- To nie była łatwa droga, by spotkać się z jakimś uznaniem, ale przecież tak jest od dawna, że coś się przyjmuje, a coś nie - rzuciłam i ugryzłam kawałek krakersa, gdy mama ochoczo przeglądała płótna z moimi malunkami.
Albo powinnam się ich pozbyć, albo wcisnąć głęboko pod łóżko, bo przyciągają zdecydowanie zbyt dużo uwagi. Nie malowałam ich po to, by teraz tłumaczyć swojej rodzinie co miałam na myśli używając do któregoś z fragmentów niestandardowego koloru. Sztuki się nie tłumaczy, bo trzeba ją odkryć i zinterpretować samemu dla siebie.
- Dlatego ciągle uważam, że to dosyć ryzykowny sposób na zarabianie pieniędzy.
- Może i ryzykowny, ale kto by się go podjął jak nie ja? - wzruszyłam ramionami i zerknęłam przelotnie na Maksa, który od dłuższego czasu nie spuszczał ze mnie wzroku.
Samanta wydawała się być zbyt pochłonięta przeglądaniem czegoś w swoim telefonie, więc miał dużą swobodę wsłuchiwania się w naszą rozmowę.
Uniosłam pytająco brew, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi oprócz ucieczki wzrokiem w bok. Kombinował coś.
- Coś ten twój fagas nie przychodzi - mruknęła Samanta, nawet nie podnosząc oczu znad ekranu.
- Ile ty masz lat? - odstawiłam kubek na stolik.
- Wystarczająco, by zauważyć, że w twoim życiu nic się nie zmieniło od dziesięciu lat i nadal jesteś tą samą, nudną Amelią - uśmiechnęła się sztucznie.
- Dobra, starczy, wyjdź - rzuciłam i pokazałam palcem w stronę drzwi.
- Amelia...
- Nie mamo, nie zapraszałam jej tutaj, więc nie mam zamiaru patrzeć z jak ogromną łaską siedzi swoją chamską dupą na tej kanapie - podniosłam się z miejsca i pokazowo przeszłam w stronę drzwi. - Jeśli coś jej nie pasuje może poczekać na dole, albo w ogóle pojechać jak najdalej stąd - dodałam, otwierając drzwi na oścież.
- Wyluzuj - dziewczyna wywróciła oczami i opadła plecami na oparcie kanapy.
Przysięgam, że gdybym mogła wyciągnęłabym ją stąd za fraki. Jest ode mnie starsza, a zachowuje się jak czternastolatka myśląca, że wie wszystko o życiu. Już nawet Maksowi znudziło się to ciągłe dolewanie oliwy do ognia, a ona wręcz nie może powstrzymać chęci rzucenia jakimś beznadziejnym tekstem.
- Zastanów się czasem zanim coś powiesz.
- Dobra rada - głos Janka wdarł się do pomieszczenia, ściągając tym wszystkie spojrzenia w stronę progu.
Brunet spojrzał na mnie, a później przeniósł go na trójkę zajmującą kanapę i to wystarczyło, by zrozumiał, że wizyta nie była planowana, a ja jestem na granicy puszczenia nerwów. Wyciągnął w moją stronę bukiet róż i po chwili uśmiechnął się delikatnie jakby coś wpadło mu do głowy.
Czułam na sobie zazdrosne spojrzenie Samanty, które próbowało wypalić dziurę w moich plecach. Jestem pewna, że gdyby była teraz sama, rozwaliłaby ze złości wszystko dookoła. Nie taki był plan, prawda? Amelia nie powinna zaznać szczęścia.
- Piękny, dziękuję - wyszeptałam tak by mógł mnie usłyszeć i nie mogąc powstrzymać uśmiechu po prostu mu go dałam.
- Gdybym wiedział, że zastanę tutaj więcej kobiet, zaopatrzyłbym się w inny sposób - powiedział, po czym ucałował dłoń mojej matki, a ona porwała go w objęcia.
Jako jedyna wierzyła w to wszystko od samego początku.
- Samanta i Maks będą mieszkać dwa piętra wyżej - zaczęłam bez zbędnych ogródek i chwyciłam za szklany wazon.
![](https://img.wattpad.com/cover/92356213-288-k579027.jpg)
CZYTASZ
Get used to it
FanficAmelia Rosi jest bardzo ambitną i utalentowaną dziewczyną. Poprzez poznanie bogatego biznesmena otwierają się dla niej drzwi do spełnienia marzeń. Tylko czy będzie na tyle odważna, by wyjść ze swojej strefy komfortu? #4 w ff 05.12.2017