59. Jake.

78 6 0
                                    

 Jako iż wykasowały mi się z telefonu wszystkie numery, wpisałam z pamięci numer do taty, bo oczywiście musiałam zapomnieć po co ja właściwie przyszłam do tego sklepu.

-Halo? Tata, bo zapomniałam po co ja właściwie przyszłam do tego sklepu... Ba! Ja nawet nie wiem do jakiego sklepu miałam iść!-Powiedziałam prosto z mostu stojąc na środku korytarza w dość sporej galerii handlowej.

~Z tego co wiem, to nie jestem niczyim ojcem i nie kazałem nikomu iść do sklepu.-Po drugiej stronie słuchawki odezwał się dziwnie znajomy męski głos.

-Nie jesteś moim tatą?-Zmarszczyłam brwi, bo jestem pewna, że wpisałam dobry numer.

~Nie przypominam sobie, żebym ostatnio kogoś zapładniał, ani brał ślub, więc nie. Z tej strony Jake Pitts.-Przedstawił się, a mnie zatkało. 

Dodzwoniłam się.

Do.

Swojego.

Idola.

Jakim cudem?

~Halo? Dziewczyno, której nie znam imienia, ale wiem, że jest czyjąś córką i stoi w sklepie?-Głos z telefonu odezwał się znów. Co ja mam powiedzieć? Nic nie mówić? Rozłączyć się? Paść na zawał tu i teraz?

-Przepraszam, pomyliłam numery.-Wydusiłam z siebie w końcu.

~Spoko, u mnie i tak wieje nudą. Powiedz chociaż, jak się nazywasz, to Cię w kontaktach zapiszę i jakbyś jeszcze kiedyś pomyliła numery, to może pewnie byśmy dłużej pogadali, bo teraz nie możemy, bo dzwoniłaś do taty, gdyż zapomniałaś do jakiego sklepu i po co miałaś iść.

-Jestem... Bond. James Bond.-Powiedziałam pierwsze co mi na język przyszło i się rozłączyłam. Kurwa, ale za mnie idiota! Miałam okazję pogadać z swoim idolem! A teraz co? Uznał mnie za głupią, bo przedstawiłam się jako postać z filmu! I nie pamiętam numeru do taty!

Zapisałam numer mojego idola jako "Jake Pitts", po czym wróciłam się do domu, bo skoro to jest numer do członka zespołu Black Veil Brides, to nie mam zielonego pojęcia, jaki jest do mojego taty.

***

W moim pokoju zaczęła lecieć piosenka "Perfect Weapon" wydibywająca się z mojego telefonu. Kto normalny dzwoni w środku nocy? Nawet nie patrząc na ekran, nie chcąc sobie razić jasnym światłem, odebrałam.

~Cześć James'ie Bond'zie.-Spadłam z łóżka słysząc głos Jake'a.~Wszystko okej?-Spytał.

-Tak, tylko z łóżka mi się spadło.-Mruknęłam, wdrapując się z powrotem na mebel, nadal nie do końca świadoma z kim rozmawiam.-A co?

~Słychać było jakiś huk, to się pytam. Śpisz?

-Nie, oglądałam powieki. W środku nocy. Czemu dzwonisz?-Przykryłam się z powrotem swoją cieplutką kołdrą.

~Reszta zespołu nie ma dla mnie czasu, a mi się nudzi. Po za tym nie mogę zasnąć.-Mruknął jakby smutny.

-Zawsze mogłeś zadzwonić do swojej dziewczyny, więc dlaczego ja?-Spytałam zdziwiona. Chłopak się nie odezwał, a jedynie pociągnął nosem. O co chodzi...?

-Nie mogę. -Powiedział w końcu, smutnym tonem.-Zerwała ze mną kiedy jej się oświadczyłem.-Mruknął. Na jego słowa, aż mi samej zrobiło się przykro. Byli ze sobą dość długo...-Słuchaj  wiem, że osobiście się nie znamy, ale jesteś moją fanką. Nie chciałabyś może przyjść, się ze mną spotkać?-Spytał. Zatkało mnie na chwilę.

-Nie mówiłam Ci, że jestem Twoją fanką...-Powiedziałam cicho.

~Domyśliłem się. Więc jak? James'ie Bond'zie?-Zapytał.

-Pewnie.-Wypaliłam bez zastanowienia.

~Wyślę Ci adres.-Powiedział i się rozłączył. Pomrugałam kilka razy i spojrzałam na ekran. Druga w nocy. Chwilę później dostałam adres... restouracji? Wstałam z łóżka, wzięłam ciuchy i wyszłam do łazienki szybko się ogarnąć.

 W ekspresowym tempie pomalowałam się, założyłam czarne rurki, tego samego koloru trampki i bluzę. Mimo, że jest grudzień i na dworze jest jakieś minus osiem stopni, mi jest wystarczająco ciepło. 

 Wymknęłam się z domu i szybkim krokiem ruszyłam do restauracji, która swoją drogą nie jest tak daleko. Ulice były puste, śnieg lekko prószył, wszystko nadawało fajny klimat. Tylko nie jeden facet, siedzący samotnie w restauracji, gdzie niby jest mnóstwo ludzi, jednak on bawił się łyżeczką do kawy. Potarłam dłońmi ramiona i weszłam do środka.

-Hej?-Ustałam obok niego. Zmarszczył brwi widząc mnie.-Jestem Bond. James Bond.-Uśmiechnęłam się. On również, jednak smutno.

-Pitss. Jake Pitts.-Podał mi dłoń. Potrząsnęłam nią i usiadłam na przeciwko chłopaka.

-A więc, pewnie zastanawia się pan, dlaczego pana tutaj wezwałam.-Powiedziałam poważnie, niskim głosem, splatając palce u dłoni, mając pewien pomysł, w jaki sposób mogłabym go choć trochę rozweselić. Ledwo ogarniam przed kim siedzę. 

-To ja po Ciebie zadzwoniłem.-Powiedział, nie rozumiejąc.

-A więc, młody człowieku, zadzwoniłam by Ci przekazać, że nie masz się czym martwić gdyż ponieważ, w sumie nie wiem co powiedzieć i nie mam pomysłu jak Cię rozweselić i bredzę bez sensu i o boże siedzę w restauracji o trzeciej w nocy z Jake'm Pitts'em ojciec mnie zabije.-Schowałam twarz w dłoniach.

-Wow, jaka jagła zmiana.-Chłopak się zaśmiał.-Nie może Cię zabić, bo do kogo bym wydzwaniał po nocach? Nie znajdę drugiego takiego James'a Bond'a!-Ręce Jake'a wystrzeliły w górę, zwracając uwagę kilku par, siedzących przy najbliższych stolikach. Tylko mnie dziwi, że o trzeciej w nocy jest tutaj tyle ludzi?

-Niestety, ale mój ojciec nie zna litości... Zabije mnie i zrobi ze mnie watę cukrową!-Zaczęłam udawać, że wybucham płaczem.

-Oh, nie smuć się. Bond zawsze wychodzi cało z opresji.-Jake poklepał mnie po ramieniu.

-A co jeżeli tym razem mi się nie uda uciec przed gniewem ego ojca. Co jeżeli tym razem mnie dopadnie? Co jeżeli nie uda mi się uciec jak wtedy, gdy gonił mnie po całym domu i kazał posprzątać pokój?

-Damy Ci cukierki, na pewno Ci się uda!

-Co ja mam robić z tymi cukierkami? Jeść biegnąc?

-Nie idioto, rzucać nimi w niego! Uwierz mi to świetny pomysł!

Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz