*Pov Maggie*
-Mają się mną zająć.- prychnęłam pod nosem wybiegając ze szpitala. Byłam tak strasznie zła na Michaela.
Nie jestem małym dzieckiem! Nie mam pięciu lat tylko szesnoście! Nikt nie musi się mną opiekować, a tym bardzej decydować za mnie.
Jednak cały ten czas w mojej głowie chodzi jedno zdanie. Zdanie, które sprawiło, iż wybiegłam z sali Mika nie dając mu nawet dokończyć tego co zaczął.
Masz ich traktować tak jak mnie.
Tylko kurde jak? Mike jest moim bratem, a Mrcus i Martinus... Nawet nie wiem kim dla mnie są. Znajomi czy przyjaciele? Chociaż przyjaciele raczej nie. Ja nie ufam w 100% nikomu oprucz jednej osoby, która nazywa się Michael Jake Scott.
Ta nasza krótka wymiana zdań wystarczyła w zupełności, by pozbawić mnie egzystencji dzisiejszego dnia. Z moich oczu zaczęły spływać słone łzy, które szybko spływały z moich policzków. Czemu płaczę? Nie wiem, ale czuję, że potrzebuję właśnie tego...
Udałam się jak najszybciej do domu, nawet nie zadbałam o to, by zamknąć drzwi i rzuciłam się na łóżko. W mgnieniu oka myślając nad znaczeniem tych sześciu słów zasnęłam.
*Pov Martinus*
- To co, do domu?- zapytał Mac, a ja tylko przytaknąłem. Skierowaliśmy się w stronę domu, gdy nagle zaczął dzwonić mi telefon. Jak się okazało, dzwonił Mike.
!Rozmowa telefoniczna!
- Tinus, Maggie wybiegła ze szpitala. Mógłybś sprawdzić czy jest w domu? Strasznie martwie się, że coś się stało lub sobie coś zrobi. Martinus, ona jest do tego zdolna. Powiedziałem jej o naszej rozmowie. Zdenerwowała się, zaczęła krzyczeć i wybiegła. Proszę cię, zrób coś... - usłyszałem zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
- Jasne, nie ma sprawy.- powiedziałem słysząc drżący głos chłopaka.
- Dzięki stary! Daj mi znać czy jest w domu, naprawdę strasznie się o nią martwię.- powiedział i rozłączył się nie czekając nawet na moją dodpowiedź.
- O co chodziło? Coś się stało? - zapytał Marcus.
- Mikey powiedział Maggie o naszej rozmowie, a ona się wkurzyła zaczęła się drzeć i wybiegła. Mamy zobaczyć czy dotarła do domu. - powiedziałem i zmieniłem kierunek naszego chodu.
Po półgodzinnej wędrówce dotarliśmy do domu przyjaciela. O dziwo drzwi były otwarte na oścież co nas zaniepokoiło.
Spojrzałem nerwowo na brata, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Weszliśmy do domu i zamknęliśmy za sobą drzwi. Nawet nie pomyśleliśmy o zdjęciu butów tylko wbiegliśmy tak szybko jak tylko mogliśmy po schodach prosto do pokoju dziewczyny. Drzwi do tego pomieszczenia również były szeroko otwarte, ale tym razem odczułem ulgę i spokój. Wypuściłem z świstem powietrze ustami i dopiero teraz zoriętowałem się, że przez ten cały czas wstrzymałem je.
Mag leżała na łóżku cała i zdrowa. A z tego co widze spokojnie śpi rozwalona na całe duże, dwuosobowe łóżko.
- Nic jej nie jest!- krzyknął uradowany Mac, a dziewczyna przewróciła się na drógi bok mrucząc niezrozumiałe dla nas słowa pod nosem.
- Cicho deklu, bo ją obudzisz. - szepnąłem uderzając go w ramię.
- Dobra, dobra tylko spokojnie. Idę napisać do Mika, że wszystko jest w porządku. - szepnął mój brat i wyszedł z pomieszczenia. Podszedłem szybko do Mag i usiadłem obok niej. Zgarnąłem kosmyki ślicznych, włosów z jej twarzy za ucho, a dziewczyna powoli i niespodziewanie otwarzyła oczy. Mag spojrzała się na mnie pytająco i usiadła obok mnie.
- Michael zadzwolił do nas. Martwił się o ciebie i prosił, żebyśmy wstąpili do waszego domu i sprawdzili czy jesteś.
- Powiedział, że mam was traktować jak jego. - szepnęła bawiąc się zawstydzona swoimi palcami.
- Chodziło mu po prostu o to, że masz nam zaufać tak jak jemu. - wytłumaczyłem. - Wiadomo, że nie będziesz nas traktować jak braci skoro nimi dla ciebie nimi nie jesteśmy.
- Ale ja tak nie umiem...- westchnęła.
-Wiem, ale musisz chocisż spróbować. I pamiętaj, nic na siłę .
CZYTASZ
Why us? - Martinus Gunnarsen
Fiksi Penggemar-Widzę, że na mnie lecisz! - zaśmiał się, gdy na niego wpadłam. -Tak, już od dawna...-odpowiedziałam również się śmiejąc. Data powstania książki: 09.11.2018r. Data zakończenia książki: 24.11.2019r.