50

939 48 7
                                    

*Pov Maggie*

- W domu proszę zrobić zadanie 4, 5, 7 i 9 ze strony 237.- powiedziała nauczycielka razem z dzwonkiem ogłaszającym długą przerwę. -A teraz spakujcie się i możecie wyjść. - uśmiechnęła się, a ja jak najszybciej wybiegłam z klasy.

-Mag, musimy iść teraz na mecz! Chłopacy za chwile wchodzą na boisko! Dalej rusz się!- krzyczała Sally skacząc wokół mnie. Westchnąłem głośno i zamiast iść na stołówkę, pobiegłam z przyjaciółką na szkolną halę sportową. Aston, Lou, Matt i Carter razem ze swoimi kolegami z dróżyny rozgrzewali się z graczami innych szkół.

-Czego jest ten mecz?- zapytałam znudzona siadając na ławce.

-No przeciesz mówiłam ci jak tu szłyśmy guptasie! - pacnęła mnie dłonią w czoło.

-Nigdy więcej tak nie rób.- warknęłam zabierając jej dłoń.

-Koszykówka no...- westchnęła Sally, a ja oparłam głowę na dłoniach. Nie chce mi się tu siedzieć, ale obiecałam to Sally i chłopakom, więc za bardzo nie mam wyboru.

-Witam wszystkich bardzo serdecznie!- po sali rozległ się głos dyrektora szkoły. - Dzisiaj uczniowie naszej szkoły zmierzą się z uczniami innych szkół tej okolicy Nowego Jorku takich jak między innymi:
Island Technical High School,
Bronx High School oraz
Townsend Harris High School.
Życzę wszystkim zawodnikom miłej, uczciwej gry i zabawy!

***

Nareszcie po kilku minutach nasi zawodnicy ustawili się w szeregu czekając na gwizdek. Gdy sędzia dmuchnął w przyrząd gra się rozpoczęła. Nie minęły dwie minuty, a przeciwnicy mieli już dwa punkty.

Cholera, dobrze grają...

Po kolejnych minutach kolejne punkty i to nie dla nas. Przy każdej akcji wykonanej przez naszych, rywale przejmowali piłkę i zdobywali dla siebie cenne punkty.

15- sta minuta, a wynik 34:10.

Po chwili Carter dzięki swojemu wzrostowi przechwycił piłkę (którą rywal podał do swojego), zrobił dwutakt i trafił do kosza. Cheerlader'ki zaczęły krzyczeć jeszcze głośniej, a ich układ stał się milion razy żwawszy. Kibice wstrzymali oddech. Dopiero po jakimś czasie, gdy
w płucach zabrakło mi powietrza zoriętowałam się, że ja również je trzymałam bez ruchu, dopłuki Louis wraz z kolegami z dróżyny zdobywał płynnie kolejne cyfry. Gra zmieniła tok.

To była jedyna tak żywa i energiczna oraz pierwsza rozgrywka piłki koszykowej jaką w życiu oglądałam. Końcowy gwizdek zadecydował remis 60:60.

-Po krótkiej przerwie zagrają kolejne dwie drużyny, a następnie zwycięski zespół zmierzy się z zawodnikami naszej szkoły. Każda z dróżyn musi zagrać cztery mecze!- powiedział spiker przez mikrofon. Zaczęłam szukać wzrokim kuzyna, który jak się okazało szedł w naszą stronę.

- Wiesz co kuzynku? Remis to zdecydowanie za mało. - powiedziałam teatralną złością krzyżując ręce na piersiach.

- Przepraszam kuzynka! Starałem się. - udał, że płacze na co zaczeliśmy się śmiać.

- A tak na serio, nawet nawet ta wasza gra. Nie daliscie za wygraną. To mi się podoba. - uśmiechnęłam się lekko.

-Było cudownie!- krzyknęła Sally i  rzuciała się na chłopaka oplatając swoje długie nogi wokół jego talii. Ja tylko usiadłam na swoim dawnym miejscu i wyciągnęłam z kieszeni telefon.

Wszystko byle tylko nie musieć się na nich nie patrzeć!

*Pov Michael*

Wszystko wydawało się na początku takie skomplikowane...i rzeczywiście takie jest.

Praca za mało płatna, a podwyżki nie chcą mi dać. Nie wystrcza nawet na tą najtańszą kawalerkę. Na szczęście jednak mam wspaniałych przyjaciół, którzy starają się jakoś pomóc. Nate daje mi dach nad głową, Rye postarał się o to bym mógł pracować w weekendy u jego taty w warsztacie. Nathan i reszta ekipy pomagają jak tylko mogą, matka wyjechała z Trofors do Harrego z nadzieją, że ją przygarnie, Maggie co jakiś czas dzwoni. Ma z nami stały kontakt. Najwięcej w sumie wie Tinus i July, bo to najczęściej do nich dzwoni. Przynajmiej to...

Spojdzałem na stolik stojący przed moim łóżkiem i uśmiechnąłem się patrząc na średniej wielkości ramkę z uroczym zdjęciem zdjęciem, które przedstawiało nas jeszcze z naszego barwnego dzieciństwa. Na tej fotografii miałem  trochę więcej niż pięć lat, a i tak pamiętam to doskonale. Z resztą Mag pewnie również.

Maggie bawiła się z koleżanką z przedszkola w piaskownicy, ja z moim kolegom na chźtawkach. Zawołałem ją do siebie, a dziewczynka potknęła się o korzeń i wykręciła kostkę. Podbiegliśmy szybko wszyscy do niej. Dziewczynka płakała i mówła, że ją boli, więc wziąłem ją na ręce i zacząłem iść w stronę domu. Tata widząc jak ledwo co niosę siostrę w stronę domu zrobił nam zdjęcie, a po chwili sam przechwycił córkę.

Wtedy jeszcze rodzice nie mieli nas gdzieś

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wtedy jeszcze rodzice nie mieli nas gdzieś. Czuliśmy się kochani, ale to uczucie znikło już w wieku dziesięciu lat. Jako dziesięciolatek starałem się zająć młodszą kruszynką. Broniłem ją zawsze i wszędzie. Ja się starałem, ona się starała.

Kochałem ją...kocham i będe kochać, tak samo jak ona mnie...

Why us? - Martinus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz