66. Christian

90 8 9
                                    

 Trzasnęłam drzwiami wychodząc z domu. Łzy cisnęły mi się do oczu, a głowa pękała od nadmiaru informacji. Spojrzałam ciężko na mały ogródek  i ulicę kawałek dalej. Dzisiaj była naprawdę ładna pogoda, jakby chciała mi wręcz powiedzieć, że świat wcale nie jest taki zły. Mnie to jednak tylko bardziej zirytowało, przez co z moich ust wydobyło się głośne warknięcie. Dłonie schowałam do kieszeni czarnych decydowanie za krótkich spodni i ruszając przed siebie, chcąc jak najszybciej dojść nad jezioro, leżące nie daleko od mojego domu zajęłam się już kompletnym nie powstrzymywaniem płaczu i myśli, które dopiero teraz zaczęły dokładnie analizować co właściwie się właśnie wydało.

 Ból głowy powoli odchodził w niepamięć, a łzy nie leciały już ciurkiem po moich policzkach. Mimo, że mój organizm powoli się uspokajał, moje myśli ciągle krążyły w okół dziadka i tych cholernych zdań, które wypowiedział. Zdań, które zniszczyły moje życie. 

 Ostatni raz w głowie pożegnałam się z moim kotem, który w ostatnim czasie stał się najbliższą mi osobą. Nie chciałam go zostawiać tak samego. No bo kto się nim zaopiekuje? Dziadek i jego kłamstwa? Zapijaczona matka? Czy Julia, która nawet siebie nie potrafi ogarnąć?

 Potrząsnęłam głową, odganiając sobie wspomnienia Julii, której chciałam zapomnieć jak najszybciej. Nie myśląc już wiele, po prostu pochyliłam się do przodu. Moja twarz zapiekła, kiedy twardo spotkała się z chłodną taflą wody. Mimo, że ta, uporczywie wypychała mnie na powierzchnię, ja przywiązałam się sznurkiem do jednej z nóg małego mostku.

 Żegnaj świecie. 

***

 Odwróciłam się na bok, gwałtownie wypluwając wodę, która niechcianie dostała się do mojego organizmu. Kiedy pozbyłam się już wszystkiego, znów wylądowałam na plecach, z czyjąś dłonią na ramieniu. Jakaś postać majaczyła mi się przed oczami, jednak za nic nie potrafiłam wyostrzyć wzroku, a po czarno-kremowa plama nic mi nie mówiła. 

-Leż, spokojnie.-Powiedział męski głos, pewnie nieco zdeformowany przez wodę, którą miałam w uszach. Właściwie wszędzie miałam wodę. Otworzyłam usta, w zasadzie nie wiedząc co chcę powiedzieć, ale to nie ważne. I tak wydobyło się z nich jedynie ciche jęknięcie.-Wszystko będzie dobrze, zaraz przyjedzie karetka.

-Nie...-Wyjąkałam, zaczynając się kręcić. Nie po to chciałam się zabić, żeby teraz mnie ratowali. Nim jednak udało mi się cokolwiek zrobić, zostałam przytrzymana, przez owego mężczyznę. 

-Uwierz mi. Wszystko będzie dobrze.-Powiedział jeszcze raz.

***

 Pusto patrzyłam się w biały sufit, cały czas żałując, że mnie uratowali. Żałując, że w końcu będę musiała wrócić do domu, do rodziny, do szkoły... do Tymoteusza. Co prawda wiedziałam, że wypuszczą mnie do siebie dopiero za kilka dni, to byłam pewna, że parę osób nie da mi spokoju. Będą mnie nawiedzać codziennie, pytać jak się czuję, kiedy wracam, dlaczego to zrobiłam... Jęknęłam, uświadamiając sobie, że czeka mnie terapia i mówienie o tym przez najbliższe kilka miesięcy. 

 -Cześć.-Do pomieszczenia nagle ktoś wszedł. Mój wzrok powolnie opadł z sufitu na nieznajomą mi sylwetkę, stojącą teraz nie daleko mojego łóżka. Wysoki mężczyzna, ubrany na czarno, z ciemno zieloną bandamką na czole, stał z utkwionym we mnie wzrokiem. Odwdzięczyłam mu się tym samym, dokładnie analizując jego twarz, którą tak bardzo chciałam z kimś skojarzyć. Przypomnieć sobie kim jest i skąd kojarzę te ostre rysy twarzy. 

-Cześć.-Wychrypiałam w końcu.-Znamy się?-Spytałam, bo za nic mi się nie udawały moje próby.

-Znalazłem Cię w jeziorze.-Powiedział krótko.-Mogę?-Skiną głową na krzesło, na co przytaknęłam, choć niekoniecznie wiem dlaczego. Nie chciałam, żeby mnie ratowano, a on to zrobił, więc dlaczego w zasadzie się zgodziłam?

-Dlaczego to zrobiłeś?-Podniosłam się wyżej na poduszce, nie chcąc rozmawiać z kimś, całkowicie na leżąco.

-Inaczej zostałbym oskarżony o nieudzielenie pomocy.-Wzruszył ramionami.-Po za tym, zeżarliby mnie moi przyjaciele, razem z wyrzutami sumienia. 

-To sporo wyjaśnia.-Stwierdziłam.

-Jestem Christian.-Wyciągnął w moją stronę dłoń. Potrząsnęłam nią, krótko się przedstawiając.-Nie chcę być wścibski, ale...-Zaczął, a ja już wiedziałam o co zapyta. Tak bardzo nie chciałam, żeby kończył to zdanie. Nie chciałam mówić, dlaczego chciałam się zabić. Była to moja sprawa prywatna i obiecuję, że jak tylko wyjdę z tego cholernego szpitala to spróbuję znowu.-Chodzi mi o ogólny powód.-Powiedział nie pewnie.-W sensie... dom, szkoła, czy w ogóle coś innego.-Spojrzał mi w oczy, jednak ja szybko zaczęłam patrzeć na białą, szorstką w dotyku pościel. Nienawidziłam jej. Siedziałam chwilę cicho, zastanawiając się.

-Całe moje życie.-Wydusiłam w końcu.

-W takim razie, zacznij od nowa.-Powiedział cicho.

-Przecież próbowałam.-Odważyłam się znów unieść na niego wzrok. Analizowałam każdy kawałek jego twarzy, starając się zrozumieć do czego zmierza. Mimo, że twarz miał poważną, w oczach widać było lekką nie pewność.

-Nie w ten sposób.-Mruknął.-Zmień nazwisko, wyjedź, zacznij na prawdę żyć. Mogę Ci pomóc. Obiecuję Ci pomóc.-Uśmiechnął się.

___

Powracam i od razu mówię, że ten rozdział, będzie miał kolejną część. Dobrze mi się go pisało.

W każdym razie, nie o tym. Skład Black Veil Brides się trochę zmienił iiii, no cóż. Nie. Nie wywalimy Ashley'a. Ashley zostaje. Nie ma mowy, żebym go stąd wywaliła.

Po prostu dodamy do książki  Lonny'ego. 

Tak więc, będzie BVB + Ashley Purdy.



Po za tym, Black Veil Brides przyjeżdża do Polski!

Ktoś po za mną stąd jedzie?

Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz