Rozdział 59

3.7K 502 108
                                        

- Zostawiłem cię samą na dwa dni i to wystarczyło, żebym musiał cię odbierać ze szpitala? Muszę w końcu przestać się łapać na tą twoją ładną buźkę i zacząć być bezwzględnym - Antek wparował do sali i przywitał mnie takimi słowami. 

Wyglądał na przejętego i zmartwionego, gdy przysuwał taboret do mojego łóżka i zajmował na nim miejsce. 

- To moja wina - westchnęłam ciężko.

- Nie posłuchałaś mnie w odpowiednim momencie.

- Wiem i żałuję. 

- Jak się czujesz? - zapytał. 

- Nijak. Mam mocno pokłute ręce i jest mi słabo na myśl, że w mojej żyle jest igła, mimo że miałam ją już wiele razy. Ciągle chce mi się spać i nie mam nawet siły, by się podnieść i poprawić poduszkę - rozżaliłam się nagle, marszcząc przy tym nos. 

- Robili ci badania? - złapał za moją rękę i przyjrzał się wenflonowi. 

- Żeby to jedno. 

Szatyn spojrzał na mnie wyczekująco, ale milczałam. Może i wyolbrzymiam, ale mam już cholernie dość takiego trybu życia. Wiem, że ludzie nie mają domów, głodują, a w niektórych częściach świata panuje wojna, przy czym moje problemy to śmiech na sali. Mimo wszystko czuje się jakby w moim ciele miało zaraz dojść do eksplozji. W głowie zaczynają mi się pojawiać myśli, których nigdy wcześniej nie miałam i już dwa razy dzisiejszego dnia poczułam złość przez to, że pogotowie zabrało mnie z mieszkania. 

Mam w głowie mętlik, a serce nie przestało mi walić od momentu spotkania z Jankiem. Wszystko co powiedział na nowo przetwarza się w mojej głowie, zatrzymując na momencie, gdy prosi mnie o rękę. 

- Halo, Amelia? - Antek machnął dłonią przed moją twarzą, więc posłałam mu leniwe spojrzenie. - Tak nagle zbladłaś. Wszystko w porządku? - zapytał, rozglądając się po sali jakby szukał w niej lekarza. 

Skinęłam twierdząco głową mimo że nic nie było w porządku. Nienawidzę Janka, a słowa które wypowiedział tuż przed opuszczeniem mieszkania zmuszają mnie do ciągłego stresu. Tworzenie bajek wychodzi mu na mistrzowskim poziomie, ale mimo wszystko gdzieś w środku mam wrażenie, że jego groźba była prawdziwa. Bez niego nie jestem bezpieczna, tak samo jak nie byłam z nim. W końcu próbował oddać mnie w ręce mafii, ale wszystko wymknęło się spod jego kontroli. Mam dosyć ciągłego uciekania przed ludźmi i znowu stoję nad przepaścią, bo mam do podjęcia ważną decyzję. 

- Kiedy cię wypiszą? 

- Jak przyjdą wszystkie wyniki badań i będą pozytywne - uśmiechnęłam się smutno. 

Antek westchnął ciężko i ścisnął moją dłoń pocieszająco. Przycisnęłam język do podniebienia i wlepiłam wzrok w sufit tylko po to, by po raz kolejny nie beczeć jak zawiedzione dziecko. 

***

Perspektywa Janka: 

Przerzucałem po kolei wszystkie teczki znajdujące się w archiwum, łapiąc się na tym, że nie sprawdzam ich zawartości, a wywalam wszystko na ziemię tylko po to, by wyładować na czymś swoją złość. 

- Przypomnij mi synu, do czego służy telefon komórkowy? - ironiczny ton ojca wdarł się do pomieszczenia szybciej niż on sam pojawił się w progu. 

Spiąłem się na ten dźwięk i zacisnąłem dłonie na papierach. Odwróciłem się w jego stronę i uniosłem arogancko brew. Wiedziałem, że do mnie dzwonił, ale fakt, że nie chciałem z nim rozmawiać, to zupełnie inna kwestia. 

Get used to itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz