69. Jinxx

59 5 0
                                    

 Usiadłam przy stoliku w kącie. Bardzo lubiłam tą kawiarnię, mimo, że jestem w niej właściwie pierwszy raz. Pieniądze niezbyt mnie lubiły, dlatego nie mogłam sobie pozwolić na takie rzeczy jak wyskoki do kawiarni, kiedy tylko mam ochotę. Aż do dzisiaj. Do najgorszego dnia w moim życiu. Ostatnie czterdzieści złoty walało mi się po kieszeni, podczas gdy ja siedziałam spokojnie, z małym uśmieszkiem pod nosem, tuż nad filiżanką kawy, która nadal gorąca, grzała mi zmarznięte dłonie. 

Dzisiaj był na prawdę piękny dzień, swoją drogą. Idealnie wpasowywał się w mój nastrój, kiedy od rana wiedziałam, że coś będzie nie tak. Zaczęło lać jeszcze przed szóstą, kiedy to podniosłam się z niewygodnego łóżka. Wstałam z świętym przekonaniem, że to nie będzie dobry dzień. Myśl, że coś pójdzie nie tak świdrowała mi w głowie od samego początku, kiedy to miał być właśnie najpiękniejszy dzień mojego życia. 

-Wolne?-Z moich rozmyślań, wyrwał mnie głos mężczyzny, który jak na złość rozpoznałam od razu. Leniwie uniosłam wzrok na długowłosego faceta, odzianego w czerń i równie ciemne przeciwsłoneczne okulary, mimo, że słońca praktycznie nie było. Wywróciłam oczami, mimowolnie się uśmiechając. Szybko zasłoniłam usta. Nie chciałam się teraz uśmiechać. Zdecydowanie nie.

-Wolne.-Mruknęłam w końcu, starając się nie wybuchnąć śmiechem, o ile to możliwe. 

-Nie spodziewałem się, że będziesz się cieszyć, że mnie widzisz.-Stwierdził siadając, na co odetchnęłam załamana. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam swojego uśmiechu, swoich napadów śmiechu. Ludzie źle odczytywali moje emocje i choć wcale mnie to nie dziwiło, to  tego nienawidziłam. 

-Nie cieszę się.-Powiedziałam w miarę spokojnie. Ten dzień przecież nie jest taki zły. Mężczyzna przyglądał mi się z uniesioną brwią przez chwilę, jednak w końcu pokręcił głową, zmieniając temat.

-Jestem Jinxx. Wiesz, z Black Veil Brides.-Przedstawił się.

-Anastazja.-Mruknęłam.

-Wiem.-Odpowiedział krótko.-Widziałem wszystko.-I to wystarczyło. Wybuchłam głośnym niepohamowanym śmiechem. Śmiałam się głośno, teoretycznie starając się jakoś przestać, ale nic to nie dawało. Ludzie z innych stolików przyglądali mi się z oburzeniem, Jinxx chyba kompletnie zdurniał bo siedział nieruchomo, a ja... Ja się śmiałam. 

 Pokręciłam delikatnie głową, kiedy moje ciało powoli się uspokajało. Siedziałam chwilę z zwieszoną głową, pozwalając łzom spokojnie opuścić oczy. To koniec. Po prostu koniec. Wszystkiego. Wstałam od stołu, przy okazji kładąc na nim karteczkę informującą, że mój śmiech wcale nie był moim śmiechem, a jedynie chorobą towarzyszącą mi od kilku lat, po czym wyszłam z kawiarni. Nie interesując się już niczym.

***

Nie spuszczałam wzroku z szumiącej wody, kiedy siadałam na starym, poniszczonym moście. W czasie mojej niezbyt długiej drogi, zdążyłam zaplanować wszystko i tak jak kiedy wchodziłam na starą konstrukcję, mogłam jeszcze zawrócić, poddać się i próbować żyć dalej, tak teraz nie było już odwrotu. Mój żywot oficjalnie się kończy.

Krokiem pierwszym było wyrzucenie moich ostatnich czterdziestu złotych, które walały się od rana po kieszeni, prosto przed siebie. Tak też zrobiłam, z małym uśmiechem na ustach patrząc, jak drobniaki spadają do wody, a papierowe lecą kawałek, by w końcu też zamoknąć w rwącej rzece. 

Krok drugi polegał na pożegnaniu się z dzisiejszym dniem. Stwierdziłam, że to zrobię, bo to właśnie to robiłam codziennie wieczorem do piętnastego roku życia. Mruknęłam pod nosem ciche "Papa". 

W końcu nastał krok trzeci, ten który miał uwolnić mnie od wszystkiego. Powoli wstałam, stopami lądując jak najbliżej krawędzi. Moje usta rozciągnęły się w dużym uśmiechu, aż w końcu ciszę znów przerwał mój śmiech. Pochyliłam się do przodu, a kiedy już miałam stracić równowagę i rzucić się w rwący nurt wody, ktoś objął mnie w pasie. Zostałam gwałtownie pociągnięta do tyłu, a kiedy równo staliśmy na moście, mężczyzna wcale mnie nie puścił, a wręcz uścisk stał się mocniejszy, jakby bał się, że kiedy tylko mnie puści, znów będę skakać. Co śmieszne, miał w tym całkowitą rację. Staliśmy tak dłuższą chwilę, ja śmiejąc się w niebogłosy, a on, dysząc ciężko. Zapewne kiedy tylko mnie zobaczył, biegł ile miał sił w nogach.

W końcu, powoli zaczęło się coś dziać. Mężczyzna puścił mnie jedną ręką, na co chciałam jak najszybciej mnie wyrwać, jednak okazało się, że puścił mnie tylko po to, żeby złapać mnie inaczej i podnieść. Spojrzałam na twarz mojego "wybawcy", a kiedy zobaczyłam Jinxx'a mój śmiech się tylko wzmocnił. 

-Masz bardzo ładny śmiech, wiesz?-Spytał, ruszając w stronę brzegu, na co natychmiast zamilkłam. Nie spodziewałam się, ani tego tekstu, ani tym bardziej tego, że to mnie uspokoi.

-Co?

-Masz bardzo ładny śmiech.-Powtórzył jak gdyby nigdy nic.-W dodatku ładnie Ci z nim.-Dopowiedział, nawet na mnie nie patrząc. Kompletnie ogłupiałam. 

-Kiedy się poznaliśmy kilka godzin temu, przed przesłuchaniem, twierdziłeś inaczej.-Powiedziałam.

-Byłem wkurzony, bo moi rodzice się rozwodzą.-Wzruszył ramionami, co niespecjalnie mi się spodobało.-Potem zobaczyłem Ciebie na przesłuchaniu, stwierdziłem, że uciekłaś z psychiatryka, jak uciekłaś zrobiło mi się Ciebie jednak trochę żal, a w kawiarni zrozumiałem, że cały czas się myliłem.-Wytłumaczył jak to wyglądało z jego perspektywy.-Do tej pory nawet nie wiedziałem, że śmiech może być chorobą. A no i co ważniejsze. Przyjęli Cię.-Powiedział krótko, na co umiałam zareagować jedynie otworzeniem ust.

-Co.-Spytałam krótko, jednak na pytanie raczej to nie brzmiało.

-Przyjęli Cię.-Powtórzył spokojnie.-Ot teraz jesteś pełnoprawną członkinią zespołu BanBunn*. 

-Nie mam mieszkania, ani pieniędzy.-Powiedziałam.

-Tym ja się zajmę.

___

*Wymyśliłam tą nazwe

To tyle xD

Zauważyłam, że coś mało Jinxxa w tym rozdziale chyba

No nic, coś się z tym zrobi

W kolejnym


Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz