48. Jinxx.

91 11 2
                                    

-Nie!-Krzyknęłam, chociaż wiedziałam, że nikt nie usłyszy, przez panujący w okół nas szum. Wiatr najwyraźniej bawił się w najlepsze, utrudniając nam zadanie. Chciałam do niego podbiec, jednak dwóch silnych mężczyzn, którzy właśnie mnie złapali, dosyć mocno mi w tym przeszkodzili. "Anonim w kapturze" podszedł do niego szybciej. Wyciągnął z kieszeni pistolet i strzelił w głowę człowieka i tak znajdującego się w agonii. Z moich ust wydobył się krzyk. Zabił go. Zabił mojego partnera! Zabił... mojego jedynego przyjaciela.

-Teraz ty.-Z pod kaptura wydobył się zachrypnięty niski głos. Podszedł do mnie i przystawił mi broń do czoła. Zaczęłam się wiercić i wyrywać. W końcu uwolniłam jedną rękę. Zacisnęłam ją w pięść, po czym przywaliłam mężczyźnie z lewego sierpowego w twarz. Nie spodziewając się tego, odsunął się parę kroków, chwiejąc się lekko. Odwróciłam się, natychmiastowo, nim którykolwiek zdążyła zareagować, kopnęłam obu w jaja.

-Zabiłeś go!-Krzyknęłam, jakby nadal to do mnie nie docierało. Może dlatego, że to prawda. Jego śmierć, nadal do mnie nie dociera. Podeszłam do lekko oszołomionego faceta. Zdjęłam mu kaptur i znieruchomiałam. Patrzył na mnie lekko nie obecnym wzrokiem. Zabrałam mu z ręki pistolet, puki jeszcze nie ogarniał co się dzieje. Nigdy już nie będzie ogarniał. Skierowałam broń w jego stronę, drżącą lekko dłonią. Strzeliłam. Martwe ciało mojego brata opadło na metalową podłogę.

Zabiłam ich obu. Nie pomogłam mojemu przyjacielowi. A mogłam, kiedy był jeszcze czas. Prze ze mnie umarł, bo nic nie zrobiłam. Zabiłam swojego brata, w przypływie wściekłości i na niego i na siebie. Padłam na kolana i po prostu się rozpłakałam. Jak mogłam pozwolić mu umrzeć?

*Z jakieś pół roku później...*

Uderzałam w worek treningowy, od dobrej godziny. Zawsze tak robię, kiedy nie mogę spać, lub kiedy śnią mi się koszmary. Albo znów obwiniam się o śmierć mojego partnera z pracy. Usłyszałam trzask drzwi, jednak kompletnie to zignorowałam. Liczył się tylko worek treningowy i moje już zakrwawione pięści.

-Kate, uspokój się.-Usłyszałam głos, mojego pracodawcy. Przestałam i spojrzałam na Smith'a. Obok niego stał jeszcze ktoś. Czarne dosyć długie włosy, niebieskie oczy.

-Stało się coś, że przychodzisz do mnie o piątej nad ranem?-Spytałam.

-Szósta już jest.-Pokazał na zegar, wiszący nie daleko.-A to jest Jinxx. Twój nowy partner.-Kiedy to powiedział, zamknęłam na chwilę oczy.

-Nie. Wolę pracować sama. Jestem wystarczająco dobra.-Mruknęłam wracając do walenia w worek treningowy. Co jeżeli on też zginie? Tak samo jak mój brat? I poprzedni partner, Max? Nie, nie pozwolę, żeby ktoś jeszcze prze ze mnie zginął. Moje oczy się zaszkliły jednak nie pozwoliłam łzom wylecieć.

-Kate, to było dawno. Musisz się z tym pogodzić. Pracujesz jako tajny agent, takie rzeczy się w tej pracy zdarzają.-Powiedział spokojnie Smith. Jinxx na razie się nie odzywał. Znów zostawiłam worek w spokoju.-Dzisiaj po południu dostaniecie akta co do następnej misji. Koniec dyskusji.-Powiedział i zostawił nas samych. Spojrzałam na chłopaka.

-Cześć.-Powiedział.-Jestem z oddziału dwudziestego trzeciego.-Podał mi dłoń, którą złapałam i potrząsnęłam.

-I trafiłeś do drugiego? Brawo.-Uniosłam jedną brew, bo to jakoś zbytnio możliwe nie było.

-Nie do końca. Miałem iść do pierwszego, ale nie było miejsc. Bardzo zasłużyłem się organizacji. W dodatku muszę przyznać, że jestem świetny.

-W czym?-Spytałam bardziej zaciekawiona.

-W wszystkim.-Powiedział.-Chcesz to możemy się przekonać kto będzie lepszy w pojedynku.

-Przyjmuję propozycję.-Uśmiechnęłam się. Kto wie, może być nawet ciekawie. Udaliśmy się mniej więcej na środek sali i ustawiliśmy się w odpowiednich pozach. Nie czekając na jego ruch, chciałam zrobić tę samą sztuczkę co zawsze, kiedy mam walczyć z mężczyzną. Moja noga już miała kopnąć go w krocze. Jednak on w porę ją złapał i mnie przewrócił. Szybko się podniosłam i jednym z najprostszych ruchów, przywaliłam w skroń. Zachwiał się lekko, jednak szybko chciał mi oddać. Źle wymierzył, zdążyłam zrobić unik, kopiąc go w brzuch. Odsunął się krok, lekko kuląc się, jednak nie przewrócił co mnie lekko zasmuciło. Szybko oprzytomniał, kiedy chciałam zadać kolejny cios, złapał mnie za nadgarstek. Wykręcił mi rękę na co syknęłam cicho. Obróciłam się, tak, że mi było wygodnie, a to on w końcu leżał na ziemi. Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust. Ten jednak szybko się podniósł, podcinając mi nogi. Odbiłam się dłońmi od podłogi, podskoczyłam, chcąc kopnąć go w twarz. Złapał mnie za nogę. Ale d czego ma się drugą. Nie wiem jak, oboje wylądowaliśmy na ziemi. Znaczy on, ja leżałam na nim. Dałam mu "z główki". Okazał się być twardszy niż myślałam, bo to mnie zabolało, a nie jego.

-Cholera.-Warknęłam rozmasowując czoło. Wykorzystał moją nie uwagę i znalazł się na de mną. Chciał się zamachnąć i zadać ostateczny cios, jednak nie zdążył bo, ja genialne i wspaniała, kopnęłam go w krocze. Jęknął z bólu i wylądował obok mnie, kuląc się. Słabe miejsce facetów. Uśmiechnęłam się i wstałam.-Wygrałam.-Powiedziałam podając mu dłoń.

-Dlaczego lepiej być kobietą, część pierwsza: Nie mają jaj. Dlaczego lepiej być facetem część pierwsza: mają jaja.-Złapał moją dłoń i wstał.

-Problem dwudziestego pierwszego wieku.-Mruknęłam.-Twoje imię to serio Jinxx?-Spytałam.

-Nie, ale nie lubię swojego prawdziwego. To co? Może oprowadzisz mnie po oddziale drugim i pierwszym?-Spytał.

-Co tylko rozkażesz, panie Jinxx'ie.-Ukłoniłam się teatralnie.

Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz