A oto kontynuacja rozdziału 57. Ashley!
Piszę ten rozdział o szóstej rano, w czwartek, a to oznacza, że muszę iść do szkoły, a nawet nie wiem na którą mam. Polecam!
P.S. Doskonale wiem, że pisanie mi zajmie w cholerę długo i opublikuję to pewnie kiedy indziej niż teraz, bo muszę to w ogóle napisać.
_____
Czekam na Ashley'a już dobre... bardzo długo. W każdym razie nudzi mi się niemiłosiernie. Pomachałam ogonem w wodzie, patrząc sobie na gwiazdy. Jestem ciekawa co wymyślił. Na prawdę. Ale z drugiej strony, boję się, że albo mnie zostawił, albo poszedł o mnie rozpowiedzieć.
-Jestem!-Od strony lądu dało się słyszeć męski głos. Natychmiast odwróciłam się na brzuch, podparłam rękami o piasek i spojrzałam na długowłosego chłopaka.-Zaufasz mi?-Spytał.
-Tak.-Odpowiedziałam nim zdążyłam ugryźć się w język. Nie powinnam tego robić, ale moja wina, że mnie do niego ciągnie?
Uśmiechnął się szeroko. Podchodząc do mnie.
-Pokażę Ci jak my żyjemy, przed świtem przyprowadzę Cię z powrotem.-Wyjaśnił.-Tylko musisz mi zaufać.-Powiedział, pochylając się na de mną.-Więc zapytam jeszcze raz... Ufasz mi?-Tym razem zastanowiłam się chwilę.
-Tak.-Oficjalnie powiedziałam, jednak nie będąc do końca pewna. Chłopak wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, po czym zaczął nieść w stronę lasu.-Ale zaraz, masz zamiar cały czas tak nieść?-Spytałam, tracąc resztki swojej pewności.
-Oczywiście, że nie, przecież nie jestem głupi!-Zaśmiał się.-Najpierw pójdziemy do samochodu.
-Co to jest samochód?-Spytałam.
-Takie jeżdżące gówno na kółkach, robiące brum brum.
***
-Ogółem, to zapraszam Cię do restauracji.-Powiedział zatrzymując samochód.-Wiesz co to jest?
-Tak wiem, u nas też są.-Odpowiedziałam z zafascynowaniem przyglądając się miastu. Wszystko wygląda tak... inaczej, a jednak trochę podobnie. Ale jednak inaczej.
-Poczekaj chwilę.-Powiedział i wysiadł z jak on to inaczej nazwał, auta. Otworzył coś z tyłu, coś wyjął i podszedł do drzwi obok mnie. Otworzył, uśmiechając się szeroko.
(Nieeee wieeeem coooo naaaapiiiiisaaaaać daaaaleeeej, pomocyyy D: ~Dop. Autorki)
-Moje drogie niedouczone dziecko, to jest wózek inwalidzki. Jeżdżą na nim osoby, które z jakiś powodów, nie mogą chodzić.-Powiedział, by chwilę później mnie na nim posadzić.-A to jest kocyk, inaczej nazywany prze ze mnie kocycek.-Wyjaśnił po czym przykrył cały mój ogon. Poprawiłam włosy, tak, żeby zasłaniały skrzela na szyi.-No i wyglądasz jak normalny człowiek!-Uśmiechnął się szeroko.-Zapraszam do restauracji na pizzę!-Sama się uśmiechnęłam kiedy zaczął pchać wózek w stronę budynku.
***
(Zrobiłam sobie krótką przerwę od pisania i nadal nie wiem co napisać dalej D: ~Dop. Aut.)
Po zjedzeniu pizzy, skierowaliśmy się "do jego pracy", którą bardzo chciał mi pokazać. Walić to, że jest środek nocy i pewnie jest zamknięta, nie?
CZYTASZ
Opowieści BVB
FanfictionOpowiadania, niektóre dziwne, niektóre śmieszne, niektóre smutne, o członkach zespołu Black Veil Brides. Jakoś gdzieś dochodzi Lonny (Ashley zostaje w książce do samego końca, nie wywalę go spokojnie xD) I błagam, czytajcie to od końca, bo początkow...