43

1K 49 11
                                    

*Pov Maggie*

No to tak podsumowując...za tydzień wyprowadzam się z domu, przeprowadzam się do Nowego Jorku do ciotki, której nawet nie znam, moja mama sprzedaje mieszkanie, a Mike będzie wynajmować kawalerkę. Nadal nie rozumiem dlaczego nie mogę zamieszkać na przykład z Harry'm i jego synem albo u Dantego. No w końcu mieszkają bliżej niż Nowy Jork, a ja chcę być jak najbliżej.

Przeraża nie ta cała zmiana czasu i kolejna nowa szkoła...oraz to, że będe tak daleko od wszystkich moich bliskich. Tam nie będe znać nikogo, tu znam wszystkich.

- Moja siostra ma syna w twoim wieku, on pomoże ci z tym wszystkim. Ze szkołą, nauką, językiem, miejscem.- uśmiechnęła się lekko, a ja nadal nic nie odpowiadałam.- Wiem, że musisz sobie to wszystko przemyśleć i poukładać. Wyśmienicie to rozumiem! Gdybym tylko mogła, pojechałabym tam za ciebie, niestety nie mogę. - coś mi nie wiarygodnie to wygląda.- Nie idź jutro do szkoły, jesteś z niej już wypisana.- powiedziała cicho zerkając na mnie. Czekała cierpliwie na moją reakcję i na to co powiem.

- Pojawiasz się nagle i wszystko mieszasz! Niszczysz jak domek z kart! I wiesz co? Gdy pracowałaś całe dnie i noce, to przynajmiej był spokój! Było tu lepiej bez ciebie! Żałuję, że nie mogę do tego wrócić...!- wydarłam się. Wstałam z kanapy i spojrzałam na matkę.

Płakała.

Ja też chce płakać...ale teraz nie mogę! Nie mogę jej pokazać, że zabolało to mnie tak samo jak ją.

Sama się zdziwiłam przez słowa, które opuściły moje usta w tamtej chwili, więc bojąc się konsekwencji jakie może wyciągnąc moja rodzicielka, wyszłam z salonu i jak najszybciej pobiegłam na schody.

Może za ostro się wyraziłam?

To wszystko mnie przerasta mimo, że wiem o tym, że się przeprowadzam, od dwuch godzin. Wchodząc do swojego pokoju wpadłam na Tinusa i Michaela.

-Nowy Jork...- tylko tyle zdołałam wydukać, bo natychmiastowo wybuchłam niekontrolowanym płaczem. Ugięły mi się kolana, nogi zrobiły się jak z waty. Zsunęłam się po ścianie na podłogę. - Na pół roku!- krzyknęłam przeraźliwe. - Na sześć miesięcy, sześć!

Po chwili Martinus opadł na kolana obok mnie. Mocno przycisnął moje ciało do swojego i zaczął jeździć dłonią po moich plecach. Starając się mnie uspokoić. Ułożył brodę na mojej głowie i jeszcze mocniej mnie ścisnął.

Gdy się od siebie oderwaliśmy, spojrzałam na brata. Mikey stał bez ruchu wpatrując się w jeden punkt ze łzami w oczach, którym nie pozwalał opuścić orbit.

- Braciszku...- szepnęłam, a chłopak spojrzał na mnie wycierając łzy i nic nie mówiąc odszedł.

***

Gdy się obudziłam było południe. Przynajmiej wyspałam się. Nawet nie zjadłam śniadania, tylko ubrałam się w dresy i poszłam po kartony na strych. Moje myśli krążyły wokół wczorajszego dnia i zanim się obejrzałam kartony, które tu ledwo przytargałam są milion razy cięższe. Około piętnastej mój brat wrócił ze szkoły, a wraz z nim bliźniaki Gunnarsen.

- W środę robimy impreze urodzinową. Jesteś gościem, który bez gadania przychodzisz i się świetnie bawisz. - poinformował mnie Mac.

-Skoro tak mówisz.- powiedziałam i oparłam głowe na ramieniu Tinusa, który obiął mnie szczelnie ramieniem.

- Witam, witam!- nagle drzwi się otworzyły, a do mojego pokoju wszedł Rye, Nathan, Nate i July.

-Cześć.- odpowiedzieliśmy razem.

-Co tu tak pusto?- zapytała Anders i przeczesała ręką swoje długie, blond włosy.

-Wyjeżdżam tysiące kilometrów stąd na pół roku. Dom jest sprzedany. - powiadziałam wstając i podchodząc do uchylonego okna. - Ale proszę was, nie mówmy teraz o tym.

- To co, robimy ten maraton filmowy?- usłyszałam głos Maxa. Czarnoskóry miał w dłoniach dwie siatki zapewne pełne po brzegi słodyczy i innego nie zdrowego jedzenia. Gdy chłopak zobaczył, że wszyscy z nostalgicznym nastrojem patrzą na niego jak na idiotę, rzucił torbami z impentem o podłogę.- Jebać to!

-Kiedy?- zapytał mnie Nate kompletnie ignorując Rivera.

- Tydzień. Już niecały.- mruknęłam.

-O co chodzi? Bo tak trochę nie jestem w temacie!- poskarżył się Max.

- Dlaczego?- pyta ponownie Nate.

- Bo jesteśmy bankrutami!- podniosłam głos, a Michael spojrzał na mnie pytająco. - Ojciec zostawił nam długi. Są zbyt duże.- tłumacze patrząc jak brat wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi.

Po chwili słychać bardzo krótką wymianę zdań niędzy moim bratem a mamą. Mikey kłóci się z matką, po czym wbiega po schodach na górę do swojego pokoju i zatrzaskuje za sobą drzwi. Żadko tak robi. Jest on bardziej spokojnym typem człowieka, który nigdy nie wdaję się w konflikty, a tu coś takiego...

Why us? - Martinus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz