47. Ashley.

304 14 4
                                    

 Podniosłam wzrok. W tej chwili wszystko wyglądało jak z filmu. Prze de mną stał wysoki mężczyzna, którego od tyłu podświetlało ciepłe światło latarni. Czarne dosyć długie jak na chłopaka włosy, powiewały na wietrze. Ma dosyć kobiece rysy twarzy. Ubrany również na ciemne kolory, co dodawało mu mroku.

-Jesteś... aniołem...?-Spytałam cicho. Uśmiechnął się szeroko, a ja już mogłam stwierdzić, że jest najpiękniejszy jaki w życiu widziałam.

-Nie.-Podał mi dłoń, żebym mogła wstać.-Jestem facetem, w którego uderzyłaś sobą w środku nocy.-Złapałam za dłoń i wstałam. W miejscu które stykało się z jego ciałem poczułam przyjemne ciepło... Tylko dlaczego?-Ale fajnie, że tak o mnie myślisz.-Nie przestawał się uśmiechać.

-Ja... No ten, przepraszam.-Pochyliłam głowę, nadal jednak nie puszczając jego dłoni. Po prostu... nie umiem.

-Co robisz w sumie, w środku nocy na przedmieściach?-Spytał, na szczęście nie pytając dlaczego nadal go trzymam, ani nie puszczając mojej ręki. 

-Mieszkam. W sensie, mieszkam tam, właśnie szłam do domu.-Powiedziałam wskazując jedną z starszych kamienic.

-A... zamierzasz mnie kiedyś puścić?-Spytał.

-Tak, tak, już, oczywiście.-Zmieszałam się trochę patrząc na nasze dłonie, jednak nadal nie potrafiłam puścić tej jego.

-Odprowadzić Cię do domu?-Uniósł jedną brew. Cholera, dlaczego on musi być taki pociągający, że nie potrafię go puścić? Speszyłam się trochę.-To tam, tak?-Spytał idąc w stronę kamienicy w której mieszkam. Nie odpowiedziałam.

Już chwilę później domagał się numeru mojego mieszkania i kluczy. Po krótkich namowach, podałam mu je. Zaciągnął mnie do mojego mieszkania i bez wahania wszedł do środka.

-Masz nawet ładnie.-Uśmiechnął się, puszczając na chwilę moją rękę, przez co skończyło się moje miłe uczucie. I mimo iż byłam w moim domu, czułam się przy chłopaku jak w obcym. Zdjął buty i kurtkę, po czym skierował się w głąb mieszkania. Również zdjęłam swoje trampki i bluzę po czym pobiegłam za nim.

Jak się okazało rozwalił się na kanapie w salonie. Miałam tak wielką ochotę móc go znowu dotknąć. Jeny, co ze mną nie tak?

-A tak w sumie to jak się nazywasz?-Spytał przeciągając się na mojej kanapie, a był na tyle wysoki, że nogi i głowa mu wystawały po za mebel. Jestem tak niska, że w moim domu wszystko jest trochę mniejsze niż normalnie. Polecam, mieć metr pięćdziesiąt cztery wzrostu.

-Marika Mowler.-Powiedziałam, siadając obok na fotelu.

-Ashley Purdy.-Znów się uśmiechnął.-Ja pierdole, ale ty masz wygodną kanapę. Szkoda, że taka mała... Jak ty.-Zaśmiał się. Bardzo śmieszne... Spojrzałam na niego. W końcu po prostu nie wytrzymałam. Zeskoczyłam z fotela, po czym położyłam się na chłopaku i mocno przytuliłam, jak misia z dzieciństwa, kiedy bałam się, że ktoś będzie chciał mi go zabrać.

-Ale cieplusii...-Wyszło mi przez usta wbrew mojej woli. Bo trzeba przyznać, że dzisiaj jest wyjątkowo zimno, a ja jestem okropnym zmarźlakiem. O dziwo, Ashley objął mnie ramionami.

-Nie wiem o co Ci chodzi, ale lubię się przytulać, więc całkowicie Ci wybaczam.


Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz