Warknęłam, zamykając eyeliner i odkładając go na miejsce. D l a c z e g o zrobienie dwóch identycznych kresek musi być takie trudne?! Spojrzałam w lustro, a widząc dwie krzywe krechy na oczach, jęknęłam i wzięłam się za zmywanie.
Do wesela miałam co prawda jeszcze dwie godziny, ale wolałam zacząć się przygotowywać już teraz, przynajmniej po to, żeby zająć sobie czymś głowę, bo myśli nie dawały mi spokoju. Kompletnie nie chciałam tam iść, ale wszystko było już załatwione i trudniej jest się z tego wyplątać, niż po prostu pójść i posiedzieć tam te parę godzin. Dzwonek, który rozległ się po domu tylko bardziej mnie rozdrażnił, dzięki czemu płatek do zmywania makijażu zamiast w koszu wylądował w zlewie. Nim jednak poszłam otworzyć drzwi, jeszcze raz spojrzałam w lustro, chcąc szybko obliczyć, w jakim czasie gość ucieknie na mój widok. Wcale nie wyglądałam teraz dobrze. Białe dresy z ciągaczami mnie pogrubiały, zielona świąteczna koszulka, wisiała na mnie jak worek na ziemniaki, a niedbale zrobiony rano kok, już nie był kokiem, a gumką zaplątaną gdzieś w gęstych blond lokach, przypominających teraz bardziej siano, niż włosy.
W końcu jednak, szurając stopami po niezbyt czystej podłodze, ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Nacisnęłam klamkę i uchyliłam drewnianą płytę, żeby moim oczom mógł się ukazać, jak zwykle piękny i emanujący radością Andy Biersack. Uśmiechał się szeroko, dłonie trzymając w kieszeniach czarnych, obscisłych spodni. Luźna koszulka na ramiączkach z dużą białą czachą odsłaniała jego większość tatuaży, a włosy wyjątkowo były roztrzepane. Na ramieniu wisiał również czarny plecak, pewnie z logiem batmana, a jego właściciel, co trzeba przyznać, wyglądał w kurwę dobrze. Zresztą jak zwykle.
-Cześć księżniczko.-Powiedział, wchodząc do środka.-Gotowa na wesel życia?-Spytał, podchodząc i dając mi szybkiego buziaka w policzek, na co wywróciłam oczami.
-Idź już lepiej wziąć prysznic.-Jęknęłam, wręcz wpychając go do małego korytarza. Kompletnie mi się nie podobało to, że jak zwykle wyglądał lepiej o de mnie.
-Amber i Ashley'a nie ma?-Spytał, spoglądając na mnie przez ramię, na co pokiwałam głową. Wskazałam mu tylko palcem łazienkę, sama kierując się do salonu. Chłopak mruknął jeszcze coś cicho, o braku entuzjazmu, ale mój entuzjazm skończył się razem z snem, kiedy budzik postanowił dzisiaj zadzwonić. Mozolnie otworzyłam szafę, wyjmując z niej, na prawdę długi garnitur, po czym, wróciłam się do łazienki.
-Wieszam ci garnitur na drzwiach!-Krzyknęłam, nie wchodząc do środka, nim jednak zdążyłam zrobić, co miałam, drewniana płyta się uchyliła, a prze de mną pojawił się, cudowny, aż do porzygu, czarno włosy mężczyzna. Bez koszulki, na co natychmiast odwróciłam wzrok.
-Dzięki.-Powiedział, biorąc o de mnie garnitur, po czym znów zaszył się w łazience. Skarciłam się w duchu, za fakt, jak na niego reagowałam. Nie mogłam patrzeć na niego, bez zarumienienia, albo zająknięcia się, przy najprostszych słowach. A przecież był tylko moim przyjacielem.
Yhym, na pewno.
Wywróciłam oczami, na swoje własne myśli, wracając do salonu, gdzie wisiała moja, nowa sukienka. Szycie jej zajęło mi trzy tygodnie i na prawdę byłam z niej dumna, mimo to, strasznie bałam się ją ubrać, a tym bardziej wyjść w niej gdziekolwiek. Zwykle nie chodziłam w takich ciuchach. Zwykle, to Darcy, Ashley i Andy chodzili w ciuchach szytych prze ze mnie, a ja chcąc zwracać jak najmniej uwagi, zwykle ubierałam się w stare, rozciągnięte ciuchy z lumepksu. To oni byli ci popularni, sławni, piękni, nie ja. Ja tylko szyłam.
W końcu jednak wzięłam sukienkę do rąk, po czym ją na siebie założyłam, uprzednio zdejmując z siebie białe dresy z ściągaczami i zieloną, świąteczną koszulkę. Podeszłam do lustra, po drodze biorąc jeszcze do ręki czarne botki, które pożyczyła mi Darcy.
Wyglądałam... Zadziwiająco dobrze. Sukienka, po tygodniach pracy świetnie na mnie leżała, a ja sama nie wyglądałam na aż takiego kościotrupa jak zwykle, choć mogło mi się to jedynie wydawać.
-Czy moja pani jest już gotowa?-Andy wszedł do pomieszczenia. Mówiłam, że jest piękny? Tak? To mówię jeszcze raz. W garniturze, który mu zrobiłam też wyglądał świetnie i w tym momencie stwierdzam, że jestem z siebie dumna.
-Nie nazywaj mnie tak.-Mruknęłam, biorąc torebkę i wymijając go w drzwiach.
-Słońce?-Spytał, kierując się za mną, do jego samochodu.
-Nie.
-Księżniczko?-Ponowił próbę, na co wywróciłam oczami.-Jesteś moją księżniczką. Bez ciebie nie mógłbym żyć.-Powiedział, otwierając drzwi do auta.-W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
Tak. Przyjaciółmi.
***
-OMG! Dan, wyglądasz przepięknie!-Darcy rzuciła się na mnie z mocnym uściskiem, zaraz jak wyszłam z samochodu. Niezręcznie oddałam uścisk, choć byłam przyzwyczajona do takiego zachowania.
-Tak, Ty też.-Odpowiedziałam z bladym uśmiechem.
-Chodźmy już, bo całe jedzenie nas ominie.-Prychnął Ashley, biorąc moją przyjaciółkę pod ramię. I trzeba przyznać, razem tworzyli przepiękną parę.
Niedługo potem wszyscy siedzieliśmy przy stole, dość daleko od pary młodej, jednak zbytnio nam to nie przeszkadzało. Trójka moich przyjaciół była za afiszowana rozmową o kolejnej imprezie na którą mamy iść, a ja pozostałam przy obserwowaniu innych ludzi (i ich ciuchów) i zajadaniu się gyrosem, który był wyjątkowo nie smaczny.
-Dan.-Przy moim uchu nagle rozległ się szept Andy'iego, który siedział obok mnie.-Idziesz tańczyć?-Spytał.
-Pokładasz we mnie zbyt wielkie nadzieje, jeżeli myślisz, że potrafię tańczyć.-Mruknęłam, nabierając na widelec kukurydzę.
-Pokonałaś mnie w just dance czterdzieści trzy razy.-Przypomniał, uśmiechając się szeroko.
-Just Dance to coś innego.-Burknęłam.
-Wiem, mam okazję się zrewanżować.-Prychnął, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę parkietu, gdzie wiele par już tańczyło.-Ale nie martw się, dam ci fory.-Uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
-Ciebie do reszty powaliło.-Mruknęłam, kiedy jedną dłoń położył mi na talii, a drugą wziął moją.
-Połóż swoją dłoń na mojej talii.-Powiedział, co zrobiłam, a on szybko zaczął prowadzić taniec.
Po dłuższym czasie tańczenia, znów wylądowaliśmy na krzesłach przy długim stole. Ashley i Darcy jeszcze z parkietu nie zeszli i z tego co widziałam, nieźle się bawili. W przeciwieństwie do mnie, za co obiecuję, zamorduję Andy'iego.
-Idę zapalić.-Powiedział Biersack, nim zdążyłam wdrożyć mój plan w życie.
***
-Długo tu siedzisz.-Zauważyłam, podchodząc do mężczyzny, opierającego się o ścianę budynku. Na zewnątrz zdążyło się już ściemnić, a po ładnie oświetlonym ogrodzie przechadzało się kilka par.
-Wypaliłem już trzy.-Pomachał papierosem w powietrzu.
-Coś się stało?-Spytałam, stając obok niego i zadzierając głowę do góry. Andy przez chwilę się nie odzywał, patrząc gdzieś przed siebie, aż w końcu westchnął.
-Po za faktem, że jestem w Tobie zakochany i już powoli nie daję sobie rady, to nic.-Mruknął, rzucając papierosa na ziemię i przydeptując go butem. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, przez chwilę analizując w głowie jego słowa oraz próbując się zmusić do jakiejkolwiek odpowiedzi.
-A wiesz, że ja w Tobie też?-Spytałam nagle, waląc wcześniejsze próby myślenia i rzucając pierwsze co mi do głowy przyszło.
-Poważnie?-Uniósł jedną brew.-Od... Od dawna?
-Od kiedy Darcy wyrzuciła cię przez okno w moim domu.-Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tamtego momentu.
-Heh, ja od kiedy zobaczyłem Cię w szkole.-Uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
CZYTASZ
Opowieści BVB
FanfictionOpowiadania, niektóre dziwne, niektóre śmieszne, niektóre smutne, o członkach zespołu Black Veil Brides. Jakoś gdzieś dochodzi Lonny (Ashley zostaje w książce do samego końca, nie wywalę go spokojnie xD) I błagam, czytajcie to od końca, bo początkow...