17

1.5K 51 12
                                    

*Pov Maggie*

-Zaraz będziesz wolna!- usłyszałam.

-David, co ty robisz? - wiedziałam, że on się naraża. - To pułapka, uciekaj proszę cię.

- Jeszcze chwila, skarbie...- zaczął uderzać w kajdanki. Metal zaczął się rozluźniać.

-Nie David! On tu jest!- krzyknęłam i usłyszałam dźwięk załadowania pistoletu. Każdy się odwrócił. Każdy prócz Davida.

- To koniec Black!- wydarł się i wystrzelił pocisk, który przebił jego klatkę piersiową. Chłopak ostatni raz uderzył w kajdany psując je i upadł na ziemnie, a ja obok niego. Policjanci zakuli mojego oprawcę i wyszli z nim. Jeden z gliniarzy zadzwonił po pogotowie. Z klatki piersiowej Black'a zaczęła sączyć się krew, a ja miałam łzy w oczach. - Przynajmniej w taki sposób mogę odkupić swoje winy, a myślałem, że to jest niemożliwe.

-O czym ty mówisz?- zapytałam, a chłopak westchnął cicho.

- Nie chciałem ci mówić tego w tych okolicznościach, ale chyba nie mam innego wyjścia. Zresztą nie mam nic do stracenia. Kocham cię Maggie Scott, kochałem cię i zawsze będę kochać! Znajdź sobie kogoś wartościowego, lepszego niż ja. Zasługujesz na księcia z bajki. Bądź szczęśliwa i żyj pełnią życia. Kocham cię...- to były ostatnie słowa jakie usłyszałam zanim przyjechała karetka. Nie uratowali go. Zginął w drodze do szpitala.

*Pov Martinus*

*rozmowa telefoniczna*

-Martinus! Znaleźli ją! Przyłaź szybko do szpitala! - usłyszałem głos Michaela po drugiej stronie.

-Będe za dziesięć minut!-krzyknąłem do słuchawki i się rozłączyłem.

*koniec rozmowy telefonicznej*

-Marcus!- wydarłem się.

-Nie drzyj się, bo szyby popękają!

-Znaleźli Maggie! Jest przewieziona do szpitala.

- Idziemy.

Szybko wyszliśmy z domu i pobiegliśmy w stronę szpitala.

-Dzień dobry! Mogę wiedzieć, w jakiej sali jest Maggie Scott?- zapytałem recepcjonistki.

-Dzień dobry. Kim pan dla niej jest? - zapytała.

-Jestem jej chłopakiem. - powiedziałem po chwili zastanowienia.

-Dobrze, prosze chwile poczekać... -dopowiedziała i zaczęła szukać numeru sali na kartce.- Sala: 477, trzecie piętro.

- Dobrze, dziękujemy!-powiedziałem równo z bratem i pobiegliśmy po schodach na wskazane trzecie piętro.

-Już się na chłopaka mianowałeś? - zaśmiał się Marcus.

-Zamknij się!- warknąłem uderzając go w ramię.

Staneliśmy przy przeszklonej sali. W środku były trzy łóżka, a na jednym z nich leżała Mag. Obok dziewczyny siedział jej starszy brat Mike trzymając ją za rękę. Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na nas. Powiedział coś do siostry i wyszedł.

-Hej, dobrze, że już jesteście. -przywitał się.

- Co z nią?- zapytałem od razu.

- Miała połamane żebra, ale przez ten długi czas jak jej nie było zrosły się, złamana z przemieszczeniem ręka, dużo ran, straciła dużo krwi. Z badań wynika również, że była wielokrotnie gwałcona...

-Mogę do niej wejść?-zapytałem, Mike skinął głową, a ja powoli wszedłem do sali. -Cześć.- powiedziałem niepewnie.

-Cześć.- szepnęła. Usiadłem na krześle stojącym obok niej. Nie wiedziałem co mam powiedzieć.

-Umm...jak się czujesz?

- Bywało lepiej.- zaśmiała się nerwowo.

*Pov Maggie*

*Dwa dni później *

Wypuścili mnie ze szpitala specjalnie na pogrzeb Davida. Stoję na cmentarzu wtulona w mojego starszego brata. Z moich oczu płynęły łzy. Mimo, że kiedyś mnie zranił, chciał uratować mnie. I to zrobił. Gdyby nie on nie wiem jak by się to dla mnie skończyło.

-Dziękuję...- szepnęłam podchodząc do grobu. Zostawiłam na nagrobku bukiet białych róż i zapalony znicz.

-Mag musimy już iść.- powiedział Michael i obiął mnie ramieniem. Poszliśmy w stronę karetki, którą mieli mnie zawieść spowrotem do szpitala. Usiadłam na białym siedzeniu, a ambulans odjechał spod cmentarza. Gdy dojechaliśmy do szpitala niemal od razu zawieźli mnie na jakieś badania.

Why us? - Martinus GunnarsenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz