44. Pod osłoną nocy

378 29 0
                                    

Shuri podeszła do niego i razem wyszli z laboratorium. Rozmawiali idąc powoli.

- nie spodziewałem się, że tak szybko się to rozwinie. - powiedział T"Challa. - są teraz w ciężkiej sytuacji. Mając dziecko nie będą mogli ciągle uciekać.
Musimy rozwiązać sprawę z protokołem zanim dziecko przyjdzie na świat. - stwierdził.

- w takim razie musisz się pospieszyć, bo zostały Ci 3 miesiące - powiedziała Shuri i przystaneli.

- jak to 3 miesiące? Nie widać po niej żeby ciąża była, aż tak zaawansowana. - zdziwił się.

- to nie jest książkowa ciąża. Z powodu serum, które oboje przyjmowali, dziecko rozwija się szybciej. - powiedziała - będę potrzebowała wielu dobrych specjalistów, sama sobie z tym nie poradzę.

- jeśli tak mówisz, oznacza to, że sprawa jest poważna. Chyba pierwszy raz przyznajesz, że potrzebna Ci pomoc. - zdumiał się T"Challa.- masz wolną rękę. Zrób wszystko co uważasz za słusze. Ja idę spać, jutro będę miał pracowity dzień skoro zostało tak mało czasu.

- dziękuję braciszku - powiedziała i wróciła do laboratorium.
Odłączyła kroplówkę.

- teraz zaprowadzę Was do pokoju i karzę przynieść Wam jedzenie. - powiedziała, a Nath wstała z leżanki. -będziesz musiał przypilnować żeby zjadła - zwróciła się do Steva.

- słyszysz? Mam Cię pilnować. To znaczy, że musisz mnie słuchać - zaśmiał się i podał rękę Nath.

Przemilczała to i złapała jego rękę. Poszli za Shuri w stronę pokoju.

~~~

W domu Nath:
Przyjaciele spali już w swoich pokojach. Nagle rozległ się sygnał dźwiękowy z laptopów. Wanda wstała niechętnie i podeszła sprawdzić co się stało.
Przycisk świecił na zielono, a w skrzynce znajdowała się wiadomość. Otworzyła ją, a na ekranie pojawił się T"Challa.

" Witajcie. Przepraszam, że Was budzę, ale musicie przylecieć do Wakandy. Wysłałem już samolot. Gdy doleci na miejsce, wsiądźcie i włączcie autopilota. Zostaniecie u mnie przez jakiś czas, więc spakujcie to czego potrzebujecie. Gdy dolecicie będą na Was czekać moi ludzie. Pokażą Wam pokoje, a my zobaczymy się przy śniadaniu. Spokojnego lotu i do zobaczenia niebawem."

Wanda wystraszyła się. Czemu muszą lecieć do Wakandy i czemu muszą tam zostać? Czy Nath i Stev dotarli na miejsce? Może coś się stało i muszą uciekać? Podbiegła do Visiona i puknęła go w ramie.

- Vision, wstawaj, musimy się pakować. - powiedziała i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy.

- dlaczego? Coś się stało? Chodzi o Kapitana i Nath? - spytał i również zaczął się pakowac.

- nie wiem. T"Challa kazał nam spakować się i lecieć do Wakandy. Mam nadzieję, że nic im nie jest i powód jest inny. - zamknęła torbę i zarzuciła ją na ramię - wiadomość przyszła dwie godziny temu, ale obudził mnie dopiero sygnał, że samolot już jest, więc musimy się pospieszyć. - powiedziała.

- jestem gotowy- powiedział zamykając torbę - przebierz się a ja pójdę po Wilsona. - powiedział i wybiegł z pokoju.

Zapukał i wszedł do pokoju Sama. Podszedł do niego i poklepał go w ramie mówiąc - Sam, wstawaj. Lecimy do Wakandy.

Wilson zerwał się na równe nogi i jeszcze zaspany zapytał - jak to? Czemu?

- rozkaz T"Challi. Mamy się spakować i lecieć. Nic więcej nie wiadomo. - streścił Vision.

- dobra, daj mi 3 minuty, zobaczymy się pod wyjściem. - powiedział i złapał torbę wrzucając do niej ciuchy.

Vision poszedł na górę po swój bagaż i zszedł już razem z Wandą na dół.
Dołączył do nich Wilson mając na sobie swój kostium.

- no co? Ja nie mam magii w palcach, moja broń to moje skrzydła - powiedział. - nie wiemy co się stało więc lepiej być przygotowanym na wszystko.

- oby nie były potrzebne. - powiedział Vision i otworzył drzwi.

Przyjaciele wyszli i zamkneli za sobą drzwi przekrecając wisiorkiem w zamku.
Doszli do samolotu i wsiedli do środka. Wilson usiadł przy sterach i włączył autopilota. Wystartowali.

W UkryciuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz