim kupione jedzenie, po które zniknął na dobre trzydzieści minut.
- Jesteś mokry - skomentowałam, zwracając uwagę na to w jakim stanie jest jego koszulka.
- W recepcji spojrzeli na mnie jak na idiotę, kiedy zapytałem czy restauracja jest otwarta. Dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego, że mamy prawie pierwszą w nocy - mruknął rozbawiony i jednym ruchem ściągnął z siebie przemoczony materiał. - Na szczęście dobrze pamiętałem, że obok mają dobre jedzenie, gdzie jest czynne całą dobę - dodał i rzucił mokrą koszulkę na oparcie krzesełka, schylając się po suchą do walizki.
Cholera, nie musi jej zakładać.
Przyglądałam się jak zakłada ją na siebie, a potem podchodzi do stołu, by rozpakować przyniesione przez siebie pudełeczka z jedzeniem, uśmiechając się delikatnie pod nosem. Podobało mi się to jak swobodnie i naturalnie się zachowywał. W tym momencie był zupełnym przeciwieństwem poważnego właściciela dużej firmy, który ma na głowie tysiące ważnych spraw. Był normalnym, wyluzowanym, młodym mężczyzną.
- Jestem głodny jak wilk - sapnął i podał mi jedno z pudełek, siadając tuż obok.
- Dziękuję - posłałam mu uśmiech i pochyliłam się, żeby pocałować jego czoło z kilkoma mokrymi kosmykami włosów.
Brunet wyglądał na zdziwionego faktem, że podziękowałam mu za taką rzecz i posłał mi rozczulone spojrzenie. Dotknął kilka razy palcem swojego policzka, uśmiechając się przy tym zadziornie.
- Podobno jesteś głodny - roześmiałam się, znowu pochylając w jego stronę.
- Twoich ust? - złapał mnie za podbródek i przerzucił na nie wzrok. - Owszem - mruknął i przycisnął swoje ciepłe wargi do mojej brody, składając na niej krótki pocałunek.
W głowie widziałam siebie odstawiającą jedzenie na półkę obok łóżka i rzucającą się na niego w przypływie emocji, a w rzeczywistości trwałam w bezruchu, jakbym została zupełnie sparaliżowana. Taki mały gest z jego strony potrafi wywołać burzę w moim wnętrzu, jak nic innego w świecie.
- Znowu patrzysz na mnie w ten sposób, Amelio - roześmiał się i wsunął widelec do ust.
- Przepraszam - pokręciłam głową i spojrzałam na jedzenie, zupełnie opadając plecami na oparcie łóżka.
- Nie masz za co. Lubię, kiedy to robisz - wzruszył ramionami. - Chociaż nie ukrywam, że chciałbym wiedzieć o czym wtedy myślisz.
- Nie mogę ci tego zdradzić.
- Jesteś cholernie zamknięta w sobie.
To prawda. Nie jestem najlepsza w rozmowach o tym co czuję, bo najzwyczajniej w świecie z nikim nigdy o tym nie rozmawiam. Jeśli jest mi źle to przeżywam to sama ze sobą, nie chcąc przytłaczać kogoś swoimi problemami, bo dla niego może się to wydawać błahe.
- Po prostu mów do mnie to o czym właśnie myślisz, Amelio - zaczął i odłożył pudełko na szafkę. - Nie musisz się mnie bać.
- Nie boję się - pokręciłam przecząco głową.
- Mam wrażenie jakbyś miała osobny świat tam w środku - wskazał palcem na moją klatkę piersiową. - Patrzysz na mnie i twoje oczy aż krzyczą, że chcesz coś powiedzieć, ale nawet nie otwierasz ust.

CZYTASZ
Get used to it
FanfictionAmelia Rosi jest bardzo ambitną i utalentowaną dziewczyną. Poprzez poznanie bogatego biznesmena otwierają się dla niej drzwi do spełnienia marzeń. Tylko czy będzie na tyle odważna, by wyjść ze swojej strefy komfortu? #4 w ff 05.12.2017