14

1.5K 50 6
                                    

*Pov David*

Maggie Scott...

Dziewczyna, którą zniszczyłem...

Dziewczyna, którą wykożystałem...

Zdradziłem...

Porzuciłem...

Ale mimo wszystko...

Dziewczyna, którą kochałem...

Dziewczyna, którą kocham...

I kochać będę...

Dziewczyna, z którą mimo młodego wieku wiedziałem, że chce spędzić życie...

Zestarzeć się...

Umrzeć z nią...

Dziewczyna, która mnie nienawidzi...

Boi się mnie...

Straciła zaufanie do mnie i przeze mnie...

Dla niej już nie istnieję...

Dla niej mnie nie ma...

A ja przez ten cały czas myślałem o niej...

Codziennie...

Dniami...

Tygodniami...

Miesiącami...

Teraz, słysze jej przeraźliwe krzyki, dochodzące zza drzwi. Wiem, że się boi i wiem, że nic nie mogę z tym zrobić. 

Musze jakoś naprowadzić policję na miejsce przetrzymywania dziewczyny. Muszę ją uratować. Przywrócić wolność i w ten sposób wynagrodzić ten cały koszmar.

*Pov Michael*

-Michael, marsz do dyrektora! Natychmiast!- usłyszałem głos nauczycielki od matmy. Nic nie mówiąc spakowałem podręczniki do plecaka i wyszedłem z klasy. Szedłem przez długie szkolne korytarze, dopuki nie dotarłem do gabinetu dyrektora. Zapukałem do drzwi, a już po chwili usłyszałem ciche "proszę".

- Dzień dobry.- burknąłem.

- Witam panie Scott. Co pana do mnie sprowadza? - zapytał przyjaźnie.

- Kazali mi przyjść...

-Posłuchaj mnie uważnie. Nauczyciele nie wiedzą o twojej siostrze. Myślę, że dobrze ci zrobi jak na kilka dni odpuścisz sobie szkołę. Przemyślisz wszystko i poukładasz sobie w głowie.

- Ale...

-Nie ma żadnego "ale"!- krzyknął i gwałtownie wstał do biurka. - Chłopie, ostatnio cię nie poznaję!  Trochę wolnego ma ci pomóc, a nie zaszkodzić. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie to co ci powiedziałem do serca i nie przyjdziesz jutro do szkoły. -powiedział poprawiając swój krawat. - A teraz, do widzenia...

-Do widzienia....-westchnąłem i wstałem z krzesła. Ponownie skierowałem się do drzwi.

-Michael!- usłyszałem za sobą swoje imię. Odwróciłem się.- Czuję, że już niedługo znajdą ją.

-Muszą.- szepnąłem. Wyszedłem z gabinetu, a następnie ze szkoły i udałem się do domu.

*Pov July*

-Wróci!- powiedziałam do Tinusa widząc jak z każdą sekundą schodzi z niego coraz więcej energi i optymizmu.

-A co jak nie?-zapytał, a mnie zamurowało.

-W jakim sensie?

-Nie wiesz czy wróci...-westchnął grzebiąc widelcem w talerzu.

- Szukają jej...trzeba mieć nadzieję! -krzyknęłam, a każdy się na nas spojrzał.

- Nie July, ty nic nie rozumiesz! Nadzieja była na początku. Gdy jej szukaliśmy. Gdy minął tydzień, miesiąc, nadzieja wygasła. Nie wierze, że wróci, a nawet jak wróci, to i tak niw będzie już taka jak kiedyś. Nawet nie chce wiedzieć co ona tam przeżywa!-wydarł się, w jego oczach były łzy. Chłopak nie mówiąc już nic więcej wybiegł ze stołówki.

Wstałam z krzesła i poszłam do łazienki. Umyłam twarz zimną wodą i poszłam do klasy od Norweskiego.

Na żadnej z późniejszych lekcji nie było Tinusa...

*Pov Martinus*

Mówią, że nadzieja zawsze umiera ostatnia.

Mówią również, ża nadzieja -matką głupich.

I w co mam wierzyć? Czy ona wróci? Czy nadzieja mi ją zróci? Czy sprawi, że będę mógł ją przytulić i powiedzieć...

- Tinus, co ty tak wcześnie w domu?- zapytała mama gdy wchodziłem do swojego pokoju.

-No, bo....yyy...źle się poczułem... pielęgniarka kazała mi iść do domu. -skłamałem.

-Eh...skoro tak mówisz...-westchnęła. - Odpocznij, może zrobi ci się lepiej.

Wszedłem do pokoju i usiadłem przy pianinie. Zacząłem grać znaną mi melodię. Po chwili zacząłem nucić. Wkładałem z to wszytkie uczucia. Chciałem to całe cierpienie przerzucić na muzykę. Chciałem się odprężyć i chociaż na chwilę uspokoić, opanować nerwy i zrelaksować się. Chociaż na chwilę przestać myśleć o szkole, Maggie oraz tym wszystkim co się dzieje obok mnie...

Chociaż na chwilę...

????????!!!!!!!!!!C.D.N.????????!!!!!!!!!!!

Z okazji świąt życzę wam
Wszystkiego najleprzego!
Przede wszystkim zdrowia i szczęścia!
Oraz szczęśliwego nowego roku!

~A

Why us? - Martinus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz