72. Lonny

52 4 0
                                    

Uwaga uwaga, witamy Lonnego serdecznie!

___

-Wyglądam jak gówno.-Stwierdziłam, krzywo patrząc w lustro. 

-Nie przesadzaj. Jest... Wyjątkowo dobrze.-Powiedziała Lula, stając za mną i się uśmiechając. 

-Niby, w którym, kurwa, miejscu.-Warknęłam, wracając wzrokiem do swojej twarzy. 

-W każdym.-Odpowiedziała krótko, wzruszając ramionami.

-Widzisz ten ryj?-Uniosłam jedną brew, na co pokiwała głową załamana, odchodząc od lustra.-Po za tym, jaki sens, ma pójście na randkę w takim stroju? Ten chłop się załamie, jak się dowie, jak chodzę na co dzień.-Wywróciłam oczami.

-Ma sens. Koniec tematu. Idź już, bo się spóźnisz.

***

-Super.-Warknęłam, kiedy małe kropelki wody zaczęły moczyć moją skórę, wraz z telefonem, który ostatecznie schowałam do torebki. Facet spóźniał się już pół godziny, chciałam iść do domu, ale Lula powiedziała, że mnie zabije jak to zrobię, więc nie zostało mi nic, po za staniem na coraz mocniej padającym deszczu. 

-Boże, przepraszam. Już jestem.-Obok nagle pojawił się zasapany, wysoki mężczyzna w garniturze. Zmarszczyłam brwi, widząc jego fryzurę, bowiem, nie była to zwykła fryzura grzecznego chłopczyka, a czarne jak noc włosy, opadające na lewą stronę twarzy, za to po drugiej były strasznie krótkie. Okropnie się to gryzło, z fioletowym garniturem, który chyba był trochę za krótki (ale nie wiem, bo zawsze jak tak sądzę, to Lula mnie skarci i powie, że przecież jest idealnie dopasowany) i bardzo poważną twarzą.-Lonny Eagleton.-Przedstawił się, wyciągając dłoń w moją stronę.

-Amber Moore.-Podałam mu swoją dłoń, chcąc nią potrząsnąć, jednak ten złapał ją delikatnie i ucałował. 

-Wejdźmy do środka.-Uśmiechnął się mile, podając mi ramię. Niechętnie za nie złapałam, po czym skierowaliśmy się do lokalu, w którym miała odbyć się nasza randka. I jedno muszę przyznać. Albo bardzo dobrze gra grzecznego chłopca, albo nim jest, a fryzurę ktoś mu zrobił za karę.

***

-Twoje ulubione danie?-Spytał mężczyzna, odkładając kieliszek na swoje miejsce. Przez chwilę na prawdę chciałam mu odpowiedzieć, na kolejne z rzędu grzeczne pytanie, ale po chwili stwierdziłam, że to nie ma sensu. Mój cały entuzjazm, który był, mało, ale był, w końcu się wyczerpał. Wiedziałam, że to się w końcu stanie, nawet zrobiło mi się go trochę żal, bo moje udawanie skończyło się razem z optimizmem.

-Wiesz, że ten garnitur kompletnie ci nie pasuje?-Spytałam nagle, opadając na oparcie, miękkiego i gustownego krzesła. Lonny zmarszczył brwi, wpatrując się we mnie chwilę, jakby kompletnie się tego nie spodziewał. Nie dziwię się. Z każdym w końcu tak jest. W końcu jednak, uśmiechnął się, biorąc kieliszek z powrotem do ręki i upijając łyka czerwonego wina. 

-Wiem.-Powiedział, czego tym razem ja się nie spodziewałam.-Wiem też, że ta sukienka wygląda na Tobie okropnie.-Dodał po chwili. Znieruchomiałam, kompletnie głupiejąc. Pierwszy raz, to mnie ktoś zagiął, a nie na odwrót. W końcu jednak pokręciłam delikatnie głową. Zaczynamy nową grę. Fajnie.

-Wiem.-Odparłam, kładąc łokcie na stole i podpierając głowę na zewnętrznej części lewej dłoni.-Wiem też, że jesteś umazany czymś czarnym, zaraz nad krawatem.-Dodałam, używając jego zagrywki.

-Po co tu przyszłaś?-Spytał prosto z mostu, już domyślając się, całej prawdy. Wzruszyłam ramionami.

-Niania mi kazała.-Odparłam krótko.-Twierdzi, że jeszcze chwila i zostanę starą panną z kotami i dzieckiem do niańczenia jak ona i mam natychmiast sobie kogoś znaleźć. Najlepiej, miłego, grzecznego i bogatego.-Wyjaśniłam dokładniej, znów opadając na oparcie.-A Ty?

-Założyłem się z kolegami, że uda mi się być z "grzeczną panią", przez trzy miesiące. Jak widać, właśnie przegrałem.-Prychnął.-Jaka jesteś? Ale tak na prawdę?-Spytał nagle, nieco się ożywiając.

-Wredna metalówa, z nianią na karku, która nie umie sobie poskładać życia do kupy.-Opisałam się krótko.-A Ty?

-Rockowiec, który właśnie dołączył do popularnego zespołu i chyba słabo sobie jak na razie radzi.-Wywrócił oczami.-Kończymy?-Spytał, wstając.

-Tak, dobry pomysł.-Kiwnęłam głową. Mężczyzna zostawił pieniądze na stole, po czym oboje wyszliśmy z lokalu.

-Swoją drogą, wiesz, że nawet przez makijaż widać, że masz strasznie czerwoną twarz?-Spytał nagle, nim zdążyliśmy się rozejść.

-Przegiąłeś gościu.-Rzuciłam tylko, odwracając się i pokazując mu środkowy palec, żeby po chwili wsiąść do swojego samochodu. Moja twarz, była moim, aktualnie największym kompleksem. Tydzień temu, nad jeziorem, bardzo ładnie się opaliłam, tylko nie na twarzy, która przybrała czerwony kolor i stwierdziła, że będzie taki mieć, przez najbliższy okres czasu. 

***

-Czy ja w ogóle naładowałam lustrzankę?-Nagle mruknęłam do siebie, od razu biorąc się za otwarcie torby, żeby sprawdzić, jak się ma stan baterii w moim aparacie. Kiedy już się upewniłam, że nie jest tak źle i dam radę z tymi sześćdziesięcioma procentami, moje jestestwo niezbyt mile zderzyło się, z innym, wyższym o de mnie.-Uważaj jak chodzisz-Warknęłam, chcąc człowieka wyminąć, jednak ten złapał mnie za ramię.

-Amber skarbie. Przepraszam się mówi.-Zamknęłam oczy, ogarniając czyj głos w zasadzie do mnie teraz mówi. Odwróciłam się w jego stronę, z w miarę miłym uśmiechem.

-Nie.-Powiedziałam, uśmiechając się nieco szerzej.

-Nie?-Uniósł jedną brew.

-Nie.-Powtórzyłam, dokładniej mu się przyglądając. Wyglądał... Inaczej. Zdecydowanie inaczej. Miał na sobie czarne ciuchy, bardziej w stylu rockowym, a oczy już nie były tak puste, jak podczas naszej "randki".

-Przykro mi się zrobi.-Stwierdził, przechylając nieco głowę.

-Mi się zrobiło przykro, jak na mnie wpadłeś.-Prychnęłam.

-Nie ważne. Miałaś rację, jesteś wredna.-Pokiwał głową na boki, śmiejąc się cicho.

-Przykre, nie?-Zaśmiałam się.

-Bez niani idziesz? Coś się stało? Czyżby straciła nadzieję? Wiarę w Ciebie?-Uniósł jedną brew.

-Jest w szpitalu, ma poważną operację, właśnie do niej idę.-Powiedziałam poważnie, na co mężczyzna chyba zgłupiał. Tępo się we mnie wpatrywał, jakby oczekując, że nagle się zaśmieję, jednak moja twarz pozostała niewzruszona. Puścił w końcu moje ramię, nagle się zawstydzając. Sięgnął dłonią do szyi, jednak ręka została w powietrzu.-Żartowałam Lonny. Niania ma się świetnie, siedzi w domu, a ja idę do znajomych.-Powiedziałam w końcu, na co odetchnął z ulgą.

-Nigdy więcej tak nie rób.-Spojrzał na mnie poważnie.-To nie było śmieszne.

-Przepraszam, że jestem wredna.-Wzruszyłam ramionami.

-Myślałem, że nie masz znajomych.-Powiedział nagle, chcąc zapomnieć o poprzednim temacie.

-Jakiś tam mam... I uważaj. Bo teraz jesteś jednym z nich.-Puściłam mu oczko, odchodząc, z uśmiechem.

-Daj mi chociaż numer!-Krzyknął za mną.

-Nie!

-Dlaczego?!

-Bo mogłabym się przywiązać!-Odkrzyknęłam, po czym weszłam do kawiarni, w której czekali moi znajomi.

Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz