68. Ashley.

77 6 0
                                    

 Spokojnie patrzyłam jak mężczyzna robi wszystko, byle by się wydostać z metalowego pomieszczenia, z marnym skutkiem. W końcu padł na kolana, nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić. Zeskoczyłam z sufitu, lądując tuż obok niego. Odskoczył przerażony, jednak ja więcej się nie poruszyłam, dokładnie analizując jego postać. 

 Mniej więcej znałam ludzką rasę, trochę jednego z ich języków, w skrócie coś ogarniałam, ale człowieka na żywo widziałam pierwszy raz. Moja planeta znajdowała się zdecydowanie zbyt daleko jak na nasze możliwości podróżowania w kosmosie, żeby udało nam się kiedykolwiek spotkać. Nie byliśmy rasą jakoś wybitnie rozwiniętą technologicznie, ba byliśmy poniżej średniej znajdującej się w znanym nam wszechświecie, ale nie przeszkadzało nam to. Cieszyliśmy się z stanu naszej planety i życia jakie się rozwija. Do puki mnie stamtąd nie porwali na statek handlarzy. Teraz tylko czekać, aż ktoś weźmie mnie do niewoli na resztę mojego nędznego życia.

 -Kim jesteś?-Wydusił z siebie w końcu mężczyzna. Przechyliłam głowę podnosząc rękę i palcem wskazując na miejsce, w którym człowiek miał usta. No cóż, ja nie miałam, podobnie jak żadnych strun głosowych. Byłam bezdźwięcznym kosmitą, który potrafił czasami robić fajne rzeczy. Mężczyzna w końcu zrozumiał, dlaczego nie mówię, wstając z podłogi. Podeszłam bliżej niego, na co chciał się odsunąć, zapominając, że zaraz za nim jest ściana. Dotknęłam jego twarzy. Trwało to może sekundę, dwie. Odsunęłam się materializując się w postać, która wygląda dokładnie tak samo jak istota stojąca prze de mną. Dzięki temu zyskałam głos i o to głównie mi chodziło. Nie do końca miałam zamiar wystraszyć człowieka jeszcze bardziej.

-Jestem Patikanu.-Odpowiedziałam w końcu, jego głosem, co wydawało mi się przez chwilę na prawdę śmieszne. Nie wiem dlaczego, po prostu.

-Ashley.-Odpowiedział nie pewnie. 

-Nie mam zamiaru cię skrzywdzić, jestem tutaj zamknięta dokładnie tak samo jak ty. Tylko dłużej.-Wzruszyłam ramionami.

-Jesteś kobietą?-Mężczyzna nagle znieruchomiał.

-Mniej więcej? To trudne do wytłumaczenia.-Wyjaśniłam. U nas płeć dzieliło się na prawdę dużo inaczej i potrafiło to być porządnie skomplikowane.-Mam rozumieć, ty jesteś samcem.-Upewniłam się, kiedy kiwnął głową. Mimo, że do tej pory w głowie nazywałam go mężczyzną, nie do końca byłam pewna. 

-Gdzie jesteśmy? Co tutaj się właściwie dzieje?

-Jesteśmy na statku kosmicznym, handlarzy organami kosmitów. Prędzej czy później nas zabiją, albo dadzą do niewoli.-Wyjaśniłam.-A uciec się nie da.-Nawiązałam do jego próby ucieczki.

-Nic nie jest niemożliwe. Musi być jakiś sposób.-Zaprzeczył odwracając się do drzwi, które były dość szczelnie zamknięte.

-Nawet jeżeli, jesteśmy w kosmosie, zakładam że już dość daleko od twojej, a tym bardziej mojej planety.-Mruknęłam, odsuwając się i siadając na jednej z dwóch metalowych płyt, które miały nam służyć za łóżka.-Żeby uciec trzeba by było dostać się do kabin ratunkowych, które są po drugiej stronie statku. Swoją drogą to i tak nic nie da. Nie polecą daleko, mają za mały zasięg.-Wyjaśniłaś.

-Ale zaraz. Wiesz gdzie są.-Odwrócił się w moją stronę, uważnie mnie obserwując.-Dużo jeszcze wiesz?-Spytał.

***

 Spojrzałam na pracownika statku, który nagle pojawił się w drzwiach do naszej celi. Fioletowa sierść obrastała go całego, a zielone jedno oko patrzyło na nas uważnie. Odsunęłam się krok do tyłu, widząc broń przymocowaną do jego zbroi. Pracownicy nie zaglądali tutaj często, jednak jeżeli już, nie kończyło się to dobrze. Jeżeli nie sprzedaniem, czy rozwaleniem na części, to torturami, które traktowali jak zabawę. Ashley skierował na mnie swój wzrok, niemo wręcz rozkazując mi przejść do planu. Zamknęłam oczy, dłuższą chwilę się skupiając. Doskonale wiedziałam co miałam zrobić, ale było to skrajnie niebezpiecznie. I trzeba przyznać, bałam się jak cholera. 

 Dokładnie wyobraziłam sobie małe stworzenie, które często widywałam na swojej planecie. Mały owad, z dużymi kolorowymi skrzydłami zajmujący się głównie tworzeniem pożywienia dla innych stworzeń. Zaraz potem już nim byłam. Szybko przemknęłam tuż obok kosmity, zwinnie unikając jego ręki, którą chciał mnie złapać. Niezbyt dobrze szło mi latanie, zwłaszcza, że na co dzień tego nie praktykowałam, ale udało mi się przedostać do małego pomieszczenia, które najwyraźniej było schowkiem. Ustałam na jednej z półek, wiedząc, że chwilę będę musiała poczekać. Wydostałam się z klatki, będą mnie szukać, puki nie stwierdzą, że albo uciekłam, albo nie żyję. Pomachałam głową nie chcą na razie o tym myśleć.

 Szybko znalazłam sobie jednak inny temat. Mianowicie, wszystko było ogromne. Tak jak normalnie byłam dość wysokim, jak na nasze standardy ( a należy zauważyć, że przeciętny mieszkaniec naszej planety miał od dwustu do dwustu dwudziestu centymetrów ), jak to kiedyś usłyszałam, ledwo uformowanym, szarym, stworem, tak teraz miałam kilka milimetrów i jedną parę oczu.

 Naprawdę lubiłam swoją prawdziwą postać. Byłam chuda, tak jak każdy z mojego gatunku. Szara, połyskująca w niektórych miejscach skóra, pokrywała całe moje ciało, które na co dzień okrywane było jeszcze dużą koszulką. Miałam dwie pary oczu, które różniły się od tych ludzkich. Nie miałam białek, czy tęczówek. Całe składały się z źrenic, przez co niezbyt dobrze działałam za dnia, natomiast w nocy i jaskiniach lepszego wzroku nie mogłam sobie wymarzyć. Ust, ani strun głosowych nie posiadałam, ale do tej pory nie były mi do niczego potrzebne. Na naszej planecie komunikowaliśmy się innymi sposobami. Palce miałam zakończone również nie podobnie do człowieka. Zakończone były ostro, niczym szpony i były długie jak cholera. Zdecydowanie nie proporcjonalne do reszty ciała. Natura obdarowała nas umiejętnością zmiany kształtu. Było to przydatne na naszej planecie, niestety kłusownicy uważali nas dzięki temu za bardzo dobry kąsek do sprzedania.

 Zeskoczyłam z półki i skierowałam się do sufitu. Leciałam w miarę wysoko, bo to tutaj rzadko kiedy patrzyli fioletowi kosmici, którzy pracowali na statku. Ruszyłam w stronę sterowni. Ashley wymyślił całkiem dobry plan, mimo to, bałam się, że się nie uda. Bałam się jak cholera. 

***

-Patikanu?! Patikanu!-Ashley krzyczał biegnąc korytarzem, co naprawdę mnie śmieszyło. Bo leciałam tuż nad nim. Obniżyłam trochę lot, tak, żeby mnie zobaczył. Uśmiechnął się szeroko. Przyśpieszyłam, skręciłam w lewo i już byliśmy przy kapsułach ratunkowych. Niestety, problem był jeden. Kiedy zepsułam statek, większość pracowników się ewakuowała, zostawiając wszystko w cholerę. Została jedna kapsuła. Jeden z nas nie wróci do domu. Jeden z nas zginie na zepsutym statku. 

 Nim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, zostałam w miarę delikatnie złapana w czyjeś dłonie. Mężczyzna ruszył szybkim krokiem w stronę kabiny i wskoczył tam razem z mną, zamykając od razu drzwi, tak, że kolejny pracownik statku w nie uderzył, jednak wejść nie mógł. Ashley kliknął zielony przycisk, a maszyny obsługujące kabinę głośno chrząknęły. Chwilę później lecieliśmy już przez kosmos. 

-Gdzie jest twoja planeta?-Spytał puszczając mnie całkowicie. W środku na szczęście było wystarczająco dużo miejsca, żebym mogła przybrać jego ciało. 

-Za daleko.-Powiedziałam jedynie, patrząc na mały ekran, który był wszczepiony w drzwi. Pokazywał układ gwiazd i planet, które były w zasięgu kabiny ratunkowej.-Po za tym, człowiek tam nie przeżyje.-Powiedziałam klikając odpowiednie przyciski.

-Kierunek Ziemia. Czas lotu, dwie i pół godziny.-Odezwał się mechaniczny głos. Ashley patrzył na mnie chwilę z smutkiem w oczach, które szybko zmieniło się w zainteresowanie.

-Co się dzieje?-Zmarszczył brwi. Spojrzałam na swoje aktualne dłonie, które powoli zaczynały szarzeć. 

-Zbyt długo byłam zmaterializowana w inne stworzenie. Wracam do swojej prawdziwej postaci.-Wyjaśniłam, żeby następnie znów zmienić się w wysoką szarą mnie.

-W takim razie będę gadać przez następne dwie i pół godziny a ty będziesz musiała mnie słuchać.-Prychnął, na co pokręciłam głową. 

Wszystko się zmieniło.

___ 

Dududududududududududubędziedrugaczęśćtegodudududududu

Opowieści BVBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz