55. Christian.

116 14 15
                                    

Przeżegnałam się, po czym wyszłam z kościoła. Zdążyło się już ściemnić, a parking oświetlały tylko lampy, emanujące ciepłym blaskiem, księżyc i gwiazdy. Nikogo właściwie tutaj nie było, przez dosyć późną porę. Tak to jest, jeżeli zgłosisz się na ochotnika na sprzątanie kościoła. Wierzę w Boga i chcę jak najbardziej pomóc Kościołowi. Zamknęłam duże drewniane drzwi na klucz, po czym skierowałam się do "salek" gdzie mieszkali księża, oraz parę sióstr. Oddałam klucz proboszczowi, życzyłam mu miłej nocy, po czym skierowałam się jeszcze na cmentarz, chcąc zobaczyć jak miewają się moi rodzice, którzy nie żyją, już dobre dwa lata. Codziennie przychodzę ich odwiedzać i pomodlić się za nich. Chociaż, cmentarz w nocy jest przerażający. Ale powinnam pójść.

Nie długo potem siedziałam na małej ławeczce, gdzieś na końcu tego strasznego cmentarza. Mimo, że strasznie się boję, nie specjalnie chce mi się wstawać. Przecież jak na razie nic się nie stało. Nikt mnie nie zabił, nikt nie porwał, nic z za krzaków nagle nie wyskoczyło. Nic nie może się stać, Bóg mnie ochroni.

Przetarłam dłonią zmęczoną twarz, wzdychając cicho. Mój wzrok znów padł na grób. Mamo, dlaczego musiałaś odejść? Tato, a Ty? Dlaczego opuściliście ten świat be ze mnie? Dlaczego Bóg stwierdził, że tak będzie najlepiej? W końcu chce dla nas dobrze, prawda?

Doskonale pamiętam, jak byłam mała, a moi rodzice pierwszy raz wzięli mnie do kościoła. I tak co tydzień. Niedziele były najpiękniejszymi dniami w moim życiu. Aż doszło, do tej jedynej, kiedy zmarli.

Nagle usłyszałam jakiś szelest, od strony chodnika, przecinającego cmentarz na pół, prowadzący do kościoła. Wytężyłam wzrok, chcąc cokolwiek dostrzec, jednak niczego nie udało mi się zobaczyć. Odgłos był tym razem głośniejszy, jednak wydawał się być trochę dalej, na drugiej połowie. Wstałam z drewnianej starej ławeczki, już nieźle przestraszona. Błagam, żeby to nie był żaden potwór. Nagle z cienia wyłoniła się biegnąca wysoka postać, przypominająca mężczyznę z długimi włosami. Krzyczącego mężczyznę.

-Tam jest potwór! Uciekać kto może! Zmarli powstają! Zombie nadchodzą, a ja jestem upadłym aniołem! Przybyłem tutaj, aby zapowiedzieć apokalipsę, która dzieję się teraz!-Krzyczał. Za nim, zaczęła biec jeszcze czwórka. Teraz wszyscy naraz krzyczeli. A raczej... śpiewali?

-We scream! We shout! We are the fallen angels! We scream! We shout! Whoo!*-Po czym znikęli gdzieś za kościołem. Co... To właściwie było? Wzięłam plecak z ziemi, pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam za nimi.

Właściwie nie wiem dlaczego. Może byłam tego ciekawa, może chciałam ich upomnieć, że nie powinni tak się zachowywać w miejscu spoczynku zmarłych. A może po prostu chciałam wrócić do domu, a to jest jedyna droga na parking, gdzie stoi mój stary, szary, rower po moim tacie. Swoją drogą, będę musiała iść z nim do naprawy, bo łańcuch co chwila spada i przerzutki odmawiają posłuszeństwa.

Pierwsze co zobaczyłam, kiedy już doszłam na parking, to tych samych ludzi, biegających we wszystkie strony, krzyczących w niebo głosy. Nadal coś o upadłych aniołach, o apokalipsie i o wolności. Zmarszczyłam brwi. Teraz lepiej było ich widać przez stojące gdzie nie gdzie lampy przydrożne. Wszyscy byli wysocy, ubrani na czarno. Dwóch miało krótkie włosy, trzech długie. Cała piątka miała dziwny makijaż na twarzy. No cóż, na chrześcijanów nie wyglądają to pewne. Bardziej na satanistów...

Nagle jeden z długowłosych, z bandamką na głowie, potknął się o... o w sumie nie wiem, co, zrobił fikołka i wylądował pod moimi nogami. Leżał na plecach, z głową prawie, że po de mną. Zmrużył oczy.

-Uuu... Przepraszam, Cię piękna dziewojo, że tak nagle padam przed Twymi nogami, jednak me nogi odmówiły posłuszeństwa gdy tylko ujrzałem tak piękną damę.-Powiedział z szerokim uśmiechem, nawet się nie podnosząc.

-Em...-Zaczęłam, po czym po prostu wzięłam do ręki swój rower, wskoczyłam na niego i jak najszybciej odjechałam.

-Hej, poczekaj!-Krzyknął za mną ten sam, jednak ja dalej pedałowałam w stronę domu.

***

Następnego dnia znów siedziałam na cmentarzu, jednak tym razem jakoś około siódmej rano. Więc jest już widno, nie muszę się niczego bać. Tych chłopaków raczej nie będzie... Nie? Sataniści chodzą raczej tylko po nocach. Szybko odmówiłam modlitwę za zmarłych, przeżegnałam się i wstałam z ławeczki, podnosząc za sobą plecak. Odwróciłam się i pierwsze co zobaczyłam to tego samego chłopaka, który wczoraj przewrócił się pod moimi nogami. Szedł powoli w moją stronę, z dłońmi w kieszeniach czarnej bluzy. W ogóle cały ubrany był na czarno, jak wczoraj. Znowu też miał bandamkę na głowie.

Okej... Powinnam wiać?

W końcu jednak zatrzymał się parę kroków prze de mną. Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów.

-Cześć.-Przywitał się.

-Em... Hej?-Powiedziałam cicho.

-Zawsze chodzisz w koszuli i spódniczce?-Spytał. Spojrzałam na swoje ciuchy, które rzeczywiście składały się z czarnej długiej spódnicy, białej koszuli i szarych balerinek.

-No... no tak.-Potwierdziłam. Zmarszczył brwi. Chwilę między nami panowała dosyć niezręczna cisza. Przynajmniej dla mnie.

-W każdym razie, chciałem przeprosić, za to, że wczoraj Cię przestraszyłem, nie chciałem. Po prostu nam coś wczoraj odjebało. Pewnie nie znasz zespołu Black Veil Brides, nie?-Nie przestaje się uśmiechać. Właściwie nie wiedziałam, że tak się da.

-Nie znam. Słucham raczej muzyki klasycznej, a nie sądzę, żeby wasz zespół taką grał.-Przyznałam.

-Gramy rock'a.-Powiedział.-W każdym razie, miło by mi było gdybyś posłuchała. Muszę spadać, bo Andy mnie zabije jak nie pojawię się na próbie.-Powiedział odwracając się. Zrobił jeden krok, poślizgnął się i padł prze de mną jak długi. Jak wczoraj.-Twój blask mnie powala najcudowniejsza damo.-Stwierdził śmiejąc się pod nosem. Nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, podałam mu dłoń, aby pomóc mu wstać. Chwilę później postawił się do pionu.-Masz coś dzisiaj do roboty?-Spytał.

-Nie.-Powiedziałam cicho.

-To może chcesz iść ze mną na próbę? Jak Ci się nie spodoba, to zawsze będziesz mogła sobie pójść.-Zaproponował. Nie rób tego, nie bądź głupia. Ten zespół może wcale nie istnieć, a on może mnie po prostu zgwałcić i gdzieś wyrzucić.

-Pewnie, chętnie pójdę.-Co. Ze. Mnie. Za. Idiota.

---

*Kawałek piosenki "Fallen Angels" oczywiście zespołu Black Veil Brides, bo jak żeby inaczej.


















Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz